[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przy żywności zostawili. Poszli do tych bram, które nam Moskwa
pobrała, spodziewając się, że będą mogli przez którą dobyć się do nas. U
pierwszej, Miękickiej, zsiedli z koni, próbowali szturmu. Nie
1
15sierpnia
2
Kosakowskim.
wskórali. Broniono dobrze i obwarowaną dobrze zastali. Poszli do
drugich; i tak trzech bram spróbowawszy, kiedy już wziąć żadnej nie
mogli, rozumiejąc, że za rzeką Moskwą przeciwko zamkowi żadnej
przeszkody nie masz, poszli wpław przez rzekę, tą intencją, żeby się pod
naszymi murami przepławiwszy, do zamków weszli.
Tam i Moskwie i im rzecz była niespodziewana; na grodek jeden,
których tam było dwa, napadli, że Moskwa strwożywszy się z tego
gródka, do drugiego dalszego uciekać poczęli; i tego ustąpili. Oni da-
wszy grodkom pokój, przykopę garściami zarównawszy, przeprawowali
się i pławili pod zamek Krymgrod.
Nam dano znać, którym było rozkazano być gotowymi na wycieczkę, że
pachołcy nasi grodki za Moskwą wysiekli i pławią się pod zamek.
Porwaliśmy się z chorągwiami i pobieżeliśmy do rzeki spodziewając się,
że ich będzie trzeba odstrzeliwać.
Zastawszy, że bez przeszkody przeprawę mają, poszliśmy przez
Krymgrod w Białe Mury, ku tym basztom i bramom, cośmy je byli
potracili; a było iście nasze i przeciwko zdaniu i wolej pana
Gąsiowskiego, bo się to wszystkim zdała rzecz niepodobna, abyśmy byli
mieli te bramy odebrać.
Prawie tak gwałtem wydarliśmy się i uczyniliśmy impet1 do pierwszej
bramy, co ją Wodną zwano. My zewnątrz, a od wody pan Bor-kowski z
ośmiądziesiąt Niemców i z onymi naszymi pachołki.
Nie strzymała nam Moskwa w tej pierwszej bramie, poczęli uchodzić do
baszty o piąciu wierzchach; i tam niedługo zabawili się. I tak od bramy
do bramy ustępowali, a my za nimi wszędzie.
Na Harbackiej bramie, zawarło się ich siedemdziesiąt, których insi
odbieżeli. Koło tych siedmidziesiąt bawiliśmy się długo, ze szkodą
swoją niemałą, chcąc ich dobyć. Zabito tam u tej bramy kilku towa-
rzyszów znacznych między inszymi Rudzkiego i Molskiego, spod mojej
chorągwi towarzysza, i rotmistrza Rogowskiego.
Widząc, że na tych zabawa nam niepotrzebna, i [że] dalibyśmy byli
Moskwie, na tych się bawiąc, czas do poprawy, minęliśmy ich (którzy
się potem aż w nocy poddali), a poszliśmy po drugich basztach aż do
1
uderzenie, natarcie
bramy Miękickiej; odebraliśmy tę bramę, i osadzili. I poszliśmy dalej aż
do bramy Twerskiej. Ta brama była potężnie osadzona, że ordinarie1
przy niej bywało dwa tysiąca ludzi. Bawiliśmy się koło niej chwilę, aż
Moskwy wtem zza Neglinny od ich obozów przyszło niemało. Poparli
nas stamtąd, kule padały jak grad między nami, a dziwna rzecz, że mało
szkodziły. Musieliśmy ustępować do Miękickiej bramy. Poszli oni i na
Miękicką bramę, bo ich coraz więcej przybywało wielkim naciskiem.
Przyszło naszym i z bramy Miękickiej zbieżeć, i jużeśmy się byli puścili
bardzo ku zamkom swoim. Dali się potem nasi uhamować i
zawściągnąć, żeśmy zaś znowu ku Miękickiej bramie pobieżeli.
Moskwie też Pan Bóg dał strach, że odbieżała Miękickiej bramy i
ustąpili ku Twerskiej, a myśmy objęli bramę.
I tu bym się nierad chwalił, ale tak było prawdziwie, że przy tych
naszych kilkunastu chorągwiach, nie było rotmistrzów, bo się ich było
siła rozjechało do Polski. Kiedyśmy się już oparli przy tej bramie
Miękickiej, zawołało na mię towarzystwo. Nie mamy tu swoich rot-
mistrzów przynajmniej ty nami rządz." Podjąłem się tego, oni mnie też
słuchali. Rozdzieliłem ich na trzy części. Postawiłem jedne część na
bramie, z drugą'm częścią został podle bramy, trzecią część, żebyśmy
plac szerszy do obchodzenia nas Moskwie zastąpili, odwiodłem dalej
trochę i osadziłem jedne cerkiew. I takeśmy wytrzymowali Moskwie
impety, kiedy się o nas kusili aż do nocy. Przed zachodem słońca jednak
nastąpiło ich było okrutna rzecz na też bramę Miękicką, że i wtenczas
przyszło było do tego, żeśmy od niej ustąpili. Znowu obróciwszy się,
wyparliśmy Moskwę, że jej odbieżała i już więcej nie kusili się. A wtem
noc zaszła i ta nas sama rozdjęła. Otrzymawszy te bramy nasze,
któreśmy byli stracili, posłaliśmy do zamków do pana Gąsiowskiego,
aby na odmianę nas, bośmy się też cały prawie dzień hałasując
sfatygowali, insze chorągwie posłał.
Przyznawszy prawdę, było takie nieposłuszeństwo w tym, że żadna
chorągiew iść nie chciała, choć pan Gąsiowski rozkazał.
Nie nam też samym tych bram i tego wyzwolenia się było trzeba;
pobywszy godzin w noc ze trzy, a ognie, żeby się zdało, że są ludzie
1
zwykle
na bramie i podle bramy, nałożywszy, zeszliśmy do swych stanowisk na
odpoczynek.1
A to cudowna, niewątpliwie za przyczyną Najświętszej Panny, żeśmy
tego dnia w tak ciężkim razie spełna dwu[dziestu] człeka nie stracili,
gdzieśmy się spodziewali tysiącami [głowę] nałożyć.
Taki dał Pan Bóg strach Moskwie, że nie tylko o nasze bramy nazajutrz
nie kusili się, ale i swoich odleglejszych słabo strzegli; mianowicie w tej
Twerskiej bramie, gdzie ordinarie dwa tysiąca ludzi bywało, ledwie tej
nocy dwadzieścia człowieka nocowało.
Rano nazajutrz, zebrał się wżdy na to pan Gąsiowski, że jako mogąc
osadził te bramy, cośmy je odebrali, i uczynił radę; wszystkich
wezwawszy, abyśmy w świeżej trwodze na Moskwie o ostatek murów
się pokusili.
Ofiarował się z wielką chęcią i ze swoimi pan Sapieha, że kiedy my
zewnątrz będziemy chcieli do tych murów szturmy czynić, że i on z pola
pomoże. Było siła ochotnych na to. I niewątpliwa to rzecz była; na tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]