[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Mogłabyś mieć to na uwadze zanim następnym razem załoŜysz taką sukienkę - powiedział,
przyglądając się jedwabnym wstąŜkom z zuchwałym apetytem.
- Te cholerne wstąŜeczki są dla męŜczyzny pokusą nie do odparcia.
Poczuła, jakby znowu te wielkie dłonie dotykały jej aksamitnej skóry, jej oddech znów stał się
niespokojny. ZauwaŜył to od razu.
35
- Myślałam, Ŝe na studiach prawniczych nauczyłeś się samoopanowania - mruknęła.
- Tak, ale ono stosuje się tylko do prawa, nie do kobiet, kochanie. W kaŜdym razie nie pod tym
względem - dodał z leniwym, zmysłowym uśmiechem. – Chciałabyś, Ŝebym ci to udowodnił raz
jeszcze?
Poczuła gorąco na policzkach.
- Nie, dziękuję - odwróciła się do drzwi - Robert na pewno się zastanawia, gdzie jesteśmy.
- Przestanie się zastanawiać, jak tylko na ciebie spojrzy, panno Summer - rzekł ze śmiechem.
Spojrzała na niego przez ramię.
- Jesteś podły - burknęła.
Ironicznie uniósł brwi.
- Czy to moŜliwe, Ŝe to ta sama kobieta, która niedalej niŜ pięć minut temu błagała mnie, Ŝebym
zabrał ją do łóŜka?
Miała ochotę go udusić. Słowa zakotłowały się na jej ustach, ale nie zdołała ich wypowiedzieć.
- Pomyśl o tym - mruknął, podszedłszy do drzwi. Dobry pisarz zapisuje doświadczenia. Ty teŜ
powinnaś przelać swoje wraŜenia na papier, nie sądzisz? – otworzył drzwi i wyszedł, zanim zdołała
cokolwiek powiedzieć.
Wyraz twarzy Roberta Daltona, gdy ujrzał Abeby, był nie do opisania. Wysoki, dystyngowany
męŜczyzna zdawał się w ciągu sekundy zupełnie postarzeć na widok oczywistych znaków
gwałtownej namiętności, której przed chwilą uległa młoda kobieta.
- Abby, ślicznie wyglądasz! - rzekł z najwyŜszym uznaniem, podszedł do niej, chwycił ją za obie
ręce i przyglądał się jej z uśmiechem. - Kiedy patrzę na ciebie, czuję się strasznie staro.
- Och, pan McCallum równieŜ - mruknęła Abby, spoglądając na szefa.
- Pan McCallum? - lekko drwiącym tonem spytał Dalton.
- Czasem nazywa mnie jeszcze gorzej – wymamrotał McCallum.
- Greyson - ostrzegła, rzucając mu groźne spojrŜenie.
Uśmiechnął się szeroko.
- Napijesz się martini, Bob, czy czegoś mocniejszego?
- Wolałbym brandy - rzucił starszy męŜczyzna z uśmiechem.
WciąŜ przypatrywał się Abby.
- Nie mogę się nadziwić zmianie - rzekł spokojnie.
- Jestem starsza - zauwaŜyła.
- Nie o to mi chodzi - jego oczy posmutniały. – Jak długo ty i Grey jesteście... razem?
- Ponad rok - rzekł McCallum, podając Abby kieliszek.
- Ale, hm, nie mieszkaliśmy razem aŜ tak długo - odparła Abby, z uśmiechem biorąc pełne szkło.
- O? - Dalton nieco się rozchmurzył.
McCallum zmruŜył oczy.
- Z pewnością zamieszkalibyśmy ze sobą wcześniej gdyby udało mi się ją wystarczająco podgrzać -
mruknął, patrząc na nią.
- Jak interesy twojej stoczni? - Abby szybko zmieniła temat.
36
- Pozbyłem się jej - odparł spokojnie. – Sprzedałem je Liz. Teraz interesują mnie nieruchomości.
Mam sieć pośrednictwa handlu nieruchomościami, a Grey – jak zapewne wiesz - ma świetnie
sprawdzającą się w praktyce koncepcję prawną i lokal na biuro, zaś jego brat wymyślił nam image.
Nie, Abby nic o tym nie wiedziała; McCallum milczał jak zaklęty, gdy chodziło o jego prywatne
interesy. Abby była wtajemniczona wyłącznie w jego praktykę prawniczą.
- Robotą papierkową zajmuje się sekretarka Boba - rzekł McCallum. Podszedł do Abby i przyciągnął
do siebie. Objął ją władczym ruchem, jakby chciał zmusić
Daltona do uznania jego prawa
posiadania.
- Nie ufałeś mi, tak? - spytała Abby.
Spojrzał na nią z pewnym lękiem.
- Ufam ci we wszystkim, Abby - rzekł miękko.
Spojrzała lekko zmieszana i uśmiechnęła się nerwowo.
- Obiad podany! - krzyknęła pani McDougal z jadalni.
Przez cały czas posiłku Dalton nie spuszczał oczu z Abby. McCalluma kusiło strasznie, by spojrzeć
na szczyt stołu, zdobył się na to jednak dopiero wtedy, gdypani McDougal przyniosła placek
jabłkowy ze śmietaną. Jego szare oczy napotkały wzrok Abby, w którym było tyle samooskarŜenia,
jakby zainteresowanie Daltona byjej winą.
W jakiś sposób - pomyślała - tak właśnie jest. Nie odrzuciła całkowicie subtelnych zabiegów o jej
względy. Nie mogła. Między nimi trwało coś, co kiedyś się zaczęło i wciąŜ nie było zakończone
definitywnie. Mimo, Ŝe powiedziała sobie: skończone, mimo Ŝe tak Ŝywiołowo zareagowała na
namiętność McCalluma, jakaś mała część jej jaźni wciąŜ była wraŜliwa na osobę Roberta Daltona.
Jak bardzo? - na to pytanie musiała odpowiedzieć sobie.
Gdy pani McDougal poprosiła Greya na bok, Ŝeby ustalić jutrzejsze menu, Dalton nie omieszkał
wykorzystać nadarzającej się sposobności.
- Abby, muszę z tobą pomówić - powiedział nagle. - Zjedz ze mną jutro obiad. Nic więcej, tylko
obiad. Chyba moŜesz mi poświęcić tyle czasu?
Poczuła się dziwnie, jakby ktoś ją dotknął. Spojrzała na McCalluma: mimo Ŝe zatopiony w rozmowie
z panią McDougal, patrzył wciąŜ na nią z wyzywającym błyskiem w oczach. Ten błysk zadecydował.
Nie była jego własnością, mimo Ŝe rościł sobie do tego prawo.
- Zjem z tobą obiad - powiedziała. - MoŜemy iść po południu, prosto z biura. Wychodzę o piątej.
Jego twarz rozjaśniała się. Uśmiechnął się.
- Brakowało mi ciebie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]