[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie jestem dzieckiem, Marcusie. Od kilku lat
pracuję na uniwersytecie i prowadzę coś, co można
nazwać życiem towarzyskim. Niestety wszyscy moi
rówieśnicy wydają mi się zbyt niedojrzali. Interesuje
ich tylko piwo i podryw. W przeciwnym razie związa-
łabym się z kimś.
Mówiłaś, że byłaś zbyt zajęta, żeby umawiać się
na randki.
Czasy college u to jedno, a następne lata to
drugie. Zresztą... gdybym w college u poznała ciebie,
nie wahałabym się ani chwili, żeby mieć z tobą
romans.
Wykorzystałem cię powiedział z brutalną
szczerością. Wziąłem to, do czego nie miałem prawa.
A ja już ci powiedziałam, że wiedziałam, co
robię. Nie wałkujmy tego w kółko. Złość minęła.
Patrzyła na niego rozmarzonym wzrokiem. Pragnę
się z tobą kochać, Marcusie. Nie wiem, ile nam czasu
128 Margaret Watson
zostało. Nie chcę się z tobą wykłócać o każdą noc.
Zdecyduj się. Ja w każdym razie idę do łóżka.
Wchodząc do sypialni, zostawiła otwarte drzwi.
Czuła na plecach wzrok Marcusa. Weszła do łazienki.
Gdy stamtąd wyszła, Marcusa nie było. Zrobiło jej się
przykro. Przeliczyła się. Jednak postanowił trzymać
się od niej z daleka.
Pokonując łzy, włożyła jeden z podkoszulków
Marcusa i wsunęła się do łóżka. Patrzyła przez okno na
przesuwające się po niebie strzępiaste chmurki.
A już myślałem, że nigdy nie wyjdziesz z ła-
zienki powiedział szeptem Marcus i wślizgnął się za
nią do łóżka.
Odwróciła się.
Skąd się tutaj wziąłeś? Myślałam, że wyszedłeś.
Przecież nie zostawiłbym cię samej, nie mówiąc,
dokąd idę. Obszedłem tylko dom.
Wszystko w porządku? zapytała, mając na
myśli coś więcej niż tylko bezpieczeństwo domu.
Przyglądał się jej, aż wreszcie wziął ją w ramiona.
W najlepszym. Na razie.
Na razie. Jak na niego, to i tak dużo, pomyślała. Nie
jest gotowy, by składać jakiekolwiek zobowiązania,
przynajmniej dopóki jest odpowiedzialny za jej bez-
pieczeństwo. A kiedy objęła go za szyję, obiecała
sobie, że nie pozwoli mu się wykpić byle czym. Jedna
z dzielących ich barier została obalona. Uczynił niedu-
ży krok w jej stronę, a właśnie takiej zachęty po-
trzebowała. Wcześniej czy pózniej Marcus prze-
Romans na Karaibach 129
kona się, że jest co najmniej równie uparta i wytrwała
jak on.
Gdy zaczął ją całować, zapomniała o bożym świe-
cie. A kiedy kochał ją tak czule i słodko, że miała łzy
w oczach, poczuła, jak kawałek jej serca odrywa się
i wpada w jego ręce.
Kolejnych dziesięć dni minęło zbyt szybko dla
Jessiki. Spędzali z Marcusem czas na rozmowach,
a noce na miłości, namiętnej i nienasyconej. Pasowali
do siebie idealnie, jakby od lat byli kochankami. Od
czasu do czasu Marcus próbował wyłączyć się, od-
separować, ale wystarczył jej jeden dotyk albo jego
jeden pocałunek, a wszelkie bariery znikały.
Byli ze sobą już dwa tygodnie. Marcus obserwował
Jessikę podczas śniadania. Ruchy miała wdzięczne
i uśmiechała się do niego czule. Ta młodziutka
kobieta stała się jego światem. Nie mógł się jej
napatrzeć ani nią nasycić. Gdy zadzwonił telefon,
skrzywił się i podniósł słuchawkę.
Tu Devane.
Cześć. Co nowego?
Nic. Przewróciliśmy wyspę do góry nogami,
kamyk po kamyku, i nic. A u ciebie?
Też nic. Spokój i cisza.
Skoro za porwaniem stoi Simon, coś się zacznie
dziać. To cisza przed burzą.
Jasne. Chce nas uśpić albo zbiera ludzi, zresztą
diabli wiedzą, co planuje.
130 Margaret Watson
Ale coś planuje, to pewne, choć teraz gdzieś się
ukrył. A może byśmy tak wywabili skunksa z nory?
Marcus wiedział, co to oznacza.
Jeszcze nie. To zbyt ryzykowne.
Po drugiej stronie zapadła krótka cisza.
Naszym głównym zadaniem jest złapanie Simo-
na, Waters powiedział wreszcie Devane z nacis-
kiem, ale bez złośliwości. Choć w gruncie rzeczy miał
do niej prawo.
Wiem. Odezwę się wkrótce.
Gdy skończył rozmowę, ujrzał pełne troski spoj-
rzenie Jessiki.
Niczego nie znalezli, tak?
To musi trochę potrwać.
Nie lubisz czekać... ja też.
Tak, to cholernie trudne.
Najgorsze w tym wszystkim było poczucie winy.
W głębi duszy nie był pewien, czy zależy mu na ujęciu
porywaczy, bo oznaczałoby to utratę Jessiki. I choć
powtarzał sobie, że dziewczyna nie należy do jego
świata, a w jego życiu nie ma miejsca na stały związek,
to perspektywa rozstania z nią napawała go bolesnym
niepokojem.
Nagle zerwał się i zaczął sprzątać stół. Chodziło
o jakiekolwiek zajęcie. Jessika też wstała, żeby mu
pomóc.
Powiedziałeś, że coś jest zbyt ryzykowne. O co
chodzi?
Powinnaś o tym wiedzieć, choć przypominam,
Romans na Karaibach 131
że odrzuciłem ten pomysł zaczął po chwili wahania.
Mój kumpel chce nas użyć jako przynętę. Chce,
żebyśmy zaczęli paradować po Cascadilli, pokazując
się wszędzie, gdzie tylko można. Uważa, że porywa-
cze czekają na ciebie i gdy zaczną cię śledzić, łatwiej
będzie ich złapać.
Simona również dodała oczywistą prawdę.
Nie spodobało mu się to, co wyczytał w jej oczach.
Zapomnij o tym, Jessiko. Nie zgadzam się. To
zbyt niebezpieczne.
Dlaczego?
A jeśli coś się nie powiedzie? A jeśli ich nie
złapiemy? A jeśli znowu dostaniesz się w ich łapy? Nie
chcę ryzykować.
Ale ja chcę.
Dzięki Bogu nie ty podejmujesz decyzje wark-
nął. Mój kumpel i ja postanowiliśmy zaczekać, aż
sami wyjdą z ukrycia.
Ale nie wyjdą zareplikowała. Tak sądzę.
Minęły dwa tygodnie, a oni jakby się zapadli pod
ziemię.
W końcu będę musieli wyjść.
Dlaczego? Może ich już w ogóle nie ma, może
porwali kogoś innego.
Nic takiego nie miało miejsca.
Skąd ta pewność?
Bo mamy dobry wywiad i gdyby doszło na tym
terenie do innego porwania, na pewno byśmy o tym
wiedzieli. Nie posłużymy się tobą jako przynętą.
132 Margaret Watson
Była wściekła, patrzyła na niego wyzywająco. Fa-
talnie przyjmowała rozkazy. Trzeba było z nią nego-
cjować, wyjaśnić sens konkretnych posunięć, przeko-
nać do swoich racji, bo w innym przypadku brała
sprawy w swoje ręce. No cóż, jego Jessika była silna
i uparta, i to był jeden z powodów, dla których tak
bardzo go pociągała.
Jego Jessika? pomyślał i przeraził się. Nie była
jego Jessiką i nigdy nie będzie. Była kobietą, której
zapewniał ochronę. Miała go doprowadzić do Simona.
Najwyższy czas się opamiętać!
Ja jako przynęta to świetny pomysł oświad-
czyła.
Marcus wiedział już, że gdy wbije sobie coś do
głowy, staje się bardziej zawzięta niż terier ogryzający
kość.
I cholernie ryzykowny. Nie chcę, żebyś tak
bardzo się narażała.
Zapachniała jej wizja prawdziwej przygody, ale
z tym nie mogła się zdradzić. Dlatego spróbowała
z innej beczki:
Ufam ci, Marcusie, i wiem, że nie pozwolisz, by
stało mi się coś złego.
Nie wszystko można przewidzieć. Nie każdego
można ochronić.
Uśmiechnęła się słodko.
Jestem szczęśliwa z tobą, tak cudownie mi w tym
domku, że w ogóle nie liczę czasu. Ale czy twoje
wakacje nie dobiegają końca?
Romans na Karaibach 133
Nie odpowiedział. Wiedział, że Jessika miała rację.
Przeżyli fantastyczne dwa tygodnie, ale wcześniej czy
pózniej znów będzie musiał ruszyć na poszukiwanie
Simona. Drań potrzebuje pieniędzy na dalszą walkę
ze SPEAR. Jeśli ich nie dostanie od rodziców Jessiki,
poszuka gdzie indziej. I stracą kolejną szansę schwy-
tania go.
Zróbmy tak, Marcusie. Czy zwiedziłeś już Cas-
cadillę?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]