[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zapisała numer i odło\yła słuchawkę, a potem ukryła twarz w dłoniach i roz-
płakała się z \alu nad swoim dzieciństwem, którego nigdy nie miała, i nad matką,
która jej nigdy nie chciała ani nie kochała. Musiała przekazać wiadomości Rory'emu,
była jednak pewna, \e on nie czuje do matki nic więcej ni\ ona. Po co właściwie
miała jechać do domu i wystawiać się matce na strzał?
Zadzwoniła na komisariat i po kilku sekundach oczekiwania usłyszała głos
Casha.
- Co się stało? - zapytał natychmiast. Zdziwiła się.
- Dlaczego myślisz, \e coś się stało?
- Nigdy nie dzwoniłaś do mnie do pracy.
- Teraz ty czytasz w myślach.
- To się udziela. Mów, o co chodzi. Tippy wzięła głęboki oddech.
- Moja matka umiera. Chce się zobaczyć z Rorym i ze mną.
Cash się zawahał.
- Mówiłaś ju\ o tym Rory'emu?
- Nie, jeszcze nie wrócił do domu z Houston. Chciałabym... \ebyś był przy
mnie, kiedy mu o tym powiem.
- Dobrze.
- Tak po prostu? - Uśmiechnęła się.
- Przecie\ jestem głową tego domu. Nawet jeśli nie umiem posługiwać się
patelnią tak dobrze jak ty.
Popatrzyła na pierścionek na palcu i poczuła przyjemne ciepło w sercu.
- Podoba mi się to - oświadczyła.
- Mnie te\. Zaraz wracam do domu.
- Mo\esz wyjść wcześniej? Nie będziesz miał przez to kłopotów? - zapytała,
wiedząc, \e pomimo zmian we władzach miejskich, Cash nadal miał jakieś kłopoty w
pracy.
- Teraz ju\ nie. Jakby co, to mam przecie\ wysoko postawionych przyjaciół.
Ale wszystko będzie w porządku.
- Miałeś kłopoty przez tę Julię Merrill...
- Tym problemem zajmuje się teraz Houston, nie ja.
- Bogu dzięki - westchnęła.
- Och, a więc ty te\ się o mnie martwisz? - zapytał ze wzruszeniem.
- Przez cały czas - przyznała, ocierając z policzka resztki łez. - Szkoda, \e
moja matka nie była taka jak twoja.
- Sama wiesz, skarbie: gdyby babcia miała wąsy...
- Lubię, gdy nazywasz mnie skarbem.
- Damska szowinistka - oskar\ył ją. - Nie powinno ci się to podobać.
- Ale podoba. Co chcesz na kolację?
- Dzisiaj ja gotuję. Ty pooglądaj sobie telewizję albo coś. Musisz ochłonąć po
tej wiadomości. Winy twojej matki były wielkie, ale to mimo wszystko matka.
- Właśnie to samo myślałam - przyznała.
- I płakałaś.
- Skąd wiesz? - zdumiała się.
- Mówiłem ci, \e to się udziela. Chcesz jeszcze dzisiaj polecieć do Georgii,
tak?
- Tak. Mam tam znajomego...
- Sier\anta Williama Jamesa - uzupełnił.
- Mówił, \e do niego dzwoniłeś.
- Tak. Sprawił na mnie wra\enie porządnego faceta.
- Zaproponował, \e mo\e tu przylecieć i towarzyszyć nam w podró\y, ze
względów bezpieczeństwa.
- Ja z wami polecę.
- Właśnie tak mu powiedziałam..
- Zarezerwuję bilety. Tippy odetchnęła.
- Dziękuję ci, Cash.
- Nie ma za co. Zobaczymy się niedługo.
Rory wrócił do domu na chwilę przed Cashem. Zauwa\ył, \e Tippy była
bardzo cicha, ale nie zadawał \adnych pytań. Gdy Cash pojawił się w domu w równie
powa\nym nastroju, chłopiec sam odgadł, co się stało.
- To coś z naszą mamą, tak? - zapytał przy kolacji.
- Tak - odrzekł Cash. - Miała zawał i lekarze sądzą, \e nie prze\yje. Chce się
zobaczyć z tobą i z Tippy.
- Czy ona umrze?
Cash skinął głową. Rory spojrzał na siostrę i wziął ją za rękę.
- Nie mam o niej ani jednego dobrego wspomnienia.
- Ja te\ nie - odpowiedziała.
- Ale mamy siebie nawzajem.
- I mnie - wtrącił Cash, pijąc kawę.
- I ciebie. - Chłopiec się uśmiechnął.
Tippy te\ uśmiechnęła się przez łzy.
Cash odsunął swoje krzesło od stołu, wziął ją na kolana i tulił, gdy płakała z
twarzą przy jego piersi. Rory wsunął się pod jego wolne ramię.
- Nie ma sensu płakać po kobiecie, która traktowała nas jak śmieci -
powiedziała wreszcie Tippy, ocierając łzy wierzchem dłoni.
- Rodzina to zawsze rodzina. Nie wybieramy sobie rodziców - zauwa\ył Cash.
- Tippy mówiła, \e ty miałeś dobrą matkę - powiedział Rory.
- Była wspaniała. Mój ojciec te\, dopóki nie zakochał się w poławiaczce
fortun i nie rozbił naszej rodziny. Ta dziewczyna oczarowała równie\ moich braci, a
mnie wysłano do szkoły wojskowej, bo jej nie lubiłem. Ju\ od lat nie widziałem ojca.
- I braci te\, prawda? Wszystkich oprócz Garona? - zapytała Tippy,
przypominając sobie ich dawną rozmowę.
- Tak. Garon odwiedził mnie zeszłej jesieni. Mówił, \e szukał tu w okolicy
domu do kupienia, ale myślę, \e był to tylko pretekst, \eby się ze mną zobaczyć.
- Czy Garon jest podobny do ciebie? - zapytał Rory.
- On jest najstarszy i bardziej porywczy ode mnie. Mieszka w San Antonio.
Dwaj pozostali bracia nadal mieszkają z ojcem w zachodnim Teksasie.
- Czy któryś z nich pracuje w policji? - zapytała Tippy.
- Dwóch. Garon pracuje dla FBI.
- Nie miałeś \adnych sióstr? - To pytanie zadał Rory.
- W mojej rodzinie nie było \adnej dziewczyny od czterech pokoleń -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]