[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pomarszczona twarz skrzywiła się ze strachu.
- Wszystko będzie w porządku - upewnił go Newman. - Tylko
płyń ze stałą prędkością.
- Mam nadzieję, że pan wie, co robi!
Paula oparła lufę pistoletu na burcie barki.
- Odłóż to - powiedział jej Bob cicho, lecz z wielkim naciskiem.
-1 nie ruszaj się.
- Skoro tak mówisz. - Bez wahania wykonała jego polecenie.
Tymczasem Newman przyglądał się motorówce, oceniając jej
prędkość i kurs. Początkowo kierowała się na rufę promu, ale przed chwilą
skręciła w lewo. Utrzymywała się na równoległym kursie wystarczająco
blisko, by umożliwić rzucanie granatów, a wystarczająco daleko, by uniknąć
skutków ewentualnej eksplozji. Miała przewagę prędkości. Jeszcze minuta i
obie jednostki będą płynąć równolegle, w bezpiecznej odległości. Newman
sięgnął do kieszeni torby golfowej, coś z niej wyjął. Pokazał Pauli granat.
- Całkiem spory - powiedziała dziewczyna.
- Specjalna robota Harry'ego. Skorupy robi mu kumpel pracują
cy w hucie, a on sam wypełnia je silnym materiałem wybuchowym
i zakłada czterosekundowe zapalniki.
Trzymał granat tak, by jak najbardziej go ukryć w dłoni. Abe, który do tej
pory patrzył tylko na szybko zbliżającą się motorówkę, teraz zagapił się na
zaciśniętą pięść Boba.
-A to co?! - krzyknął.
-Fajerwerk. Pozostałość po dniu Guya Hawkesa.
-Cholernie nam po...
Przerwał. Newman, widząc, że motorówka zrównuje się z promem, wstał
szybko, jednocześnie wyrywając zawleczkę. Rzucił granat, który poleciał
wysokim łukiem i wpadł do motorówki. Załoga oddała kilka strzałów, ale
Paula i Bob leżeli już ukryci za burtą.
Granat wybuchł z ogłuszającym hukiem, lecz był to zaledwie trzask w
porównaniu z tym, co się stało, gdy w powietrze wyleciały
52
materiały wybuchowe będące głównym ładunkiem motorówki. Dziób
pofrunął w powietrze, a zaraz za nim rozerwane fragmenty rufy. Pęd
powietrza cisnął Abe'em o pokład.
Paula usiadła, spojrzała na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała
się wroga motorówka. Woda kotłowała się, w burtę barki uderzały krótkie,
ostre fale. Kawałki łodzi unosiły się jeszcze na powierzchni. Po chwili
zatonęły. Wreszcie woda uspokoiła się i pozostał na niej ostatni ślad załogi -
rozlewająca się coraz szerzej czerwona plama.
Abe wstał chwiejnie, wyraznie zdumiony. Otworzył usta, wybełkotał coś,
w końcu odzyskał panowanie nad głosem.
- A co to było, do diabła?
Newman wstał, podszedł do niego, jedną rękę położył mu na ramieniu,
drugą pokazał portfelik z legitymacją.
-Tajne służby? - spytał Abe z niedowierzaniem. - O rany!
-Owszem. Więc nikomu nie powiesz, że byliśmy tutaj... nikomu, pamiętaj!
A jeśli ktoś wTolhaven usłyszał huk, powiesz, że to ładunki wybuchowe
założone w kamieniołomie na Black Island. Rozumiesz?
-Jasne! Będę trzymał gębę na kłódkę. A teraz odwiozę was na miejsce.
- Wyjeżdżamy natychmiast - rzekł Newman. Widzieli już
Monk's Head. - Zabierz swoje rzeczy, ja zabiorę swoje i spotkamy
się na parkingu.
Pozostawili Tolhaven za sobą. Pierwszy jechał Newman rangę rove-rem,
za nim Paula fordem. Znów musiała walczyć o panowanie nad samochodem.
Zatrzymali się na herbatę w starym farmerskim domu. Mimo chłodu usiedli w
ogródku; tu nikt nie mógł ich podsłuchać.
-Gdzie jest Harber's Yard? - spytała Paula. - Tego się nie dowiedzieliśmy.
-Pamiętasz, jak przechodziliśmy przez ten stary most nad rzeczką?
Wyjrzałaś przez barierkę. Nieco dalej ta rzeczka rozlewa się w jezioro,
wypływa z niego i przez las dociera do morza. Nim przyjechałaś,
poszedłem wzdłuż jej brzegów, a potem wsiadłem na prom i znalazłem
więzienie.
