[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kuje.
- Dobrze, że już się uspokoił.
Po jego słowach zapanowała pełna napięcia cisza.
Maud chętnie zareagowałaby na komentarz Seymou
ra, ale nie miała pojęcia, co powiedzieć. Zdawała
sobie sprawę, że coraz bardziej oddalają się od siebie.
Taki stan rzeczy napawał ją smutkiem, lecz nie
potrafiła mu przeciwdziałać.
- Czy wyjaśniliście sobie z Holtem wszystkie
nieporozumienia? - spytała wreszcie, gdy cisza stała
się wprost nieznośna.
- Na razie tak - odpowiedział ostro i zmęczonym
gestem potarł kark.
- Przykro mi. Na pewno liczyłeś na więcej.
Seymour wzruszył ramionami.
-. Nie wykorzystałem jeszcze wszystkich kart.
Co za dziwne stwierdzenie, w dodatku niezbyt
dobrze przystające do sytuacji, pomyślała Maud. Nie
miała pojęcia, co zaszło między ojcem i synem.
Przeczuwała, że nawet jeśli zada Seymourowi kilka
pytań, i tak nie otrzyma odpowiedzi.
- Chyba ci nie przeszkadza, że zatrzyma się u nas
na kilka dni.
- A co byś zrobił, gdyby mi przeszkadzało?
Spojrzał na nią dziwnie.
- Cóż, w tym wypadku musiałabyś pójść na
kompromis.
Zmusiła się, by nie wybuchnąć, i odparła zupełnie
spokojnie:
- Nie, oczywiście, nie mam nic przeciwko temu.
Jeśli zgodzi ci się pomóc, Holt będzie tu mile
widzianym gościem. - Odwróciła się szybko, by nie
zobaczył wyrazu jej oczu.
- Na pewno wyciągnie mnie z tarapatów. Nie
zgadzamy siÄ™ w wielu rzeczach, ale jest jednym
z najlepszych adwokatów w mieście.
- Może ta sprawa zbliży was do siebie. W trud
nych sytuacjach ludzie zapominajÄ… o wzajemnych
urazach.
- Wątpię - odparł z gorzkim uśmiechem. - Cień
jego matki będzie zawsze stał między nami.
- Przykro mi.
- Pogodziłem się z tym. - Podszedł do niej. - Nie
zaprzątaj sobie tym głowy, to nie twój problem.
Według mnie nie warto wracać do przeszłości, bo co
się stało, to się nie odstanie. A poza tym mam jeszcze
jednego syna, za co będę ci dozgonnie wdzięczny.
Jonah nigdy mnie nie zawiedzie.
- I ja się o to modlę - odparła żarliwie.
- Modlitwy nie majÄ… tu nic do rzeczy. Tym razem
dopilnuję, by syn poszedł w moje ślady.
- Ależ on też będzie miał w tej sprawie coś do
powiedzenia - niemal krzyknęła. Cóż, to odległa
przyszłość, uznała i zrezygnowała z dalszej dyskusji.
- Wiem, że ciężko znosisz obecną sytuację - po
wiedział łagodnie. -Nie martw się, niedługo wszyst
ko wróci do normy.
Z jakiegoÅ› powodu to stwierdzenie nie tylko jej nie
uspokoiło, ale jeszcze bardziej ją zirytowało.
- Zeznałeś, że śmierć Dodsona nastąpiła na sku
tek nieprzewidzianych komplikacji medycznych...
- Bo tak było - przerwał jej ostro.
- Jednak nadal nie rozumiem, dlaczego uważasz,
że nie ponosisz żadnej odpowiedzialności i w ogóle
nie poczuwasz siÄ™ do winy.
- SkÄ…d wiesz?
- A czujesz siÄ™ winny?
- Nie, bo nie przyczyniłem się do jego śmierci.
- Jednak ten człowiek umarł na stole operacyj
nym. A ty...
- Nie on pierwszy i nie ostatni.
Maud pomasowała bolące skronie.
- To zabrzmiało tak...
- Bezdusznie - uzupełnił.
- Właśnie.
- Być może, ale w tym konkretnym przypadku
naprawdę nie czuję się winny, bo zrobiłem wszystko,
co do mnie należało.
Boże, chyba nie zniosę dłużej jego pychy i arogan
cji, pomyślała zdesperowana.
Po raz pierwszy spojrzała na męża z dystansem,
obiektywnie, bez emocji. Nie spodobało jej się to, co
zobaczyła. Stał przed nią starszy, znużony życiem
mężczyzna, któremu ślubowała miłość i szacunek do
grobowej deski.
W rzeczywistości prawie w ogóle go nie znała.
Zaślepiły ją jego pozycja i urok osobisty. Nie
chciała widzieć prawdy, bo tak było wygodniej
i bezpieczniej.
- Co się dzieje, kochanie? - spytał zaniepokojony
Seymour. - Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.
Stał na wyciągnięcie ręki, patrzył na nią z jawnym
pożądaniem.
Niemal wstrząsnęła się z obrzydzenia, gdy pod
szedł i pogładził ją po twarzy. Opanowała się na tyle,
by nie cofnąć się ze wstrętem.
- Już tak dawno się z tobą nie kochałem - szepnął.
- Seymour...
Uśmiechnął się, ale jego oczy pozostały zimne.
- Tylko nie mów mi, że boli cię głowa.
Wiedziała, że próbował obrócić wszystko w żart,
rozładować sytuację, ale tym razem to nie zadziałało.
Nie zniosłaby jego pieszczot, jednak starannie ukryła
odrazÄ™.
- Naprawdę boli mnie głowa - mruknęła.
Spojrzał na nią z niedowierzaniem, potem opuścił
rękę.
- Ty nie żartujesz - stwierdził.
- Nie - szepnęła, odsuwając się.
- Rozumiem. Będzie na to czas kiedy indziej
- odparł przez zaciśnięte zęby.
Odwrócił się i wyszedł z pokoju.
Gdy poczuła, że po jej policzkach płyną łzy, ze
złości zacisnęła pięści. To będzie ostatni przejaw
słabości. Postanowiła odważnie zmierzyć się z prob
lemami. Odtąd będzie kroczyć przez życie z pod
niesioną głową i uśmiechem na twarzy.
ROZDZIAA SIÓDMY
Choć poranek był upalny, w ogrodzie panował
przyjemny chłód. Upojny zapach różnobarwnych
kwiatów zawsze poprawiał Maud humor. Również
dzisiaj ta terapia okazała się skuteczna.
Oddychając głęboko, usiadła na metalowym krze
sełku. Upiła łyk aromatycznej kawy i zapatrzyła się
na niebieskiego motyla. Zawsze ją zadziwiały te
delikatne stworzenia. Choć niektóre z nich miały
prawie przezroczyste skrzydełka, potrafiły, pozornie
bez celu, godzinami krążyć w powietrzu.
Ostatniej nocy prawie nie spala. Czuła się bardzo
znużona, wyprana z energii. Nie była przyzwyczajo
na do takiego stanu rzeczy. Dramatyczne wydarzenia
zupełnie pozbawiły ją sił.
Jonah często się budził i chciał, by mama nosiła go
na ręku. Zawsze mu ulegała, ale robiła to z radością.
Niestety, miała dziś dużo spraw do załatwienia i nie
mogła sobie pozwolić na bujanie w obłokach. Czeka
Å‚o jÄ… wiele pracy w domu Bobbi.
Upiła łyk kawy. Jeszcze niedawno myśl o kolej
nym zleceniu powodowała przyjemny przypływ ad
renaliny. Cieszyły ją nowe wyzwania, jednak teraz
brakowało jej sił i energii, a zlecenia ciążyły niczym
kula u nogi.
Cholerny Seymour!
Natychmiast się zawstydziła. Powinna wspierać
męża, zamiast winić go za swój podły nastrój. Jednak
po wczorajszej wieczornej rozmowie stała się wobec
niego jeszcze bardziej krytyczna. Chciała wierzyć, że
wtedy, na sali operacyjnej, doszło do tragicznego
wypadku i Seymour nie sprzeniewierzył się sztuce
lekarskiej.
Nie ulegało jednak wątpliwości, że był pod wpły
wem narkotyków. Jego wczorajsze zachowanie na
prawdę nią wstrząsnęło. Wypowiadał się jak aroganc
ki pyszałek, a pózniej dążył do intymnego zbliżenia.
Nie uszło jej uwagi, że kategoryczna odmowa bardzo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]