[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się nie pomylił.
- Może i masz tam napisane, że stanę naprzeciwko Eshnela Gortanka, czy
jak on tam się nazywa, ale nie będę dzisiaj walczył. Zawarłem umowę z
twoim panem, że wezmę udział w igrzyskach demonów. O treningach nie
było mowy. Idz i znajdz kogoś innego, żeby pochlapał swoją krwią pole
numer sześć.
Demon wyprostował się jak struna i podszedł do chłopaka z grozną miną.
Gdy się odezwał, z jego ust popłynął taki smród, że Trey musiał odwrócić
głowę.
- Wkładaj tę zbroję i zabieraj się na pole numer sześć! - syknął.
- Odwal się - odpowiedział chłopak i odwrócił się od istoty cienia z
zamiarem powrotu do celi.
Pałoręki chwycił go za ramię zdrową dłonią, a wtedy Trey zmienił postać
i okręciwszy się na pięcie, zaryczał prosto w twarz demona, który spojrzał w
wilcze zęby oddalone zaledwie o kilka centymetrów od jego twarzy.
- Wynoś się! - warknął Trey. - Idz i pobaw się w treningi z tymi, którzy są
tym zainteresowani. Powiedz Molokowi, że nie będę dzisiaj walczył. A jeśli
tobie albo jemu czy jakiejkolwiek innej istocie cienia to się nie podoba, to
niech przyjdzie porozmawiać o tym ze mną... Tylko najpierw musi
wywalczyć sobie prawo do tego.
Z szerokiej piersi popłynęło głuche warczenie.
Pałoręki zerknął na tabliczkę z listą, która leżała u stóp wilkołaka, a potem
pospiesznie ruszył do drzwi. Zatrzymał się na progu i pokazał palcem na
Shentoba, który stał przy stole.
- Ty jesteś odpowiedzialny za to, żeby psi chłopak dowiedział się
wszystkiego, co musi wiedzieć o igrzyskach. Upewnij się, że zna swoje
obowiązki i rozumie, jak wszystko działa. - Po tych słowach demon wyszedł,
zatrzaskując za sobą drzwi.
Shentob nawet nie spojrzał na demona. Przez cały czas gapił się z
otwartymi ustami na wilkołaka, nie wypuszczając z rąk stosu naczyń, które
zebrał ze stołu, zanim Trey zmienił postać. Wreszcie odstawił miski oraz
kubki z powrotem na stół i podszedł do niego. Ostrożnie wyciągnąwszy rękę,
dotknął sierści na masywnej piersi wilkołaka.
- Patrzcie tylko... - wymamrotał. - Wyglądasz... wyglądasz jak... - Jego
zdumione oblicze ożywiło się i demon pobiegł do celi Treya, skąd przyniósł
zbroję. - Przymierz. Proszę, pozwól Shentobowi, żeby cię w niej zobaczył,
Treyu Laporte.
Po chwili wahania Trey skinął głową i zaczął wkładać kolejne części
srebrno-czarnej zbroi. Shentob uwijał się wokół wilkołaka, tłumacząc mu, do
czego służą poszczególne elementy i pomagając zapiąć rożne sprzączki.
Skórzany napierśnik albo kirys, jak go nazywał demon, osłaniał pierś, dolną
część tułowia i plecy; zarękawia zakrywały nadgarstki i przedramiona, a
nagolenniki chroniły dolną część nóg. Rękawice miały srebrne ćwieki, które
osłaniały każdy staw kłykci, lecz nie miały placów, by można było przełożyć
przez nie szpony. Kiedy wszystko już się znalazło na swoim miejscu, Shentob
wycofał się do celi i wrócił z czarnym skórzanym hełmem. Podał go
chłopakowi z wyrazem czci na twarzy.
Służący cofnął się kilka kroków, uważnie przyjrzał się Treyowi i głośno
westchnął.
- O co chodzi?
Demon przygryzł dolną wargę, szczerze poruszony.
- Wyglądasz dokładnie tak samo jak on - wyszeptał. - Jak twój ojciec.
Trey zgiął palce wilczej dłoni i spróbował poruszyć różnymi częściami
ciała zamkniętymi w twardej skorupie. Zdumiał się tym, jak dobrze zbroja na
nim leży i jak swobodnie może się w niej poruszać. Zacisnął dłoń w pięść i
uderzył się w pierś. Był pewny, że pancerz został tak wykonany, aby
wytrzymać atak każdej istoty cienia, a wgięcia i zadrapania świadczyły, że tak
istotnie było.
- Dziękuję, Shentobie.
Demon lekko skłonił głowę.
- Ale teraz już ją zdejmijmy - powiedział i zabrał się do pomocy. - Nie
byłoby niespodzianki, gdyby ktoś zobaczył cię w tej zbroi.
Trey powstrzymał małego demona.
