[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Marek zgodził się wesoło.
-Masz rację, zdaje się, że ona chce mnie tylko do łóżka. Ty
184
Imperator
mógłbyś jej czytać wiersze, podczas gdy ja pokazałbym jej parę pozycji.
Gajusz najpierw zachłysnął się z oburzenia, a potem wyszczerzył do przyjaciela wszystkie
zęby.
- Kiedy ciebie zabraknie, będę jedynym, który pokaże jej jakiekolwiek pozycje. -
Jakiekolwiek? Ale jakie? Potrafił wymyślić jedynie dwie.
- Będziesz niczym tępy wół, po mnie, z moimi doświadczeniami. Mariusz jest hojny we
wszystkim.
Gajusz popatrzył na niego, próbując wysondować, jak wiele z tego, co mówi, to zwykłe
przechwałki. Wiedział, że Marek jest ulubieńcem młodych niewolnic Mariusza, i rzadko
można go zastać w jego pokoju. Własnych uczuć Gajusz nie umiał sprecyzować. Czasami
pragnął Aleksandrii aż do bólu, czasami miał ochotę uganiać się po korytarzach za
niewolnicami tak jak Marek. Wiedział, że jeśli kiedykolwiek potraktuje ją jak niewolnicę,
może stracić coś bardzot cennego. Niewolnicę kupuje się za sztukę srebra. Na myśl, że Marek
mógł dostać to, czego on sam pragnął, krew się w nim burzyła.
W jego myśli wdarł się cichy głos Marka.
- Za parę lat będziesz potrzebował przyjaciół, mężczyzn, którym będziesz mógł zaufać. Obaj
się przekonaliśmy, jaką władzę posiada twój wuj, i myślę, że marzy nam się obu, by jej
posmakować.
Gajusz milczał i Marek mówił dalej:
- Więc powiedz mi, czym będzie dla ciebie jakiś pozbawiony środków do życia syn miejskiej
prostytutki? W nowym legionie mogę zdobyć sławę i fortunę, a jak już je zdobędę, wspólnie
zaplanujemy przyszłość.
- Rozumiem. I nigdy nie zapomnę o naszej przysiędze. - Gajusz milczał przez chwilę, a potem
potrząsnął głową, jakby chciał pozbyć się myśli o Aleksandrii. - Gdzie będziesz stacjonował?
-Jestem przydzielony do Czwartego Macedońskiego. Udajemy się obaj z Reniuszem do
Grecji... ojczyzny cywilizacji, jak mówią. Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę pierwszy
obcy ląd. Słyszałem, że tamtejsze kobiety zrzucają szaty i ścigają się nago. Od czegoś takiego
może ci paść na umysł. Zresztą nie tylko na umysł. -
/
Rozdział 15
185
Zaśmiał się i Gajusz mu zawtórował, choć raczej mdło, wciąż myśląc o Aleksandrii. Czyżby
mu się oddała?
- Cieszę się, że Reniusz cię odprowadza. Wyjazd pozwoli mu zapomnieć o kłopotach.
Marek skrzywił się.
- To prawda, ale nie sądzę, by był dobrym kompanem. Od kiedy zjawił się pijany u Mariusza,
wciąż nie może się pozbierać, choć to zrozumiałe.
-Tak, to zrozumiałe. Gdyby niewolnicy spalili mój dom, ja też bym nie mógł. Poza tym
zabrali mu oszczędności całego życia. Na nic zdało się chowanie ich pod podłogą. No cóż,
niewolnicy kradnący oszczędności starego człowieka to wcale nie najchwalebniej-szy
rozdział w naszej historii. Ale, ale, czy zauważyłeś, Reniusz to już nie jest ten sam stary
człowiek, prawda?
Marek spojrzał na niego z ukosa. Nigdy nie opowiedział mu tamtej historii, lecz Gajusz nie
potrzebował słów.
- Kabera? - spytał teraz. Marek kiwnął głową potakująco.
-Tak myślałem; coś podobnego zrobił i ze mną, kiedy byłem ranny. To człowiek, którego
warto mieć w pobliżu.
- Cieszę się, że zostaje z tobą. On wierzy w twoją przyszłość. Powinien utrzymać cię przy
życiu, aż wrócę okryty chwałą i obwieszony wianuszkiem pięknych kobiet, zwyciężczyń
kolejnych wyścigów.
- Mogę cię nie poznać pod tą chwałą i tymi kobietami.
-Nic się nie bój. Nie zmienię się. %7łal mi tylko, że stracę jutrzejszy triumf. Zanosi się na coś
niezwykłego, prawda? I czy wiesz, że wybił monety ze swoją podobizną? Będzie je rozrzucał
po całym mieście, prosto w tłum.
Gajusz zaśmiał się.
- To typowe dla mojego wuja. Lubi być rozpoznawany. Myślę, że bardziej go cieszy sława
niż wygrana bitwa. Już teraz płaci żołnierzom tymi monetami, więc szybko obiegną Rzym.
To powinno co najmniej zirytować Sullę i chyba o to wujowi chodzi.
Kabera i Reniusz wyszli z ciemności i przysiedli się do Marka.
- Proszę, proszę, jesteś tutaj! - powiedział stary gladiator. - A już myślałem, że się nie
pożegnamy.
186
Imperator
Gajusz nie po raz pierwszy dostrzegł w mężczyznie świeże siły. Reniusz wyglądał na nie
więcej niż czterdzieści lat, góra czterdzieści pięć. Kiedy Gajusz przyjął wyciągniętą dłoń,
uścisk Reniusza był jak pułapka.
- Jeszcze się wszyscy spotkamy - powiedział Kabera. Cała trójka popatrzyła na niego.
Kabera wyciągnął dłonie i uśmiechnął się.
- To nie przepowiednia, to moje przeczucie. Nasze ścieżki jeszcze nie dobiegły kresu.
-Cieszę się, że przynajmniej ty zostajesz. Kiedy Tubruk na powrót osiądzie w majątku, a ci
dwaj będą w drodze do Grecji, byłbym zdany wyłącznie na siebie - rzekł Gajusz, uśmiechając
się nieśmiało.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]