[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wczoraj oprowadzała go po miasteczku.
- Nie wiedziałem o tym - rzekł, zastanawiając się, co by zrobiła,
gdyby zaciągnął ją do najbliższego parku i rzucił na nią. Ale oczywiście to
były takie teoretyczne rozważania. Nigdy w życiu by tak nie postąpił. Był
przecież dżentelmenem.
Jednakże dzisiejszego wieczoru jego dżentelmeńska natura
wystawiona była na ciężką próbę. Dzisiaj wszystko ma się rozstrzygnąć.
Powoli puszczały mu nerwy. Dawniej uchodził za człowieka wytrwałego,
który nie ulega emocjom, ale to się najwyrazniej zmieniło. Wiedział, że
dłużej nie zniesie napięcia i niepewności.
- Nowa biżuteria? - spytał, spoglądając z zainteresowaniem na
naszyjnik, który zdobił dekolt Tabi.
Podniosła wzrok znad talerza; oboje zamówili krewetki w gęstym
sosie koniakowym.
- Podoba ci się? - Oczy lśniły jej z podnieceniem. - To dzieło mojego
przyjaciela. Przedstawia mitycznego centaura, istotę będącą pół
człowiekiem i pół koniem, podobno odznaczającą się wielką chucią.
Devlin widział, że gdyby mogła, natychmiast cofnęłaby te słowa. Do
tej pory wystrzegała się jakichkolwiek wzmianek o seksie. Zwietnie,
pomyślał, kiedy oblała się rumieńcem. Przynajmniej sprawy dotyczące
cielesności i pożądania krążą jej po głowie.
- Większą niż smoki? - spytał niewinnie. Zakasłała, po czym ujęła
kieliszek z winem.
- Właściwie to nikt nie zna zwyczajów erotycznych smoków...
- Poza tobą - wtrącił.
- Jeśli nie masz nic przeciwko temu, wolałabym, żebyśmy zmienili
temat - rzekła wyniośle.
- Proszę bardzo, kotku.
Nie zamierzał się sprzeciwiać. Mogą zmienić temat, mówić o
czymkolwiek, ale o seksie on, Devlin, nie pozwoli jej zapomnieć!
Dzisiejszego wieczora będzie się z nią kochał, uciszy te dziwne sygnały
ostrzegawcze, które nękają go od popołudnia.
- Wejdziesz na moment? - - spytała dwie godziny pózniej, kiedy
odprowadził ją pod drzwi.
Nie boi się tych wieczornych wizyt, pomyślał zadowolony.
Poprzednie dwa wieczory, kiedy odwoził ją do domu, również zapraszała
go na kawę lub kieliszek wina. Ponieważ bez oporów wychodził, nie miała
powodu sądzić, że dziś też tak nie postąpi.
- Dziękuję. Z przyjemnością.
Odprowadził ją wzrokiem do kuchni, a sam ostrożnie przykląkł
przed kominkiem, by rozpalić ogień. Akurat wstawał, podpierając się
laską, kiedy Tabitha wróciła do pokoju z dwoma kieliszkami koniaku w
ręce. Zacisnąwszy usta, syknął z bólu, po czym uśmiechnął się bezradnie.
- Co się stało? - Popatrzyła na niego zatroskana. - Noga ci dokucza?
- Pośpiesznie odstawiła kieliszki na stół i obejmując Devlina w pasie,
pomogła mu dojść do kanapy.
- Trochę. Zaraz mi przejdzie. Pewnie za bardzo ją wczoraj
nadwerężyłem, kiedy chodziliśmy po mieście.
- Chciałam ci pokazać nasze piękne wiktoriańskie domy. -
Przytrzymała go, gdy siadał na kanapie. - Nie pomyślałam, że taki długi
spacer może ci zaszkodzić.
- W jej głosie pobrzmiewały wyrzuty sumienia. - Może wypijesz
trochę koniaku...?
Z wdzięczności przyjął kieliszek. Tabitha usiadła obok na kanapie i
siedziała spięta, dopóki nie wypił odrobiny alkoholu i nie zapewnił jej, że
w tej pozycji noga znacznie mniej go boli.
- Jeszcze kilka minut i będzie dobrze. Zanim stąd wyjdę, ból
powinienem całkiem ustąpić.
To prawda. Ponieważ nie zamierzał wychodzić przed świtem, do
tego czasu ból faktycznie powinien zniknąć. Noc spędzona z Tabithą to
najlepsze lekarstwo na wszelkie dolegliwości. Nagle zauważył, że Tabi
przygląda mu się z poważną miną.
- Właśnie o tym chciałam z tobą porozmawiać - zaczęła.
- O moim wyjściu? - zażartował, uśmiechem pokrywając
niepewność. - Dopiero przyszliśmy. Nawet nie dopiłem koniaku.
- Nie o twoim wyjściu. O twoim wyjezdzie - sprecyzowała. - Jakie
masz plany, Dev? Jak długo zamierzasz zostać w Port Townsend?
Wziął głęboki oddech, po czym wolno wypuścił z płuc powietrze.
- Na zawsze - odparł.
- Na zawsze? - O mało nie wypadł jej kieliszek z dłoni. - Jak to?
- Myślę o tym, żeby otworzyć biuro podróży w lokalu, który
sąsiaduje z Mandalą. W tym, który wkrótce będzie do wynajęcia -
oznajmił, nie spuszczając z niej oczu. - Chciałbym przenieść się na stałe z
Houston do Port Townsend. I ożenić z tobą.
Na jej twarzy odmalował się cały wachlarz emocji. Zdumienie,
radość, strach. Nie spodziewała się takiego wyznania, przynajmniej nie
dziś. No cóż, czekanie się skończyło. Sama zapytała o jego plany, a on nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •