[ Pobierz całość w formacie PDF ]

patrzeć? - SpojrzaÅ‚ jej gÅ‚Ä™boko w oczy. - WiÄ™c jak, nisz­
czymy go czy naprawiamy?
Oczywiście pojęła symboliczną treść jego wypowiedzi,
lecz nie zamierzaÅ‚a wdawać siÄ™ w tak niebezpiecznÄ… dysku­
sję. W każdym razie nie tu i nie teraz.
-Ten mur chroni świątynne ogrody przed kozami -
stwierdziła spokojnie.
- W takim razie trzeba było go odbudować już dawno.
Niepewnie przestąpiła z nogi na nogę. Legioniści byli
tylko jednym z wielu trapiących ją problemów. Nie miała
kogo spytać o radę, brak jej było wiedzy i doświadczenia,
natomiast wszyscy domagali się od niej właściwych decyzji
i odpowiedzi na jakże trudne pytania. Aż do tej pory nie
uświadamiała sobie, jak wielką pracę wykonywała ciotka
Flawia, która dla każdego miaÅ‚a mÄ…dre wskazówki lub od­
powiedni rytuał. Wcześniej Helenie wydawało się, że ciotka
sprawuje jedynie kontrolÄ™ nad miejscem kultu Kybele. Nie
zdawała sobie sprawy, że świątynia sprawowała rząd dusz
i właśnie z tego brały się jej siła i władza. Nie zbrojne hufce,
105
powtórzyła w duchu. Gdy jednak autorytet sybilli upadnie,
przemówi oręż, a wtedy...
Porzuciła te rozważania, skupiła się na chwili obecnej.
Rzymianie z oczywistych powodów mnie powinni byli
samowolnie przystępować do naprawy muru i musiała
coÅ› z tym zrobić. ZmarszczyÅ‚a gniewnie brwi, lecz nag­
le jakiś zdradziecki głos szepnął jej, że przecież praca
legionistów tylko przysÅ‚uży siÄ™ Å›wiÄ…tyni, wiÄ™c po co pod­
nosić wielkie larum...
- Możecie pracować, ale nie dostaniecie za to zapłaty.
Wysokość okupu pozostanie taka sama. %7Å‚eglarze wiele ry­
zykowali, by ocalić wasze życie.
Patrzyła uważnie na Tullia. Tylko jeden mięsień zadrgał
w jego szczęce, poza tym na twarzy nie pojawiły się żadne
emocje.
- Robota szÅ‚aby nam szybciej, gdybyÅ›my mieli odpo­
wiednie narzÄ™dzia, a także gwarancjÄ™, że zostaniemy po­
tem odpowiednio nakarmieni.
- Nie liczcie na żadne specjaÅ‚y. W Å›wiÄ…tyni wszyscy je­
dzą to samo. Nasze pożywienie jest proste, ale zaspokaja
głód i daje siÅ‚Ä™. - ZawahaÅ‚a siÄ™. NarzÄ™dzia to byÅ‚a delikat­
na sprawa. Dobrze wiedziała, czego może dokonać kilku
mężczyzn uzbrojonych w mÅ‚otki i motyki. Gdyby Rzymia­
nie chcieli uciec, jej strażnicy nie byliby w stanie ich za­
trzymać. MogÅ‚a liczyć tylko na to, że pokaz siÅ‚y w Å›wiÄ…ty­
ni przekonał nie tylko żeglarzy, ale i legionistów. - A jeśli
chodzi o narzędzia...
- Możesz nam zaufać. DaliÅ›my ci sÅ‚owo, a rzymscy le­
gioniści nie są wiarołomni - odrzekł z naciskiem. - Te na-
106
prawy są ci bardzo potrzebne, dlaczego więc nie miałabyś
nam zaufać?
- Skoro już i tak zaczęliście, to równie dobrze możecie
skończyć.
- Dziękuję, pani.
Wrócił do swoich ludzi. Helena przez chwilę patrzyła za
nim, powtarzajÄ…c sobie, że chce siÄ™ tylko upewnić, czy żoÅ‚­
nierze dobrze pracujÄ….
Tullio rozglądał się za Heleną aż do wieczora, a także
przez caÅ‚y nastÄ™pny dzieÅ„, ale bez skutku, znalazÅ‚ za to ster­
tÄ™ narzÄ™dzi i drewnianÄ… tabliczkÄ™ z listÄ… niezbÄ™dnych na­
praw. Musiało to oznaczać, że pomocnica sybilli zmieniła
swoją postawę wobec Rzymian, można by rzec, w jakimś
sensie zaczęła im ufać i godziÅ‚a siÄ™ na współpracÄ™, oczywi­
ście w ściśle zakreślonych ramach. Był to jednak przełom,
tak przynajmniej uważał trybun.
Po przejrzeniu listy niezbędnych napraw Tullio poczuł
siÄ™ niczym Herkules stajÄ…cy przed stajniÄ… Augiasza, ale żoÅ‚­
nierze cieszyli się, że mają jakieś zajęcie, które pozwala im
na trochÄ™ ruchu, a w dodatku nie jest to musztra ani polo­
we ćwiczenia w pełnym rynsztunku. Tylko Kwintus jęczał
i narzekaÅ‚, że traktuje siÄ™ ich jak niewolników, nie oÅ›mie­
lił się jednak na niesubordynację i również przystąpił do
pracy.
Zabrali siÄ™ do roboty w porze najwiÄ™kszego upaÅ‚u. Szyb­
ko dokoÅ‚a nich zgromadziÅ‚ siÄ™ tÅ‚umek wieÅ›niaków. WiÄ™k­
szość stała w milczeniu, patrząc na nich wrogo, tylko jakaś
dziewczynka w poszarpanej tunice przyniosła dzbanek wo-
107
dy, który żoÅ‚nierze przyjÄ™li z wdziÄ™cznoÅ›ciÄ…. Ona zaÅ› rzuci­
Å‚a im nieÅ›miaÅ‚y uÅ›miech i uciekÅ‚a. Tullio w zadumie popa­
trzył za nią. To był dobry znak, z takich kroczków powstają
duże rzeczy. I nie pomyliÅ‚ siÄ™, bo po tym zdarzeniu wro­
gość wieÅ›niaków wyraznie zelżaÅ‚a i tÅ‚um trochÄ™ siÄ™ prze­
rzedziÅ‚. MieszkaÅ„cy wyspy uznali, że należy pozwolić pra­
cować legionistom w spokoju. Nie zaoferowali pomocy, ale
też nie przeszkadzali.
Wraz z upÅ‚ywem czasu z twarzy wieÅ›niaków znikaÅ‚a po­
dejrzliwość, zastÄ™powana przez zwykÅ‚Ä… ciekawość. W koÅ„­
cu Tullio położył ostatni kamień na drugim murku, jaki
zdołali naprawić w ciągu przedpołudnia. Naraz usłyszał za
plecami głos Heleny:
- Pracujecie zadziwiajÄ…co szybko.
WytarÅ‚ rÄ™ce w tunikÄ™ i obróciÅ‚ siÄ™, niepewny, kogo zoba­
czy tym razem: kobietÄ™ czy zarzÄ…dzajÄ…cÄ…. Nie wolno mu by­
ło zapominać, jaka jest stawka w tej grze. Przede wszystkim
winien był wierność Rzymowi. Kwintus miał rację, z flirtów
mogÅ‚o wyniknąć wiÄ™cej problemów niż pożytku. Cóż z te­
go, skoro na widok jej postaci spowitej w miękką szatę jego
oddech przyspieszył.
- Nie boimy się ciężkiej pracy - odrzekł, wpatrując się
w kolczyki z perełek, które podkreślały długą szyję Heleny.
- Widzę. - odparła szczerze. Napięcie Tullia zelżało. Ze
zdziwieniem zdaÅ‚ sobie sprawÄ™, że zależy mu na szacun­
ku tej młodej kobiety. - Mam nadzieję, że wieśniacy nie
sprawili wam kłopotu. Nie przywykli do widoku Rzymian.
Wielu przyszło tu z niby z prośbami o modlitwę w różnych
intencjach, a tak naprawdę po to, by obejrzeć legionistów.
108
- Zachowywali siÄ™ bez zarzutu. JakaÅ› dziewczynka z brÄ…­
zowymi oczami i w poszarpanej tunice przyniosła nam
dzbanek zimnej wody. Była dla nas bardzo miła.
- Kiedy to było?
- Jakiś czas temu - wyjaśnił Tullio z niepokojem. Czyżby
miał otrzymać reprymendę za to, że przyjął miłosierny dar
dla spragnionych? - Nie prosiliÅ›my o wodÄ™, sama jÄ… przy­
niosła i niegrzecznie byłoby odmówić. Potem jeszcze dwa
razy napełniała dzbanek w studni, ale nie odezwała się ani
sÅ‚owem. SÅ‚oÅ„ce pali, jest gorÄ…co i choć woda nie odÅ›wie­
ża tak dobrze jak ocet, który zwykle pijemy, przyjęliśmy ją
z radością. Mam nadzieję, że nie dotarły do ciebie żadne
skargi.
- Nikt się na nic nie skarżył. Słyszałam tylko pochwały.
- To miłe. Chciałbym podziękować tej dziewczynce. Nie
spodziewaliÅ›my siÄ™ takiej uprzejmoÅ›ci. Moi ludzie byli bar­
dzo spragnieni. Zniknęła, zanim zdążyÅ‚em cokolwiek po­
wiedzieć.
Helena przygryzła usta, a potem wzruszyła ramionami.
- Tak, to chyba dobry pomysł. Chodz ze mną.
PoprowadziÅ‚a go na niewielkie pastwisko, gdzie na wy­
schniÄ™tej trawie siedziaÅ‚a pastereczka z kijem w rÄ™ku. Pil­
nowała gęsi. Okrzyk, jaki wydała na ich widok, bardziej był
podobny do głosu ptaka niż człowieka.
- Czy to ona? - zapytała Helena.
- Tak. Jak ma na imiÄ™?
- Niobe. - Helena zaczęła pokazywać coś gęsiarce na
migi. - StraciÅ‚a mowÄ™. ByÅ‚a kiedyÅ› szczęśliwym, rozeÅ›mia­
nym i gadatliwym dzieckiem, ale potem zapadła na goracz-
109
kę i zaniemówiła. Wieśniacy szeptali, że demony wykradły
jej duszÄ™ i zostawiÅ‚y w zamian podrzutka. Jej matka w de­
speracji przyszÅ‚a do sybilli, a ta powiedziaÅ‚a, że Kybele do­
tknęła Niobe i że mowa jej wróci, gdy taka będzie wola
bogini. Od tamtego czasu dom Niobe jest w Å›wiÄ…tyni. Ro­
bimy dla niej, co możemy. Jej brat pasie nasze kozy. Ma na
imiÄ™ Pius.
Niobe patrzyÅ‚a na nich okrÄ…gÅ‚ymi oczami, kciuk we­
pchnęła w usta. Nie czekajÄ…c na pozwolenie Heleny, Tul­
lio przyklęknął, chcąc upewnić nieszczęsna gęsiarkę, że nie
przybyli tu w złych zamiarach. Dobrze wiedział, że piraci [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •