[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Po chwili wszystkie trzy siedziały już przy stole. Dziewczynki terkotały jak
karabiny maszynowe. Jillian nie była w stanie ich zrozumieć, ale doszła do wnio-
sku, że nie ma to żadnego znaczenia. Ich obecność poprawiała jej samopoczucie.
Powoli wstała od stołu i podeszła do swojej walizki, w której nie było już jej ubrań.
Zostawiła w niej prezenty dla dzieci brata. Postanowiła, że skoro na razie ich nie
zobaczy, podaruje je Marcii i Ninie.
Wyjęła przewód elektryczny z laptopa i podłączyła do małego przenośnego
odtwarzacza płyt kompaktowych. Kupiła kilka płyt po hiszpańsku. Na jednej z nich
był film rysunkowy. Gdy postawiła go na stole i włączyła do kontaktu, dziewczynki
zamilkły z wrażenia. Film do tego stopnia je zaabsorbował, że zapomniały o lun-
chu.
Kiedy przyszła po nie matka, zaczęły błagać, żeby pozwoliła im zostać i obej-
rzeć kreskówkę do końca.
- Wyślę je do domu, kiedy się skończy - obiecała jej Jillian. - W międzyczasie
pozbieram naczynia i odniosÄ™ do kuchni.
- Nie, zrobię to sama - odparła Soraya.
Kiedy film się skończył, Jillian podarowała dziewczynkom odtwarzacz oraz
inne płyty i zaprosiła je na lunch, który nazajutrz miały zjeść koło basenu. Mogły
sobie popływać, a ona ochłodzić się w wodzie, nie mocząc głowy.
Kiedy wyszły, Jillian poczuła się śpiąca. Doszła do wniosku, że poobiednia
drzemka dobrze jej zrobi.
Gdy się obudziła, poszła do kuchni i zjadła kolację w towarzystwie Marii, So-
S
R
rai oraz jej córek. Potem wróciła do swojego pokoju, by przesłać e-maila do Dave'a
i Angeli. W tym momencie usłyszała pukanie do drzwi.
- Proszę! - zawołała.
- Buenos tardes, Jillian.
- Remi... - Chciała wstać, ale ją powstrzymał.
Za każdym razem, kiedy go widziała, jej serce biło w przyspieszonym tempie.
- Podobno chcesz wybrać się na przejażdżkę powozem. Czy jutrzejszy wie-
czór ci odpowiada?
- Pod warunkiem, że nie sprawi ci to kłopotu.
- Przyda mi siÄ™ odmiana. Wobec tego umawiam siÄ™ z tobÄ… i dziewczynkami
jutro o siódmej na dziedzińcu. - Z tymi słowami zniknął, a Jillian spoglądała na
zamknięte drzwi, zastanawiając się, jak wytrzyma bez niego przez następne dwa-
dzieścia cztery godziny.
Nazajutrz wieczorem stała w pobliżu fontanny nie mniej przejęta niż dziew-
czynki, które czekały na pojawienie się powozu, a ona na Remiego. Marcia usły-
szała odgłos kopyt końskich w tym samym momencie co Jillian. Nina zaczęła pod-
skakiwać, klaszcząc w dłonie.
Jillian wymieniła uśmiechy z kobietami, które stały nieopodal niej. Zgodnie z
tym, co mówiła Maria, powóz nie był wyprowadzany ze stodoły od śmierci matki
Remiego.
Nagle pojawiła się para pięknie dobranych białych koni, które ciągnęły czarny
powóz. Na łbach i grzbietach miały skórzane stroje z czerwonymi frędzlami oraz
dzwoneczkami, które przy ich ruchach kołysały się, podskakiwały i dzwięczały.
Mąż Sorai, Miguel, siedział obok Remiego, który trzymał lejce. Paco jechał w
powozie.
Jillian opanowało radosne podniecenie. Wydawało jej się, że śni. Po rocznej
żałobie po Kyle'u zdała sobie nagle sprawę, że ma to już za sobą.
S
R
Po raz pierwszy od dnia jego śmierci poczuła, że naprawdę żyje.
Kiedy podjechali do nich, Paco wysiadł i pomógł swoim wnuczkom zająć
miejsca. W ich ślady poszły Maria i Soraya. Jillian zrobiła zdjęcia, a potem wsiadła
jako ostatnia. Była zadowolona, że włożyła luzne białe spodnie i zieloną jedwabną
bluzkę. Usiadła między Niną a jej matką.
- Gotowe? - spytał Remi, odwracając się do nich.
Jillian nie mogła oderwać od niego oczu.
- Vamos! - zawołał Paco.
Kilka następnych godzin Jillian zapamiętała na zawsze. Remi zawiózł je do
gajów, w których rosły najstarsze drzewa oliwne. Były znacznie wyższe i miały
większy obwód niż te, które widziała wcześniej.
Zwiąteczny nastrój wieczoru, który zapanował dzięki Remiemu, sprowokował
dziewczynki do śpiewania. Kiedy słońce zaszło za horyzont, dorośli zaczęli im
wtórować. Jillian wsłuchiwała się w zmysłowy baryton Remiego, marząc o tym, by
ta wycieczka trwała wiecznie.
Gdy znalezli się z powrotem na dziedzińcu, wyskoczyła z powozu.
- Miło mi, że dobrze się bawiłaś - powiedział Remi, zerkając na nią z miejsca
woznicy.
Gdy na niego spojrzała, musiała przyznać, że z falującymi czarnymi włosami
i ciemną karnacją wygląda bardzo atrakcyjnie. Był uosobieniem męskiej siły i hisz-
pańskiej dumy. Patrzenie na niego sprawiało jej ból.
- Nie zapomnę spędzonych tutaj dni - odparła drżącym głosem, a potem zrobi-
ła jeszcze jedno zdjęcie, mając nadzieję, że jest wystarczająco dużo światła.
- Gracias, Remi! - zawołały dziewczynki.
Remi uśmiechnął się do nich, a potem odjechał z Pakiem i Miguelem, by od-
stawić powóz do stodoły i wyprzęgnąć konie.
S
R
ROZDZIAA SZÓSTY
Remi zauważył, że poczekalnia przed gabinetem doktora Filartiguy jest pełna
pacjentów z przepaskami na oku. Doszedł do wniosku, że zapewne jest to dzień wi-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]