-Zadowolony z naszej wyprawy?
-Bardzo. - Objął ją ramieniem, przytulił. - Twoje zdjęcia bardzo nam
pomogą. Mamy teraz silne dowody na to, do czego tak zwana Służba
Bezpieczeństwa Państwowego jest w stanie się posunąć, by zmienić
Wielką Brytanię w państwo policyjne. Co więcej, w bitwie na wzgórzach
sześciu jej funkcjonariuszy powystrzelało się nawzajem. Do tego trzeba
dodać załogę motorówki. O dziewięciu tych sukinsynów nie musimy więc
się martwić. Pierwsza bitwa wojny zakończyła się sukcesem.
-Masz rację. - Paula skinęła głową. - To wojna. Ciekawe, co działo się w
Londynie, kiedy my bawiliśmy się tu, w Dorset.
Rozdział 9
onspiracja odbywała właśnie kolejną sesję burzy mózgów. Trzej jej
członkowie siedzieli za trójkątnym palisandrowym stołem. Zapadał
K
zmierzch, światła w pokoju były włączone. Nelson, nadal w garniturze od
Armaniego, bawił się wiecznym piórem. Jak zwykle na pierwszy plan
wysunął się Nelson.
-Papuga poinformowała o doniesieniach informatora, którego wysłała na
Park Crescent. Tweed nadal siedzi w biurze, co oznacza, że podjęta przez
nas próba uwikłania go w to straszne morderstwo na Fox Street się nie
powiodła.
-Jakie straszne morderstwo? - zdziwił się Nelson.
-Najwyrazniej nie czytasz Daily News". -Noel skrzywił się szyderczo. -
A chyba byłoby lepiej, gdybyś wiedział, co się dzieje na świecie. Ta
świnia, ich czołowy reporter, Drew Franklin, napisał o tym sensacyjny
artykuł. Powinniśmy coś z nim zrobić, wyłączyć go jakoś z akcji.
-W tych kilku zdaniach zrobiłeś dwa duże błędy - zaprotestował
gwałtownie Nelson. - Po pierwsze, gdy mówisz o pannie Partridge,
nazywaj ją właściwym nazwiskiem. Jeśli kiedykolwiek usłyszy, że któryś
z nas używa tego przezwiska, stracimy jej lojalność, której w tej chwili
bardzo potrzebujemy. A po drugie, nie próbuj żadnych sztuczek na Drew
Franklinie. Przeszkadza, nie przeszkadza, ale ma wielkie wpływy. Więc
lepiej się pilnuj, Horlick.
Noel z twarzą siną z gniewu poderwał się na równe nogi i rzucił na brata,
sięgając dłońmi do jego szyi.
- Nie wolno ci tak mnie nazywać! - krzyczał.
Benton interweniował w sam czas, by uniemożliwić jednemu bratu
uduszenie drugiego. Złapał Nelsona za ręce. Nie przestał się przy tym
uśmiechać, mimo iż brat patrzył na niego wściekle i oddychał ciężko.
- Wracaj na swoje miejsce, Noel. - Benton obejrzał się przez ra
mię. - Nelson, moim zdaniem mądrze postąpisz, jeśli postarasz się
54
zapamiętać, że dziś to jest Macomber. Przeprosiny z pewnością pomogą.
Jeśli się nie przeprosicie, kończę nasze spotkanie.
-Bardzo mi przykro, Noel - powiedział Nelson natychmiast. - Cholerna
gafa, przepraszam. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.
-Mam nadzieję! - warknął Noel.
Nelson wrócił na miejsce, otarł pot z czoła chusteczką, nalał wody do
szklanki i wypił ją jednym haustem. To go uspokoiło. Po krótkiej chwili ciszy
zaczął mówić:
-Jak już wspomniałem, informator panny Partridge odwiedził Tweeda w
jego biurze. Tweed zachowywał się normalnie, jakby nic się nie stało.
Ona... informator... to znaczy informatorka dostrzegła coś, co możemy
wykorzystać, by wytrącić tego faceta z równowagi. Mam na myśli jego
starszą asystentkę, Paulę.
-A co w niej takiego szczególnego? - spytał Benton.
-Jest słabym punktem Tweeda. Tweed ma do niej słabość. Gdyby ją
porwać...
-Co?! - nie wytrzymał Benton. - Kto ci podsunął ten pomysł?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]