[ Pobierz całość w formacie PDF ]
większej logiki. Czy on tego nie widzi?
Zaplotła ramiona.
- Tak czy owak, nawet jako twoja żona chciała
bym sama o sobie decydować. Ty mi nie będziesz
rozkazywał!
Nerwowo przeczesał palcami włosy.
- Hebe, czy ty chcesz być od rana taka waleczna?
- Ja waleczna? Nic podobnego. CoÅ› ci siÄ™ przy
widziało.
- Nie przywidziało mi się, nie przywidziało
- zabębnił palcami po stole. -I w ogóle... Dlaczego
wczoraj udawałaś, że śpisz, jak wróciłem do łóżka?
Umknęła spojrzeniem.
- Ja udawałam? Niemożliwe... Bardzo byłam
zmęczona. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
- Udawałaś, udawałaś - pokiwał głową. - Ale
wiem, że byłaś zmęczona, dlatego ci nie przeszka
dzałem. Ja też byłem zmęczony.
Jasne, pomyślała. Ponieważ to moja obecność cię
męczy. Ale gadanie z tą twoją Sally jakoś cię nigdy
nie męczy. Stara miłość nie rdzewieje! Kochałeś ją
kiedyś i wasze dziecko było dzieckiem miłości...
116 CAROLE MORTIMER
A nasze dziecko? Czy będzie dzieckiem miłości?
Nigdy! Będzie owocem małżeństwa z rozsądku...
O ile w ogóle dojdzie do jakiegoś małżeństwa.
Przysiadła bokiem na blacie stołu.
- Chcę pracować Nick, słyszysz? I nic tego nie
zmieni. Oczywiście nie muszę pracować w galerii.
W każdej chwili mogę sobie poszukać innej posady.
- Hola, nie tak prędko - powstrzymał ją gestem
ręki. - W porządku, jeśli chcesz być w galerii, to już
bÄ…dz, jak musisz. Ale dziÅ› tylko do lunchu, dobrze?
Potem masz przecież wizytę u ginekologa.
Zrobiła okrągłe oczy.
- Ja, u ginekologa? Pierwszy raz słyszę. Prze
cież nic mi nie jest, więc po co...
- Nie szkodzi - przerwał jej. - Ostrożności
nigdy za wiele. Umówiłem ci tego lekarza na wszel
ki wypadek.
Może by ją nawet ujął swą opiekuńczością, gdy
by nie realia. Miała bowiem powody przypuszczać,
że jest traktowana jak cenna klacz, a nie człowiek.
Jemu idzie o jej małe", nie o nią, nie o Hebe
Johnson, której nie kocha.
Nick wstał.
- Więc pamiętaj - przypomniał. - Tylko do
lunchu. Ja też zajrzę do galerii; będę u siebie w biu
rze. Ale o dwunastej trzydzieści spotkamy się zno
wu tutaj. Tu zjemy.
- Tu? I co, ja oczywiście miałabym ci coś upich
cić, tak? - zmarszczyła nos. - Ale ja nie jestem
żadną kucharką.
WAAZCICIEL GALERII
117
WestchnÄ…Å‚.
- NaprawdÄ™ jesteÅ› dziÅ› zaczepna... Nie, nie mu
sisz nic pichcić. Sam sobie zrobię jakąś kanapkę.
Mogę też zrobić tobie... Bo zdaje się, że jak zwykle
nie zjadłaś dziś śniadania, co? A powinnaś się
porządnie odżywiać w twoim stanie.
- Och, dałbyś już spokój z tym moim stanem"!
Traktujesz mnie po prostu jak hodowca trzodÄ™.
Zciągnął brwi. Co jej nagle strzeliło do głowy?
Jaką trzodę"? Co ona jest na niego taka rozżalona?
Nakazał sobie mimo wszystko spokój.
- Przestań Hebe - powiedział. - Nie napadaj tak
na mnie.
- Nie? Bo co? - uniosła podbródek. - Bo co mi
zrobisz?
Spróbował się uśmiechnąć.
- Bo dostaniesz to, na co zasługujesz.
Poczuła, jak jej gwałtownie skacze tętno.
- Tak? To znaczy...? Co miałabym dostać?
Odgadł, że pomyślała o jakimś rękoczynie.
Uśmiechnął się szerzej.
- To znaczy, że możesz dostać to samo, co
zeszłej nocy. Oczywiście możliwe są jakieś od
miany na życzenie.
Zamrugała powiekami. Wcale się takiej odpo
wiedzi nie spodziewała.
- A ty wciąż jedno i to samo. Zawsze myślisz
o seksie.
- A cóż jest złego w seksie?
Milcząc, pokręciła głową.
118 CAROLE MORTIMER
- Szkoda gadać - powiedziała. - Idę do pracy.
- No dobrze, ale pamiętaj: dwunasta trzydzieści.
A o pierwszej trzydzieści ruszamy do lekarza.
- My ruszamy? - uniosła brwi.
- Oczywiście, ja cię zawiozę. Przecież ty nawet
nie wiesz, gdzie to jest.
Poczuła, że chyba jest coraz bardziej osaczana.
Naprawdę nie potrzebowała całej tej hodowlanej"
opiekuńczości Nicka. Zwłaszcza gdy pomyślała,
z kim to on umawiał się ostatnio w Nowym Jorku.
- Nie jestem małą dziewczynką - wzruszyła
ramionami. - Dasz mi adres i sama pojadÄ™. Znam
Londyn.
- Wiem, że znasz Londyn. Ale ja wolę być
z tobą. Chcę usłyszeć, co lekarz powie.
Zesztywniała.
- Jak to, chcesz być przy badaniu? No nie, tego
już za wiele!
- Niekoniecznie przy badaniu, ale chcę usłyszeć.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]