[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-JA MU POKA%7ł! - Polisun ze złością uderzył w wieko ławki. - Wlatywać w moje
RODZINNE GNIAZDKO! - tu przyfasolił w ławkę raz jeszcze, głęboko wbijając śrubokręt w
tanią okleinę.
- Pokaż mu, Mirku! Jest dyrektorem, myśli, że wszystko mu wolno. Pokaż mu, że proste
chłopaki też mają honor! On, jak ten dziki jastrząb, przylatuje na gotowe! Pokaż, Mirku, daj
mu, niech wie!...
Polisun wyszedł z gabinetu, ostrożnie zamykając drzwi. Korij wesoło potrząsnął głową. -Idz,
pokaż mu!
Przez chwilę jakby przysłuchiwał się swojemu wnętrzu. Zbliżył się do niego Banzaj. Teraz,
kiedy koledż znalazł się na skrzyżowaniu światów, jakiś nawiedzony student ze swoją
oszalałą z dezorientacji koleżanką najmniej go obchodził.
Tak właśnie miały się rozpocząć Gry na polach Wszechmogącego.
Dima
A o Dimie, dobrym psycha-chalogu z brodą Papy Smerfa, wszyscy jakoś zapomnieli. Jednak i
jego spotkał przykry los. Nieszczęśnik, poznał tajemnicę zbyt szybko. Zmiażdżyła jego świa-
domość, jak winne gronko.
Dima wpadł w dziwną katatonię, którą niedołężny lekarz pomylił ze śmiercią. Migiem
powiadomiono jego żonę, która zażądała sekcji, mówiąc, że to wszystko jedni banda i że jej
mężowi coś dosypali.
Ku ogromnemu zdziwieniu patologa sekcja dowiodła, że przyczyną śmierci była właśnie
sekcja.
Cała sprawę szybko zatuszowano, mówiąc, że doszło do krwotoku mózgu.
Takie buty, drogie dzieci!
3.
Banzaj/ Miejskie obrazki (ciąg dalszy)
Rozumie się, że Banzaj poszedł do koledżu, ale przedtem nie omieszkał zajrzeć do małej
cerkiewki, o której wspominał szalony hipis. Cerkiewka była jedyną świątynią w całym
mieście. Kiedyś znajdował się tu jeszcze całkiem niezły kościół... Banzaj przechodził obok
niego co rano. Ale drzwi miał zabite deskami na krzyż: cała ludność katolicka wyjechała z
Miedzianych Buków jeszcze przed 1947 rokiem.
Na zewnątrz kościoła wisiało kilka ogłoszeń: Mieszkanie wynajmę", Tanie recepty na
odchudzanie, przeciwko karaluchom, na artretyzm", Strzygę w domu. Aldona", Rower
Pelikan, niedrogo" itd. Jedno największe ogłoszenie od razu zwróciło jego uwagę.
Wielki cudotwórca Wasyl Uczciwy prowadzi uzdrawiające seanse w Domu Kultury. Wstęp
wolny, komu pomogło - 50 hrywien".
Dalej następował zbiór tytułów Waysla Uczciwego: magister Czarnej i Białej Magii w
trzecim pokoleniu, siódmy syn siódmego syna, profesjonalny wróżbita i odczyniacz uroków,
artronik, dianetyk i głowa ukraińskiego oddziału kościoła Christian Science, specjalista od
rolfingu, Reich i Gestalt terapii, różdżkarz II kategorii, dyplomowane medium, egzorcysta
linii woroneskiej, doskonale włada technologiami WC i PR, pomaga w otwieraniu Trzeciego
oka, Trzeciego ucha i Trzeciego nozdrza (w celu odpowiednio: jasnowidzenia, jasnosłyszenia
i jasnowęszenia), nawraca na szlak prawdy, czyści czakramy, odświeża aury, odgaduje
karmiczne związki. Nadszerokie spektrum wróżenia - z kału, ze wzorów spermy na bieliznie
po polucjach, z menstracyjnych wydzielin, staroscytyjskie wróżby z żylaków i wodojądrza,
tajne kongijskie wróżenie na wzburzonym moczu i płynie mózgowo--rdzeniowym,
zapomniane proroctwa afrykańskiego plemienia Bwiti na bebechach autystycznej krowy i
wszystko to - za nikczemne 50 hrywien.
Banzaj zdziwiony wszedł do środka. Przeżegnał się, odmówił modlitwę i rozejrzał się. W
cerkwi był sam. Jeśli chodzi o tych, którzy przyszli się pomodlić.
Bo przy ścianie stała maleńka budka: obok siedziała pobożnego wyglądu babunia-moskalicha.
W budeczce sprzedawano świeczuszki i świeczki, różańczyki, lampeczki i różnego rodzaju
foto-ikonki nie najlepszej jakości. Nieco w głębi leżały książki -Pismo Zwięte, Psałterz,
Koran, Bhagawadgita, stosik zszywek Strażnicy", Magia" Papiusa, Tajemne doktryny
tybetańskie" pani Bławackiej, Okultyzm", Seksualna magia Zachodu" Alaistera Crowleya,
książki o tematyce przestępczej - Wor w zakonie", Zemsta ślepego", Jestem złodziejem" i
tym podobne. A na samiuteńkim brzeżku stolika leżały kolorowe pirackie wydania
pornograficzne Miodowi chłopcy", Uczennica", Czasopismo na noc"...
- Wybierajcie, młody czieławiek, na Ijuboj smak, nie wstydzcie się... - kusiła go babka.
Do gardła podszedł kłębek mdłości. Uderzyła go fala zapachu kadzidła połączonego ze
słodkawym aromatem zgnilizny.
Wybiegł z cerkwi, trafiając w potężną śnieżycę. Znieg oczyścił jego świadomość.
Banzaj I koledż
Ze zdziwieniem przeszedł się po pustych korytarzach. Zdradziecka cisza sprawiła, że cały
pokrył się gęsią skórką. Na drzwiach pana Jarosława znajdowała się notka:
Sorry, Jurku. Zachorowałem, przyjechała po mnie moja kicia.
+Jarko+
Tak, chemik zaniemógł; Banzaj ma dyżur. Rozebrał się, wziął książkę, którą miał zwrócić
pani Dzierżysławie Czerewusze. Wypił gorącą herbatę i poszedł. Coś mu nieciekawie
bulgotało w piersiach. Miał wrażenie, że do płuc wlano mu porządny kubek kisielu. Trzeba
będzie zajrzeć do gabinetu Aliski.
Pani Dzierżysława miała przerwę. Cicho siorbała gorącą herbatę i obgryzała rozmoczone w
niej ciasteczko. Pewnie piła już jakiś czas, ponieważ powierzchnia herbaty cała była pokryta
spęcznianymi okruszkami. Na podłodze pod tablicą stał worek - duży, nieprzezroczysty,
wypchany czymś wilgotnym. Przynajmniej tak to wyglądało - w mokrych miejscach celofan
przylgnął do zawartości.
- A-a-a-a-a-a-a-a! Jurko! No, proszę, proszę....
Banzaj wstydliwie wszedł (takie serdeczne powitania zawsze przyprawiały go o rumieniec),
wyciągnął więc przed siebie książkę, żeby od razu było widać, po co się tu pcha.
-Jez-zu S-słodki, Jurku, jak pan zmarniał! - nauczycielka klasnęła w pomarszczone dłonie. -
Pewnie ciągle pan nie dosypia? Przecież w pańskim wieku trzeba o siebie dbać...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]