[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Zachowaj to sobie - burknął. - Jako wynagrodzenie za straty moralne.
R
L
T
Oburzenie zalało ją jak fala ukropu. Myślał, że świecidełka załatwią sprawę? To,
co razem przeżyli, nie miało ceny. Nawet najpiękniejsze brylanty nie mogły wynagrodzić
bólu, na jaki ją skazywał.
- Chcę, żebyś zawsze pamiętał o jednym. - Wyprostowała się i spojrzała mu w
oczy. W jej wzroku płonął ogień, ale głos miała zupełnie spokojny. - Nienawidzę cię.
Owszem, będę się do ciebie uśmiechać, spełniać twoje polecenia, przynosić ci kawę i go-
rącą czekoladę, kiedy będziesz zmęczony. Będę się śmiać z twoich dowcipów i towarzy-
szyć ci podczas biznesowych kolacji, jeśli tego zażądasz. Ale nie myśl, że kiedykolwiek
zapomnę o tym, jak mnie potraktowałeś. Nigdy nie zapomnę.
R
L
T
ROZDZIAA JEDENASTY
- Dzień dobry, szefie. Miłego dnia.
- Witaj, Emmo.
- Spotkanie z klientem masz o dziewiątej, zdążysz się jeszcze zapoznać z osta-
teczną wersją umowy, którą przysłał dział prawny. Zrobiłam ci kawę, a tutaj jest protokół
z wczorajszego zebrania. Masz dla mnie jakieś polecenia?
W milczeniu pokręcił głową. Wyjdz, zaklinał ją w myślach. Nie dręcz mnie.
Gdyby obrzucała go oskarżeniami, płakała, robiła sceny zniósłby to jakoś. Przy-
wykł do takich zachowań, no i miałby pretekst, żeby ją zwolnić. Ona jednak postępowała
tak, jakby między nimi absolutnie nic nie zaszło. Nie rumieniła się na jego widok. Nie
spuszczała wzroku, kiedy rozmawiali. Uśmiechała się uprzejmie, a w jej zachowaniu nie
było najmniejszego nawet śladu pretensji.
Szczerze ją za to podziwiał. I cierpiał. Była blisko, na wyciągnięcie ręki, bystra,
uczynna, zabawna i śliczna. Jego Emma... Nie, nie jego. Nie miał prawa jej tknąć.
- Wiem, że jestem w ciąży. Po prostu wiem - oświadczyła Evelyn kilka tygodni
pózniej, wchodząc wielkimi krokami do gabinetu asystentek.
Emma stłumiła westchnienie.
- Nie rób sobie fałszywych nadziei. Sama mówiłaś, że na test jest jeszcze za wcze-
śnie...
- To prawda, ale mam wszystkie objawy! Rano jest mi niedobrze, mdli mnie od
mocnych zapachów, bolą mnie piersi... - wyliczała Evelyn, z oczami błyszczącymi na-
dzieją.
Dla Emmy jej słowa były jak wyszukana tortura. Każde kolejne przeszywało ją
okropnym dreszczem nerwowego niepokoju, zaciskało na szyi jak dławiąca pętla.
- Chcę wiedzieć. Nie mogę dłużej czekać - niecierpliwiła się Evelyn.
Emma też chciała wiedzieć. %7łyczyła Evelyn jak najlepiej, ale rozpaczliwie czepiała
się nadziei, że te objawy nie muszą oznaczać ciąży, gdyż od ponad tygodnia czuła się
dokładnie tak samo. Bolały ją piersi, czuła się słabo i sennie, rano ją mdliło, a okres
spózniał się tak bardzo, że coraz trudniej było jej bagatelizować sytuację.
R
L
T
Niemożliwe, niemożliwe, powtarzała sobie, usiłując się skupić na pracy. Bezsku-
tecznie.
- Wychodzę na chwilę. - Zerwała się zza biurka, chwyciła płaszcz i torebkę. - Wró-
cę po przerwie na lunch.
Publiczna toaleta w galerii handlowej z pewnością nie była idealnym miejscem,
żeby spojrzeć w twarz przeznaczeniu, ale trudno. Emma nie chciała czekać do wieczora,
nie chciała się znalezć w domu sama ze swoją niepewnością. Drżącymi rękami wyjęła
test ciążowy z opakowania, zrobiła, co trzeba, i położyła go na klapie sedesu. A potem
zamknęła oczy, oparła się o drzwi i odliczała minuty, dzielące ją od wyroku. Nie, nie
mogła być w ciąży. Brała przecież pigułki, żeby uregulować cykl hormonalny, a gineko-
log ją ostrzegał, że dopóki nie zakończy terapii, będzie miała problemy z płodnością.
