[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kiedy będziesz w Oppstad, zawsze możesz do nas tu zajrzeć. Przecież to niedaleko.
- Chodz, wezmiemy z sypialni twoje rzeczy - powiedział Havard z pozoru spokojnie, ale
po jego minie poznać było można, ile go to kosztuje. - I odprowadzę cię do Oppstad - dodał.
- Nie, Dorbet z nim pójdzie - pośpiesznie sprzeciwiła się Mali. - Do Granvold trzeba
zanieść wełnę, więc skoro i tak już idzie, może po drodze odprowadzić małego.
Dorbet najwyrazniej nie była z tego zadowolona. Spojrzała na matkę pociemniałymi z
gniewu oczyma i już miała się sprzeciwić, ale się powstrzymała, gdy usłyszała o wełnie, którą
trzeba zanieść do Granvold. Od zabawy noworocznej widziała się z Olą zaledwie raz.
Spotkali się przy sklepie i przez chwilę całowali się z tyłu pod ścianą przemarznięci, a z ich
zimnych od mrozu ust unosiła się para. Teraz Dorbet poczuła przyjemne mrowienie w całym
ciele na myśl, że znów go spotka. W Granvold będą mogli zamknąć się w sypialni i pobyć we
dwoje. Marit, matka Oli, nigdy się temu nie sprzeciwia. Raczej na odwrót.
- Ciekawe, kto posprząta ze stołu po podwieczorku - spytała, sięgając po talerzyk z
masłem.
- Ty - odparła Mali. - Nie potrzebujesz wiele czasu, by się ubrać.
Dorbet wzruszyła ramionami, zebrała resztki na jeden półmisek i w drodze do piwnicy
omal nie zderzyła się w drzwiach z Knutem Plassenem, który właśnie wchodził do izby.
Przewróciłaby się, gdyby chłopak nie przytrzymał jej za ramiona. Przez krótką chwilę zastygł
w tej pozycji, a potem gwałtownie cofnął ręce.
- Wszystko w porządku? - spytał tylko.
Dorbet kiwnęła głową i z bijącym sercem przemknęła obok. Nie zapomniała Knuta i
gorących chwil, które z nim spędziła. Po czasie zrozumiała, że zachowała się wobec niego
okropnie. Sądziła, że chłopak opuści dwór, skoro go rzuciła, ale ku jej zdziwieniu zgodził się
zostać, gdy Havard zaproponował mu służbę. Domyśliła się, że dużo go ta decyzja
kosztowała, bo pewnie najchętniej uciekłby jak najdalej od niej. Widziała, jak wychudł i
zmizerniał, gdy z nim zerwała, trzymał się na uboczu i nigdy nie próbował jej zagadnąć, jeśli
sama się do niego nie odezwała.
- Po co ten Knut w ogóle został we dworze? - awanturowała się z matką, która wcześniej
zastała ją w sypialni razem z tym chłopakiem. - Przecież widać wyraznie, że nie ma na to
ochoty.
- I trudno się dziwić, skoro tak z nim postąpiłaś - odpowiedziała Mali rozgniewana. - Jest
jednak zbyt biedny, by zrezygnować z tej posady. To taki pracowity i zręczny chłopak!
Oczekuję, że nie będziesz mu dodatkowo utrudniać życia. Zraniłaś go, jemu jest już
wystarczająco ciężko.
Dorbet nic nie odpowiedziała, ale potem przez długi czas trzymała się od Knuta z daleka.
Wraz z upływem czasu stosunki między nimi się stopniowo unormowały. Pod koniec jesieni
Knut zaczął znikać w niedziele, gdy miał wolne. Po lecie pozostała mu opalenizna, a
spojrzenie znów nabrało radości życia. Czasami Dorbet zerkała na niego przeciągle. Był
bardzo przystojny, przystojniejszy od innych, a i w łóżku radził sobie niezle. Na pewno
podoba się wielu dziewczętom, myślała, poznając, że przestał już po niej rozpaczać. Poruszał
się sprężystym krokiem i znów słychać było jego śmiech, zarówno w izbie, jak i w obejściu.
Pewnie sobie znalazł nową dziewczynę, z ukłuciem zazdrości domyśliła się Dorbet. Szybko
jednak porzuciła tę myśl, bo w gruncie rzeczy cieszyło ją, że odzyskał dawny humor. Z tego
Knuta Plassena był naprawdę niezły chłopak.
Kiedy Dorbet weszła na schody prowadzące do dużego domu mieszkalnego w Granvold,
otworzyły się drzwi i stanął w nich Ola.
- Widziałem, jak prowadziłaś do Oppstad Olę Havarda - wyjaśnił i przytulił ją mocno. - O
rany, jak strasznie długo to trwało, nim stamtąd wróciłaś. Mama mi mówiła, że przyjdziesz i
przyniesiesz wełnę. - Pocałował ją i ujmując jej twarz w dłonie, spojrzał w oczy i wyszepta z
żarem: - Całe wieki cię już nie widziałem!
- Co ty opowiadasz, spotkaliśmy się przed dwoma dniami - uśmiechnęła się Dorbet,
wchodząc za nim do korytarza.
- Tego spotkania pod sklepem nie liczę - odparł, pomagając jej zdjąć płaszcz.
- Ale noc sylwestrowa chyba się liczy - droczyła się z nim, posyłając mu szelmowski
uśmiech. - Ledwie po niej doszłam do domu.
Na odgłos otwieranych drzwi do izby odskoczyli lekko od siebie. Marit wychyliła głowę
na korytarz.
- Tak mi się właśnie wydawało, że cię słyszę - uśmiechnęła się promiennie i
dobrodusznie. - Wprowadz no dziewczę do ciepłej izby, Ola. Zmarznie nam w korytarzu i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]