[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Harper roześmiał się taktownie z żartu przełożonego, aczkolwiek wskutek niepraw-
dopodobnego akcentu francuskiego z trudem tylko zrozumiał sens jego słów.
II
Ech& ach& proszę pana& czy m-m-mógłbym chwileczkę pomówić z panami?
Zbliżał się ku nim Jerzy Bartlett.
Pułkownik Melchett, który nie żywił wielkiej sympatii dla pana Bartletta i nie mógł
się doczekać wieści o tym, co też Slack zdziałał, przeszukując pokój Ruby i przesłuchu-
jąc pokojówki, burknął opryskliwie:
Czego pan chce? Co się stało?
Bartlett aż się cofnął o parę kroków, otwierając i zamykając usta jak ryba na piasku.
Tak& ech& pewno to nieważne& wie pan& ale pomyślałem sobie, że muszę to
panu powiedzieć& i w ogóle. Nie mogę& ech& nie mogę znalezć auta.
Co pan chce przez to powiedzieć? %7łe pan nie może znalezć swojego auta?
Harper zapytał:
Czy pan przypuszcza, że je ktoś ukradł?
Wdzięczny za łagodniejsze odezwanie Bartlett zwrócił się do Harpera:
Ano właśnie, wie pan. Nie wiadomo przecież& prawda? Mógł ktoś wsiąść i poje-
chać, tak sobie, po prostu, bez złych zamiarów& wie pan?
Kiedy pan widział samochód po raz ostatni?
Tak& już próbowałem sobie to przypomnieć. To zabawne, jak trudno sobie coś
przypomnieć, prawda?
53
Melchett zauważył lodowatym tonem:
Dla człowieka przeciętnie inteligentnego to chyba nie trudne. O ile pamiętam,
wspomniał pan uprzednio, że samochód pański stał wczoraj wieczór na dziedzińcu ho-
telowym&
Mr Bartlett był na tyle śmiały, że przerwał szefowi policji:
Ano właśnie& czy to prawda?
Co to ma znaczyć? Pan nam wyraznie powiedział, że tak było.
No, tak& zdawało mi się& to znaczy, zdawało mi się& przypuszczałem, że tak
jest, wie pan? To znaczy& ech& nie poszedłem sprawdzić, czy& czy wóz naprawdę tam
stoi& i w ogóle& wie pan?
Melchett westchnął. Uzbroił się w cierpliwość.
Niech pan uważa. Zastanowimy się nad tym spokojnie i powoli. Kiedy pan wi-
dział po raz ostatni swój wóz naprawdę w i d z i a ł ? Co to zresztą za marka?
Minoan 14.
I widział go pan po raz ostatni kiedy?
Grdyka Bartletta poruszała się niespokojnie.
Próbowałem się nad tym zastanowić. Przed obiadem wyciągnąłem go z garażu.
Chciałem się po południu trochę przejechać. Ale jakoś tak& wie pan, jak to bywa& za-
snąłem. Po południu po herbacie grałem w tenisa& i w ogóle& a potem poszedłem na
plażę.
Samochód stał wówczas jeszcze na dziedzińcu?
Prawdopodobnie. Tam go zostawiłem. Wie pan, myślałem, że może zabiorę kogoś
na spacer. Po kolacji. Ale nie udało mi się tego wieczoru. Nie było kogo. I już nie poje-
chałem.
Harper zapytał:
Ale pamięta pan, że samochód stał jeszcze na dziedzińcu?
No tak. To znaczy& tam go zostawiłem& prawda?
Czy zauważyłby pan, gdyby go tam już ni e b y ł o ?
Bartlett zaprzeczył.
Chyba nie& wie pan. Dużo wozów zajeżdża i wyjeżdża nieustannie& i w ogóle.
Prawie same minoany.
Harper skinął głową. Spojrzał właśnie przez okno. W tej chwili na dziedzińcu stało
ni mniej, ni więcej tylko osiem minoanów 14. Była to modna, niedroga marka, bardzo
wzięta w tym roku.
Czy zazwyczaj stawia pan wóz na noc w garażu? zapytał Melchett.
Nie zajmuję się nim tak bardzo. Aadna pogoda& i w ogóle. Strasznie nudno pa-
miętać ciągle o samochodzie, wie pan?
Harper zwrócił się do Melchetta:
54
Spotkamy się na górze, jeśli pan pozwoli. Zawołam tylko szybko sierżanta Higgin-
sa. Niech spisze szczegółowy protokół z Bartlettem.
W porządku.
Bartlett mruczał, przejęty swoją ważnością:
Wiedziałem, że trzeba panom o tym powiedzieć& prawda? Chciałbym przecież
pomóc& wie pan?
III
Pan Prestcott dawał Ruby Keene tylko wikt i mieszkanie. Jaki był wikt, nie wiadomo,
ale mieszkanie było nędzne.
Pokoje Józefiny Turner i Ruby Keene znajdowały się na samym końcu ponurego
i ciemnego korytarza. Były to małe pokoiki wychodzące na północ, z widokiem na ska-
ły wznoszące się zaraz za hotelem. Urządzenie składało się z wysortowanych zniszczo-
nych okazów , zdobiących pięćdziesiąt lat temu apartamenty gościnne. Po zmoderni-
zowaniu hotelu, kiedy wbudowano w sypialniach praktyczne szafy ścienne, niezgrabne
wiktoriańskie potwory z mahoniu i orzecha stały w pokojach personelu i trzeciorzęd-
nych pokojach gościnnych, wynajmowanych tylko w pełni sezonu.
Melchett zauważył od razu, że położenie pokoju Ruby Keene sprzyjało niepostrze-
żonemu opuszczeniu hotelu. Utrudniało to oczywiście wyjaśnienie tajemniczego znik-
nięcia tancerki.
Na końcu korytarza wąskie schody prowadziły na dół do równie ponurej sieni. Tam
znajdowały się oszklone drzwi wiodące na mało używany boczny taras. Stamtąd było
wyjście na główny taras albo też można było przejść wąską ścieżką na łąkę i skalną dro-
żynę, bardzo zresztą niewygodną i dlatego mało uczęszczaną.
Inspektor Slack przesłuchiwał z zapałem pokojówki i przeszukał pokój Ruby. Miał
szczęście, że zastał pokój w takim stanie, w jakim opuściła go Ruby poprzedniego wie-
czoru.
Ruby Keene nie wstawała wcześnie. Slack ustalił, że spała zwykle do dziesiątej lub
wpół do jedenastej. Wtedy dopiero dzwoniła po śniadanie. Ponieważ Conway Jefferson
mówił wczesnym rankiem z dyrektorem hotelu, policji udało się zamknąć pokój, zanim
pokojówka posprzątała. Nikt z personelu nie był dzisiaj w tej części hotelu. Ponieważ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]