Więc to, że zaszła w ciążę którejś z tamtych dwóch nocy na Sycylii, było zupełnie...
Pewne.
Dwie kreski w okienku testowym nie pozostawiały żadnych wątpliwości.
Odrętwiała, z zupełną pustką w głowie, dobre dwie godziny krążyła po mieście bez
celu, zanim doszła do siebie na tyle, by móc wrócić do pracy.
- Gdzie byłaś tyle czasu? - zawołał za nią Lucas, kiedy przemykała się do swojego
biurka.
Był w podłym humorze. Ostatnio zdarzało mu się to coraz częściej.
- Na lunchu.
- Ach, tak? Wyszłaś trzy godziny temu!
- Być może, ale za to wczoraj siedziałam tu do jedenastej w nocy, pisząc raport -
powiedziała, nie dbając o to, czy go rozsierdzi.
Może powinna od razu podzielić się z nim nowiną o ciąży?  Spózniłam się, bo ro-
biłam sobie test ciążowy. A teraz mam dla ciebie wspaniałą wiadomość. Zostaniesz tatu-
siem". Zabawnie było wyobrażać sobie, jaką Lucas zrobiłby minę. Ale do takiej rozmo-
wy będzie musiało w końcu dojść i myśl o tym nie była zabawna. Lucas przenigdy nie
uwierzy, że to była wpadka. Oskarży ją o premedytację, o to, że chce złapać go na dziec-
ko...
R
L
T
Spojrzała na niego, przelotnie, płochliwie, szukając w jego twarzy choć cień otu-
chy, najmniejszej wskazówki, że Lucas jej uwierzy, wesprze, nie zostawi samej. Ale jego
oczy były zimne, a usta gniewnie zaciśnięte.
Nie mogła mieć żadnej nadziei.
Schroniła się za ekranem komputera i rzuciła Lucasowi niepewne spojrzenie spod
rzęs. Czy kiedykolwiek znajdzie w sobie odwagę, żeby mu powiedzieć?
Szczerze wątpiła.
Następnego dnia Evelyn zrobiła test ciążowy i musiała przyjąć do wiadomości ko-
lejną porażkę. Tym razem nie miała siły nawet płakać, po prostu siedziała za biurkiem
nieruchomo, z twarzą w dłoniach.
Emma miała ochotę postąpić tak samo, choć z dokładnie odwrotnego powodu. Iro-
nia losu bywa czasem okrutna, pomyślała, przecierając piekące oczy. Miała za sobą dłu-
gą, nieprzespaną noc, podczas której podjęła kilka istotnych decyzji.
Po pierwsze - urodzi dziecko. Choć przyszłość ją przerażała, inny wybór po prostu
nie wchodził w grę. Jej matka porzuciła ją, kiedy Emma miała cztery lata. Nie chciała
pójść w jej ślady, wypierając się swojego dziecka, tej bezbronnej drobinki, która żyła
ukryta pod jej sercem.
Po drugie - nie będzie na razie rozmawiać z Lucasem. Jest na to za wcześnie. Po-
trzebowała czasu, żeby wsłuchać się w siebie, nauczyć się stawiać pierwsze kroki na no-
wej ścieżce, którą poprowadził ją los.
- Nie wiem, po co ja żyję - rozszlochała się nagle Evelyn. - Jestem już stara. Nie
ma dla mnie żadnej nadziei.
- Co ty opowiadasz? - odezwał się Lucas łagodnie, stając w drzwiach. Evelyn, za-
wstydzona, przykryła ręką usta, on jednak uśmiechnął się do niej krzepiąco. - Masz jesz-
cze mnóstwo czasu, Evelyn. Medycyna robi teraz niesamowite rzeczy. Słyszałem o pew-
nej mało znanej klinice, która ma znakomite wyniki...
- Nie stać nas na dalszą terapię - jęknęła starsza asystentka, podnosząc na szefa za-
łzawione oczy.
- Tym się nie przejmuj. - Położył dłonie na jej spiętych ramionach krzepiącym,
przyjacielskim gestem. - Pokryję wszystkie wydatki. Na czas terapii dostaniesz urlop,
R
L
T
żebyś mogła wypocząć i się zrelaksować. A kiedy urodzisz synka, odwdzięczysz mi się,
dając mu na drugie imię Lucas. Jeżeli pierwsza będzie dziewczynka, może być Lucy.
- Dlaczego... robisz to dla mnie? - zaszlochała.
- Bo jesteśmy przyjaciółmi. Wiem, że zawsze mogłem na ciebie liczyć, Evelyn. A
ty możesz liczyć na mnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •