[ Pobierz całość w formacie PDF ]
[czarny] i White [biały]. Oraz oczywiście Jenny, Kelly i Ginny, trzy
najseksowniejsze blondynki na kampusie, których numer telefonu kończył się na
3-FUCK. Ktoś niewątpliwie powinien za to wylecieć z roboty.
Artykuł w Crimsonie nie dotyczył wszakże żarcików biura
kwatermistrzowskiego. Wspomniane blondynki zajęły trzy pierwsze miejsca w
rankingu na jakiejś stronie internetowej. Jak donosił Crimson , nazywała się
ona Facemash i umożliwiała studentom ocenianie urody dziewczyn na
podstawie ich zdjęć. Cała sprawa wzbudziła niemałe poruszenie na kampusie.
- Strona szybko została zamknięta - kontynuował Divya, wskazując na
artykuł. - Piszą, że zrobił to ten sam chłopak, który ją stworzył. Wcześniej nie
zdawał sobie sprawy, że może wkurzyć tylu ludzi. Niemniej na swoim blogu
napisał coś o porównywaniu dziewczyn do zwierząt hodowlanych.
Tyler odchylił się do tyłu.
- Kto się wkurzył?
- Dziewczyny. Wiele dziewczyn. Od samych grup feministycznych
przyszło kilkadziesiąt listów. Poza tym uniwersytet. Na stronę weszło
jednocześnie tyle osób, że przytkały się łącza. Profesorowie nie mogli się
zalogować na swoje konta mailowe. Nic dziwnego, że zrobiło się zamieszanie.
Tyler zagwizdał cicho.
- Niezle.
- Zgadza się. W ciągu dwudziestu minut na stronę weszło z dwadzieścia
tysięcy osób. Jej autor znalazł się w poważnych tarapatach. Wygląda na to, że
wszystkie zdjęcia ukradł z baz danych akademików. Włamał się do nich i po
prostu wszystkie skopiował. Razem z kilkoma kumplami stanie przed komisją
dyscyplinarną.
Tyler doskonale wiedział, co to oznacza - w skład komisji wchodzili
zazwyczaj dziekani i doradcy do spraw studentów, a niekiedy nawet
uniwersyteccy prawnicy i starsi rangą przedstawiciele administracji. Tyler miał
w Porc znajomego, który został oskarżony o ściąganie na egzaminie z historii.
Chłopak musiał stanąć przed dwoma dziekanami i starszym opiekunem.
Komisja dyscyplinarna dysponowała dużą władzą - mogła zawiesić studenta, a
nawet wystąpić o usunięcie go z uniwersytetu. Tyler wątpił jednak, aby w
sprawie Facemasha orzeczono tak wysoką karę.
Chłopak, który go stworzył, prawdopodobnie otrzyma warunkową zgodę
na kontynuowanie nauki, choć oczywiście będzie miał lekko spieprzoną
reputację - zwłaszcza wśród studentek. Z artykułu wynikało, że chłopak raczej
nie był typem casanowy. Porównywanie dziewczyn do zwierząt hodowlanych?
Na taki pomysł mógł wpaść tylko facet, który rzadko kładzie się do łóżka w
towarzystwie.
- Piszą, że to nie jest jego pierwszy program - zauważył Cameron,
kartkując gazetę. - To on napisał Course Match. Pamiętasz, Tyler... ta strona z
harmonogramem pomagająca w wyborze zajęć. A w szkole średniej uchodził za
superhakera.
Tyler czuł, jak wstępują w niego nowe siły. Wszystko, co usłyszał,
nastrajało go optymistycznie. Chłopak być może wpędził się w kłopoty przez
swoją stronę, ale bez wątpienia był znakomitym programistą, a jednocześnie
człowiekiem o otwartym umyśle. Może właśnie kogoś takiego szukali?
- Powinniśmy z nim porozmawiać.
Divya skinął głową.
- Zadzwoniłem już do Victora. Powiedział, że chłopak chodzi z nim na
jeden z kursów z informatyki. Ostrzegł mnie tylko, że jest trochę dziwny.
- W jakim sensie? - spytał Cameron.
- No takim, że jest lekko społecznie autystyczny.
Tyler spojrzał na Camerona. Wiedzieli dokładnie, co Divya ma na myśli.
Autystyczny nie było odpowiednim słowem - w tym kontekście lepiej
pasowało społecznie niedostosowany . Na Harvard chodziły dziesiątki takich
osobników. Na uczelnię dostawali się bądz ludzie wszechstronnie wykształceni,
na przykład studenci z samymi szóstkami obdarzeni jednocześnie potencjałem
do bycia kapitanem reprezentacji uniwersytetu, bądz osoby bardzo, bardzo,
bardzo dobre w jakiejś dziedzinie - najlepiej lepsze niż ktokolwiek inny na
świecie. Na przykład wirtuoz skrzypiec lub nagradzany poeta.
Tyler lubił czasami myśleć, że razem z bratem należą do grupy
wszechstronnie wykształconych, nie zamierzał się jednak oszukiwać - wiedział
przecież, że tworzyli razem znakomitą osadę wioślarską.
Tymczasem chłopak od strony najwyrazniej świetnie znał się na
komputerach, a z pewnością nie miał absolutnie szans, żeby zostać kapitanem
żadnej drużyny sportowej.
- Jak on się nazywa? - spytał Tyler. W głowie kłębiły mu się już dziesiątki
pomysłów.
- Mark Zuckerberg - powiedział Divya.
- Wyślij do niego emaila - postanowił Tyler, stukając palcem w
Crimsona . - Przekonajmy się, czy ten cały Zuckerberg ma ochotę przejść do
historii.
ROZDZIAA 9 KONTAKT
Widok ze schodów Biblioteki Widenera na dziedziniec Harvardu
pozostawał w zasadzie niezmienny od trzystu lat. Wąskie, obsadzone drzewami
dróżki wiły się w jasnych promieniach przedpołudniowego słońca między
płatami starannie przystrzyżonej trawy. Wiekowe budynki z cegieł i kamienia
pokrywały zwoje zielonego bluszczu rozchodzące się na podobieństwo żył po
starzejącej się architektonicznej skórze. Z ostatniego stopnia, na którym stał
Eduardo, w oddali majaczył wierzchołek Memorial Church, nie widać jednak
było ani centrum naukowego z czasów programu kosmicznego, ani Canaday,
kwadratowego akademika dla pierwszoroczniaków, ani żadnego z nowszych
budynków, które szpeciły surową panoramę zakorzenionego w historii kampusu.
Widok ten miał w sobie pewien majestat, łącząc wspomnienie wielu podobnych
chwil zadumy. Eduardo czuł jednak, że w ciągu kilku minionych stuleci żaden
student nie wycierpiał tylu dziwacznych tortur, jakim poddano towarzyszącego
mu na schodach chłopaka.
Zerknął na Marka, który siedział obok niego po turecku na najwyższym
stopniu, kryjąc się częściowo w cieniu rzucanym przez jedną z szerokich
kolumn podtrzymujących dach wspaniałej, zbudowanej z kamienia biblioteki.
Mark miał na sobie marynarkę i krawat i jak zwykle wyglądał na skrępowanego.
Eduardo był niemal pewien, że tym razem zródłem zakłopotania nie było
wyłącznie ubranie.
- To musiało być nieprzyjemne - stwierdził Eduardo, kierując wzrok z
powrotem na dziedziniec.
Jego uwagę przykuła para ładnych pierwszoroczniaczek podążających w
pośpiechu jedną ze ścieżek. Dziewczyny miały na sobie identyczne szaliki w
szkarłatnych barwach uniwersytetu. Jedna z nich miała włosy spięte w kok
odsłaniający porcelanową skórę karku.
- Przypominało trochę kolonoskopię - przyznał Mark.
On również przyglądał się przechodzącym przez dziedziniec
dziewczynom. Być może myślał o tym samym, co Eduardo - dziewczyny
pewnie słyszały o Facemashu, pewnie czytały o nim w Crimsonie albo na
jednej z internetowych tablic informacyjnych. Mogły nawet wiedzieć, że
zaledwie godzinę wcześniej Mark złożył wyjaśnienia przed komisją
dyscyplinarną. Stanął twarzą w twarz z co najmniej trzema dziekanami, nie
wspominając o parze specjalistów od bezpieczeństwa komputerowego.
Wielokrotnie przepraszał za zamieszanie, do jakiego nieświadomie doprowadził.
Co zabawne - chociaż dziekani w najmniejszym stopniu nie uważali całej
sytuacji za humorystyczną - Mark najwyrazniej nie rozumiał, dlaczego w ogóle
kogokolwiek zdenerwował. Owszem, włamał się do uniwersyteckich
komputerów i ściągnął z nich zdjęcia. Wiedział, że postąpił zle, i wyraznie za to
przeprosił. Nie potrafił wszakże pojąć złości, jaką zapałały do niego różne grupy
kobiet działające na kampusie; zresztą nie tylko grupy, ale również pojedyncze
dziewczyny, które mówiły mu, co o nim myślą za pośrednictwem emaili, listów,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]