[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spodeczkami. Przebiegł ją wzrokiem, który zdawał się nie tylko
rejestrować jej wygląd, ale i zaglądać do wnętrza. Wypatrzył w
niej jeszcze coś, co uznała za wysoce prowokujące. Przegnała
z głowy niebezpieczne myśli i opuściła oczy na skraj łóżka.
- Mary wydelegowano w tę stronę - powiedział w końcu. -
Pomyślałem sobie, że oszczędzę jej wysiłku. Napijemy się
herbaty na patio. - Nie czekając na odpowiedz, podszedł do
stolika i postawił tacę na szklanym blacie.
- Mam nadzieję, że zadowolony jesteś z Karin jako pa-
cjentki? - Nalał herbaty i podał filiżankę lekarzowi.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
- %7łeby wszyscy tacy byli! - odparł doktor Crosse. Rzucił
jej szybki uśmiech, wziął filiżankę. - Dzięki, przyjacielu.
Rowan obrócił się do Karin.
- Z odrobiną mleka, bez cukru. - Podał jej filiżankę.
- Doktor Crosse uważa, że gdzieś za tydzień będę mogła
zdjąć klamrę.
- Za dwa tygodnie. - Spokojny ton Rowana kontrastował z
czającym się w oczach wyzwaniem.
- Rowan, ja muszę wracać do domu, muszę zająć się
swoim życiem.
Znieruchomiał.
- Naprawdę musisz? - W oczach migotały mu światełka.
Nachyliła się nad herbatą. Czego właściwie od niej
chciał?
Filiżanka zabrzęczała na spodeczku. Trzęsącą się ręką
postawiła ją na stoliku.
- Ja... ja czuję się znacznie lepiej. Boję się tylko szybkich
ruchów. Przy wyjezdzie będę potrzebować tylko laski i... -
Przerwała, zdając sobie sprawę, że traci wątek.
- Roy, czy ona nadaje się do podróży?
- Wolałbym - doktor Crosse zakaszlał - żeby nie nad-
wyrężała nogi jeszcze przez tydzień czy dwa. Potem niech
sama decyduje.
Rowan nic nie powiedział. Wystudiowanymi ruchami
posprzątał ze stołu. Znów zdawał się odległy, nieprzenikniony.
- Ojciec i matka mają nadzieję, że zjesz razem z nami
kolację. - Rzucił szybkie spojrzenie lekarzowi wkładającemu
właśnie instrumenty do torby. - Koło siódmej, Roy. Na deser są
profitrolki, specjalność pani Davies.
Doktor Crosse zamknął z trzaskiem torbę.
- Teraz dopiero mi to mówisz! - Spojrzał na zegarek. -Jak
wiesz, o siódmej mam spotkanie z łososiami nad Nith.
- No to innym razem - powiedział Rowan głosem, w
którym czuło się żal. Przeniósł wzrok na Karin. Coś zaświeciło
w głębokich mrokach. - Włóż coś... kobiecego.
Karin przeszukała całą garderobę; jedyną rzeczą, jaka
zakrywała niewdzięczną klamrę, była sięgająca kostek
plisowana spódnica w opalizujących kolorach. Założyła do niej
czarną jedwabną koszulę i złote kolczyki. Kiedy stanęła przed
lustrem, zegar wybił w pół do siódmej. Nie wyglądała zle.
Schudła od czasu wypadku, ale luzno udrapowana koszula nie
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
uwydatniała zmian. Przeciągnęła grzebień przez gęste włosy o
rdzawych połyskach, pociągnęła lekko wargi różaną szminką.
Jeszcze raz przyjrzała się sobie, a potem ruszyła kory-
tarzem w stronę jadalni.
Wielki rzezbiony świecznik pobłyskiwał na ogromnym
prostokątnym stole. Rowan wyglądał przez wysokie okno,
zwrócony do niej tyłem. Jego ojciec, niższy o dobrych
kilkanaście centymetrów, stał przy nim, pani Marsden
siedziała w fotelu. Podniosła do góry głowę, kiedy Karin
weszła do jadalni.
- Karin, wyglądasz zachwycająco.
Rowan obrócił się gwałtownie. Jego twarz powoli roz-
jaśnił aprobujący uśmiech.Poczuła, jak radość rozgrzewa jej
serce.
- Dziękuję, pani Marsden.
- Moja droga. - Pan Marsden zaoferował jej ramię -pozwól,
że cię podprowadzę.
Na jednym końcu mahoniowego stołu nakryto dla
czterech osób. Półprzezroczyste talerze z chińskiej porcelany,
srebro i kryształ.
- Sherry? - zaproponował Rowan. W oczach błyskało mu
rozbawienie.
Karin skinęła głową.
Palce mężczyzny musnęły jej dłoń. Ciepłe. Bliskie. Ujęła
kieliszek, odsunęła rękę. Kiedy usiadła, postawiła nietknięty
na stole.
- Amontillado - mruknął Rowan. - Myślałem, że nic już nie
zostało w piwnicy.
Karin powstrzymała uśmiech. Musiał wcześniej zauważyć
książkę Poego przy jej łóżku.
Usiadł tuż przy niej, ocierając się nogą o jej udo.
Odsunęła się i szybko tego pożałowała. Zdała sobie nagle
sprawę, że chciałaby poczuć coś więcej niż jego udo przy
sobie.
Przełknęła ślinę i spróbowała podążyć myślami za roz-
mową, jaką Rowan toczył z rodzicami.
Mary wniosła wazę z delikatnie przyprawioną kremową
zupą z marchwi, którą pani Marsden rozlała do płytkich czarek.
Rowan podał jej koszyk z kawałkami bagietek. Znów ich
palce zetknęły się. Odsunęła gwałtownie dłoń, ale gorący prąd
zdążył przeszyć ją na wskroś.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Uśmiechnął się i łyknął zupy, która pachniała curry. Coś
psotnego tańczyło mu w oczach.
O czym myślał? Karin odciągnęła swe myśli od Rowana i
odpowiedziała na pytanie, które zadała jej pani Marsden.
Nagle Rowan podniósł swój kieliszek.- Chciałbym
wznieść toast. Za rodzinę i przyjaciół. -Nie spuszczając z niej
oka, upił łyk.
Karin zesztywniała z kieliszkiem w ręku.
- Za przyjaciół. - Rowan powiedział jej, że nigdy nie będą
przyjaciółmi. Co więc znów miał na myśli?
Rowan w dalszym ciągu wpatrywał się w nią, w jego
oczach paliło się jakby pytanie. Cisza trwała nadal.
Karin ścisnęło się gardło.
Pan Marsden rzucił wpierw wzrokiem na nią, potem na
Rowana. Teraz on podniósł kieliszek.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]