[ Pobierz całość w formacie PDF ]
fili\anki oraz dzbanuszek z mlekiem i ładnie ustawiła
wszystko na stole. Na koniec doło\yła jeszcze serwetki i na
wszelki wypadek ły\eczkę dla Jace'a. Cofnęła się o krok i
obrzuciła stół krytycznym spojrzeniem, sprawdzając, czy o
niczym nie zapomniała.
- Samantho? - zawołał po chwili Jace z salonu.
- Jestem w kuchni! - odkrzyknęła.
- Znalazłaś wszystko? - zapytał, stając w progu.
Podszedł do kredensu i wyjął kubek, nie zwracając naj-
mniejszej uwagi na starannie przygotowany stół. Napełnił
kubek kawą z dzbanka, wypił łyk i znieruchomiał z
dziwnym wyrazem twarzy. Powoli podniósł wzrok na twarz
Samanthy.
- Co to jest?
- Kawa - odrzekła ze zdziwieniem. - A co ma być?
Jace wylał płyn z kubka do zlewu, a potem to samo
uczynił z zawartością dzbanka. Samantha osłupiała.
- Co ty robisz? - zapytała zdumiona. - Co ci się nie
podoba w tej kawie?
Jace wyrzucił fusy z ekspresu i wsypał do środka nową
porcję kawy.
- Parzę kawę. To, co ty zrobiłaś, bardziej przypominało
herbatę.
- Zaraz, zaraz... - Samantha poczuła, \e ogarnia ją
gniew. - To była zupełnie dobra kawa! Zawsze taką parzę i
nikt dotychczas się nie skar\ył!
- Mo\e twoi przyjaciele są przesadnie uprzejmi albo
nigdy nie byli na mrozie i nie musieli się rozgrzać. Kawa
musi być znacznie mocniejsza ni\ te twoje jasno-brązowe
popłuczyny.
- Mocna kawa jest niezdrowa. Badania wykazały... Jace
obrócił się na pięcie.
- Badania mnie nie rozgrzeją po tej wichurze. Samantha
z trudem tłumiła irytację.
- Tak się składa, \e wiem coś o tym. Badania dotyczące
picia kawy przez urzędników wykazują, \e...
Jace przerwał jej brutalnie.
- Prowadzenie rancza w niczym nie przypomina pracy
w biurze. To tak, jakbyś chciała porównywać krowy i
konie. Jedne i drugie mają po cztery nogi, ale nie da się ich
u\ywać zamiennie.
Samantha rozzłościła się na dobre.
- Krowy i konie nie mają nic wspólnego z...
Jace poruszył się tak szybko, \e nie zdą\yła zareagować.
W jednej chwili pochłonięci byli kłótnią, a w następnej usta
Jace'a znalazły się na wargach Samanthy i całowały je z nie
znanym jej dotychczas zapałem. W pierwszej chwili
Samantha miała ochotę wyrwać się z jego objęć. Ten
pocałunek był tak nagły, zaskakujący, nie planowany... a w
dodatku niezmiernie podniecający. Czuła ciepło ciała
Jace'a. Uniosła ramiona i zarzuciła mu je na szyję, a on
przyciągnął ją bli\ej.
Biła z niego siła, której zródłem była świadomość tego,
kim jest, i zadowolenie z siebie. Był mę\czyzną, który
wiedział, czego chce od \ycia i dokąd zmierza. Samantha
przez całe \ycie tęskniła do takiej siły. Tego właśnie
brakowało jej samej, a tak\e Jerry'emu Ken-singtonowi.
Pewność siebie Jace'a była bardzo pociągająca... oraz
podniecająca.
ROZDZIAA TRZECI
Trudno byłoby określić, które z nich przerwało po-
całunek, Jace czy Samantha. Wydawało się, \e zrobili to
równocześnie. Przez dłu\szą chwilę stali nieruchomo,
objęci. W kuchni panowała absolutna cisza, przerywana
jedynie odgłosem przyśpieszonych oddechów. Patrzyli
sobie w oczy, czegoś w nich szukając. W końcu czar prysł i
wrócili do rzeczywistości.
Samantha cofnęła się a\ do krawędzi zlewu. Jej serce
wcią\ dudniło i z trudem łapała dech. Jace nie spuszczał z
niej wzroku. Nie wiedziała, co powinna powiedzieć.
Pocałunek ją zaskoczył, była jednak jego chętną ucze-
stniczką.
Z wysiłkiem odwróciła wzrok i wpatrzyła się w okno. Na
zewnątrz zapadł ju\ wczesny zmrok. Czas był zacząć
przygotowania do kolacji. Samantha potrzebowała czegoś,
czym mogłaby się zająć. Uznała, \e to będzie najlepsze
wyjście z niezręcznej sytuacji.
- No có\... - wymamrotała przez wyschnięte gardło. -
Odchrząknęła i podjęła: - Czas ju\ chyba na kolację.
- Tak - przyznał Jace niskim, ochrypłym głosem.
- Mam trochę papierkowej roboty. Zajmie mi to jakieś pół
godziny. Gdy skończę, przygotuję coś do jedzenia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]