[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ją znalezć. Będzie, co ma być - w końcu nie musiała kupować tej sukienki dzisiaj. Mogła
wło\yć tę, której nie lubił.
Zjawił się dokładnie po dziesięciu minutach. Nie gasząc silnika, otworzył drzwi od
strony pasa\era i czekał, a\ Natalie zamknie dom na klucz. Był w nienagannie czystym
ubraniu, przypuszczała więc, \e tylko instruował swoich pracowników, a nie pomagał im
spędzać bydło.
- Ilu twoich ludzi zrezygnowało dzisiaj z pracy? - spytała z uśmiechem, kiedy
wyjechał na główną drogę.
- Skąd ci przyszło do głowy, \e ktoś zrezygnował?
- Spęd bydła. - Oparła się o drzwi i patrzyła na jego profil z ironicznym uśmiechem. -
Zawsze wtedy ktoś odchodzi. Zwykle jest to człowiek, który myśli, \e zna się lepiej od ciebie
na szczepieniach i komputerowej identyfikacji byków.
Poprawił się na fotelu i ostro dodał gazu.
- Odszedł Jones - przyznał po jakiejś minucie. - Ale ju\ dawno miał zamiar to zrobić.
Uwa\a, \e jest zbyt dobrym programistą, \eby marnować swoje umiejętności dla hodowcy
bydła.
- Na pewno nie podobał ci się sposób, w jaki oprogramował twój komputer.
- Bo zrobił to zle! - zawołał Mack. - Cholera, ten facet tak namieszał w rejestrze stada,
\e w ogóle nie byłem w stanie kontrolować przyrostu wagi!
- Rozumiem. - Zaśmiała się.
- Wrzucał do jednego worka dane o cielakach i reszcie bydła, a to jest kompletnie bez
sensu!
- No tak... - Natalie z trudem pohamowała kolejny wybuch śmiechu.
- Powiedz lepiej, jak ci poszły egzaminy.
- Du\o lepiej, ni\ się spodziewałam. Dzięki za korepetycje z biologii. Nawet nie
wiesz, jak mi pomogłeś.
- Sprawiło mi to przyjemność.
Nie była pewna, jak potraktować to wyznanie, i kiedy Mack zerknął na nią z
szatańskim uśmiechem, zaczerwieniła się po uszy.
- Jaką sukienkę chcesz kupić?
- Najlepiej czarną.
- Podobno modny jest aksamit. Byłoby ci dobrze w zielonym aksamicie.
Szmaragdowozielonym.
- Czy\by Glenna ubierała się w aksamity? - zapytała bez zastanowienia.
- Nie. - Patrzył na nią tak długo, na ile miał odwagę oderwać wzrok od drogi. Potem
uśmiechnął się. - Podoba mi się to.
- Co ci się podoba?
- śe jesteś zazdrosna.
Odwróciła głowę do okna, zastanawiając się gorączkowo, co powiedzieć.
- To nie był zarzut - odezwał się po minucie.
- Tak czy inaczej, nie zamierzam być niczyją kochanką, gdybyś miał jakieś
wątpliwości.
- Będę o tym pamiętał.
Kiedy dotarli do miasta, powiedziała mu, dokąd chce iść, i Mack zatrzymał się tu\
przed wejściem do upatrzonego przez nią butiku.
- Nie musisz ze mną wchodzić - zaprotestowała, kiedy wysiadł pospiesznie z
samochodu.
- I wyjdziesz z tego sklepu z jakimś czarnym workiem na ramiączkach? Nie ma
mowy! Idę z tobą. Wyobraz sobie, \e jestem twoim osobistym konsultantem w sprawie mody.
- Dobrze - poddała się. - Ale jeśli zaczniesz pouczać sprzedawczynie, wychodzę.
- W porządku! Będę grzeczny jak aniołek.
W sklepie były dwie klientki, szperające wśród obrotowych stojaków z przecenionymi
ubraniami. Gdy Natalie ruszyła w tamtą stronę, Mack wziął ją dyskretnie za rękę i
poprowadził do ekskluzywnej części sklepu.
- Ale ja nie mogę...
- Chodz - szepnął, kładąc jej palec na ustach. Dotąd przesuwał wieszaki, a\ znalazł
piękną aksamitną suknię z rozkloszowanymi rękawami i dyskretnym trójkątnym dekoltem.
Przyło\ył ją do stojącej nieruchomo Natalie.
- Tak - powiedział cicho. - Ten kolor robi coś niesamowitego z twoimi oczami.
Zmieniają odcień.
- Tak, to prawda - odezwała się zza jego pleców sprzedawczyni, kobieta w starszym
wieku. - To niepowtarzalny model, i jest przeceniony - dodała z uśmiechem. - Zamówiliśmy
tę suknię dla panny młodej, która niespodziewanie zaszła w cią\ę i musiała ją zwrócić.
Natalie spojrzała na Macka z niepewną miną.
- W porządku - mruknął. - Cią\a nie jest zarazliwa. Sprzedawczyni odeszła szybko na
bok. Młoda kobieta w drugim końcu sklepu nie mogła się powstrzymać i wybuchnęła
śmiechem.
- Przymierz ją, Nat. Proszę cię, tak dla \artów. Natalie, lekko oszołomiona, bez słowa
protestu pomaszerowała do przymierzami.
Nie chciała zgadywać, jakim cudem Mack tak bezbłędnie ocenił jej rozmiar. Ale
suknia le\ała na niej doskonale, i rzeczywiście zmieniała kolor jej oczu. Natalie wyglądała w
niej elegancko, tajemniczo, nawet seksownie...
- No i jak? - spytał niecierpliwie Mack. Walczyła ze sobą przez moment, ale w końcu
otworzyła wahadłowe drzwi i wyszła się pokazać.
Nic nie powiedział. Nie musiał. Z zaciśniętymi szczękami wpatrywał się w młodą,
pociągającą kobietę, w przepięknym stroju, który oblekał jej ciało jak szyta na miarę
rękawiczka.
- No i jak? - powtórzyła jak echo.
Spojrzał jej w oczy. Nie odezwał się ani słowem. Nie wyjął nawet rąk z kieszeni. Po
prostu nie mógł przestać na nią patrzeć.
- Ta suknia została uszyta dla ciebie, moje dziecko - westchnęła sprzedawczyni.
- Bierzemy ją - powiedział cicho Mack.
- Ale nie jestem pewna... - Nie znalazła nigdzie metki z ceną i nie wiedziała, czy mo\e
sobie na ten luksus pozwolić.
- A ja jestem. - Odwrócił się na pięcie i odszedł ze sprzedawczynią do kasy.
Kiedy Natalie przebierała się we własne d\insy i bluzkę, Mack podpisywał paragon
rozliczeniowy. Wręczył go uśmiechniętej starszej pani wraz z długopisem, odebrał kartę i
odwrócił się do Natalie, która wynurzyła się z przebieralni z sukienką przewieszoną przez
ramię i pustym wieszakiem.
- Pozwól, kochanie, \e ją zapakuję. Mam nadzieję, \e będziesz z niej zadowolona.
- Dziękuję - powiedziała Natalie, niepewna, czy dziękuje sprzedawczyni, czy swojemu
upartemu konsultantowi .
W samochodzie Mack poło\ył suknię na tylnym siedzeniu.
- Przydałyby ci się do niej jakieś buty...
- Mam czarne skórzane pantofle, całkiem znośne, i pasującą do nich torebkę. Mack,
jak mogłeś zapłacić za moją sukienkę? Wszyscy pomyślą, \e...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]