- Możesz mi przynieść czystą tunikę?
Mały demon wyczuł specyficzną nutę w głosie chłopaka i spojrzał na
niego uważnie, a potem skinął głową i znów pobiegł do celi.
Trey popatrzył na siebie i poczuł gwałtowny przypływ wzruszenia, bo oto
uzmysłowił sobie, że jego ojciec być może stał w tym samym miejscu ubrany
w tę samą zbroję. Tak niewiele miał wspomnień po rodzicach, że przez
chwilę poddał się fali smutku i jakaś jego część zapragnęła odchylić głowę i
zawyć z bólu oraz gniewu przeciwko całemu światu. Ostatecznie jednak
zmienił postać i pozbierał elementy zbroi.
Pojawił się Shentob i wręczył mu tunikę. Nawet jeśli zauważył łzy na
twarzy chłopaka, nie dał tego po sobie poznać.
- Miałeś mi opowiedzieć o igrzyskach - przypomniał Trey.
- Tak! Stary Shentob powie ci wszystko, co wie. -Demon spojrzał na chaos
panujący na stole i na podłodze wokół niego, lecz zaraz lekceważąco machnął
ręką. - Bałagan może poczekać - mruknął i poczłapał przez celę, dając znak
Treyowi, by poszedł za nim. Chłopak z wahaniem popatrzył na drzwi.
- Nie wrócą tak szybko - uspokoił go demon. - Przyjdą dopiero, by się
najeść. Nigdy nie wracają wcześniej. Shentob zawsze siedzi tu sam, sprząta i
przygotowuje kolejny posiłek.
Służący wszedł za zasłonkę w ścianie, której Trey wcześniej nie zauważył,
i zawołał, by chłopak poszedł za nim. Znalezli się w małej kuchni pełnej
najróżniejszych garnków i naczyń. Z prawej strony był kamienny zlew, z
którego unosił się taki smród, że aż zemdliło chłopaka, który przestraszył się,
że zaraz zwróci zjedzoną wcześniej papkę.
Shentob oparł się o wysoki kredens i popchnął go, odsłaniając nieduży
otwór. Z zapaloną oliwną lampą w ręku wszedł pochylony w ciemność i
ponownie przywołał Treya.
Kiedy chłopak się wyprostował, obrzucił uważnym spojrzeniem malutki
pokój, na tyle wąski, że Trey mógłby dotknąć rękoma obu ścian, gdyby
rozłożył ramiona. Przed nim wisiała metalowa drabina, której pogięte i
pordzewiałe stopnie pięły się w górę i ginęły w mroku. Wspinając się za
małym demonem na zakurzone i pogrążone w cieniu poddasze, Trey spłoszył
jakieś małe istoty, na które Shentob nie zwrócił uwagi. Demon zaczął
zdejmować drewniane osłony otworów umieszczonych w wewnętrznej
powierzchni dachu, które pozwalały obserwować okolicę koszar.
Zatrzymawszy się przy jednym z nich, służący wyjrzał przez wizjer, zanim
dał znak Treyowi, by sam popatrzył. Chłopak zobaczył plac, na którym
ćwiczyli gladiatorzy ze szkoły.
Spojrzał pytająco na demona.
- Nie wolno ich oglądać - wyjaśnił Shentob.
- Dlaczego?
Demon zrobił zdziwioną minę.
- Igrzyska demonów to wielki interes. Od wyników walk zależy dużo
zakładów, umów, transakcji. I negocjacji - dodał i kiwnął głową. -
Powszechnie wiadomo, że książęta demonów załatwiają spory i
nieporozumienia, stawiając na swoich zawodników. Niektórzy twierdzą
nawet, że igrzyska położyły kres wojnom w Otchłani. - Shentob pokazał na
judasza. - Tym, którzy pracują z zawodnikami, nie wolno opuścić obozu w
czasie trwania igrzysk, ponieważ mogliby powiedzieć komuś, jak się sprawuje
dany zawodnik, mogliby zdradzić jego słabe i silne punkty oraz
podpowiedzieć, jak go pokonać. Ale stary Shentob wychodzi z obozu - po
jedzenie i różne rzeczy potrzebne zawodnikom. Dlatego nie wolno mu
oglądać walk. - Kiwnął głową do chłopaka. - Zabiliby Shentoba, gdyby
wiedzieli, że patrzy. Ale Shentob i tak patrzy i się przygląda. - Stary demon
wyprostował się i dumnie wypiął pierś, co niemal rozśmieszyło Treya. - Stąd
stary Shentob wie tyle o Abbadonie. I wie, jak go zwyciężyć.
Chłopak wpatrywał się w demona, wciąż nie rozumiejąc, skąd ta prastara
istota miałaby wiedzieć, jak zwyciężyć niepokonanego czempiona, skoro
tylko szpiegowała go przez wizjer podczas walk treningowych.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]