[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czaliśmy. Musisz go jakoś pokonać. . . W przeciwnym razie zabije nas wszyst-
kich!
ELRYKU! Z ostatnim sieknięciem wysiłku, Gaynor znalazł wreszcie
drogę między ciałami i stanął naprzeciw swego największego wroga, a miecz mi-
167
gotał mu w dłoni niczym świeżo zrodzona z wulkanu lawa. Nie sądziłem, że
ten nowy, potężny oręż w ogóle będzie mi potrzebny, ale jednak. I proszę, oto
znów się spotkaliśmy!
I nie czekając, natarł na Elryka, a ten bez trudu uniósł Zwiastuna Burzy, by
zablokować cios. Gaynor jednak, nie wiedzieć czemu, roześmiał się tylko i nie
cofnął miecza, aż nagle albinos zrozumiał co się dzieje i podjął wysiłek, by unik-
nąć dłuższego zwarcia. Miecz Gaynora był pijawką gotową wyssać wszelkie życie
ze wszystkiego, z czym się zetknie. Elryk słyszał niegdyś o takich ostrzach żywią-
cych się energią, pasożytach mogących pokonać miecze w rodzaju Zwiastuna Bu-
rzy dzięki osobliwym czarom promieniującym z obcego żelaza, z których pijawki
były wykuwane.
Wygląda na to, że sięgnąłeś dziś po szczyptę mało eleganckich czarów,
Gaynorze. Elryk był pewien, że zostało mu jeszcze sporo energii, ale wiedział,
że nie może pozwolić sobie na dalsze trwonienie jej na rzecz pijawki.
Nie ma w moim słowniku pojęcia takiego, jak honor odparł niemal
beztrosko Książę Przeklęty, wywijając mieczem. Ale gdybym jednak znał to
słowo, to powiedziałbym, że brakuje ci dziś odwagi, by stanąć ze mną twarzą
w twarz i zmierzyć się w walce na miecze. Bo przecież czy nie jesteśmy godnymi
siebie przeciwnikami, Książę Ruin?
Zapewne, zapewne mruknął Elryk, mając nadzieję, że siostry pojmą
powagÄ™ sytuacji i przyjdÄ… mu z odsieczÄ…. OdsunÄ…Å‚ siÄ™ wraz z koniem, unikajÄ…c
kolejnego, niemal od niechcenia wyprowadzonego ciosu.
Boisz się mnie, Elryku? Co jest? A może boisz się śmierci?
Zmierci nie odparł Elryk. Nie tej zwykłej śmierci, która jest tylko
przeniesieniem. . .
A co z nagłą śmiercią sprowadzającą wieczne zapomnienie?
Tej też się nie boję. Chociaż podobnie jej nie pragnę.
Ale ja owszem! Dobrze o tym wiesz.
Tak, ale nie jest ci ona pisana. Nigdy nie zaznasz jej ukojenia.
Może odparł powściągliwie Gaynor, spojrzał przez ramię i zachichotał,
widząc nadciągającą księżniczkę Tayaratukę. Reszta kompanii nadal masakrowa-
ła armię Chaosu. Ciekawe, czy jest w multiwersum cokolwiek stałego? Może
i Równowaga nie jest niczym innym, jak tylko wymysłem śmiertelników pragną-
cych dodać sobie nieco odwagi wyobrażeniem, że istnieje jednak jakiś porządek
i cel w życiu? Ale czy jest na to jakiś dowód?
Owszem, to nasze dzieło powiedział cicho Elryk. Sami jesteśmy
dowodem. Zdolni jesteśmy stanowić prawa, porządek, harmonię. . .
Zwykłe moralizowanie, książę. Słabość typowa dla śmiertelnych umysłów.
Bierze się najpewniej ze zbyt wielkiego ciężaru sumienia.
Ty mi na sumieniu z pewnością nie zlegniesz, Gaynor. Elryk zdołał się
nieco odprężyć i rozluznić mięśnie twarzy. A poza tym sumienie nie zawsze
168
jest ciężarem.
Odezwał się morderca braci swoich! A co niby tobie sumienie dotąd za-
fundowało, prócz obrzydzenia do siebie samego? Gaynor starał się szermować
nie tylko mieczem, ale i słowami, mając nadzieję pozbawić w ten sposób albinosa
ducha walki i koniecznej do przetrwania koncentracji.
Więcej zabiłem dotąd zwykłych łajdaków niż ludzi porządnych stwier-
dził pewnie Elryk, chociaż Gaynor zdawał się mieć na wszystko gotową odpo-
wiedz. %7łałuję jedynie, że ciebie nie mogę posiekać na plasterki, niewydarzony
sługo Równowagi.
Mogę zapewnić cię, panie, że to ostatnie byłoby po równi przyjemnością
dla nas obu powiedział Gaynor i znów zaatakował, aż Elryk poczuł, jak znów
opuszczają go siły. Czarnożółty miecz zaczął pulsować brudnym światłem.
Wciąż zdumiony mocą oręża Gaynora Elryk cofnął się i omal nie spadł z sio-
dła, a runiczny miecz wypadł mu z dłoni i zwisł na rzemieniu. Aapiąc ciężko po-
wietrze, albinos zrozumiał, że całe ich zwycięstwo obraca się wniwecz. . . Krzyk-
nął chrapliwie na Tayaratukę, by uciekała, za wszelką cenę unikając kontaktu
z ostrzem pijawką, która była teraz dwakroć silniejsza niż na początku. . .
Ale księżniczka go nie słyszała. Wdzięcznie, niemal nieważko, z rozwianymi
czarnymi włosami, spadła na Gaynora przeklętego ze złotym mieczem pośpiewu-
jącym w uchwycie prawej dłoni i fiołkowymi oczami wypatrującymi już zagłady
rycerza. . .
. . . który jednak zablokował jej cios i roześmiał się, a Tayaratuka poczuła ze
zdumieniem, jak siły opuszczają i miecz, i ją samą. . .
. . . aż w końcu Gaynor bez wysiłku strącił ją z siodła samym uderzeniem ręko-
jeści. Padła bez życia pomiędzy krwawe szczątki, a Książę Przeklęty pogalopował
na jej koniu ku centrum bitwy.
Księżniczka Tayaratuka spojrzała na albinosa, gdy ten pomagał jej stanąć na
nogi.
Czy nie znasz żadnych czarów, które mogłyby nam pomóc, Elryku?
Elryk gorączkowo przetrząsał pamięć, sięgając nawet do opowieści dzieciń-
stwa, ale nie miał siły, by zaintonować jakąkolwiek pieśń. . .
Elryku szepnęła Tayaratuka. Zobacz. . . Gaynor powalił już Sha-
nug ę, koń jej poniósł. . . teraz Mishiguya spadła z siodła. . . Jesteśmy zgubieni!
Pomimo wszystko przegraliśmy!
Księciu zaczęło jednak świtać z wolna coś na temat stworzeń nie z tego świa-
ta, które jego lud przywoÅ‚ywaÅ‚ w potrzebie za czasów zaÅ‚ożenia Melniboné, ale
spośród wszystkiego, jasno przypomniał sobie tylko jedno imię. . .
Plątawica mruknął suchymi, popękanymi ustami. Czuł się, jakby całe
ciało miał odwodnione i tak słabe, jakby przy najmniejszym poruszeniu miało
rozlecieć się na tysiące kawałków. Róża powinna wiedzieć więcej. . .
169
Dalej powiedziała Tayaratuka, łapiąc wierzchowca Elryka za uzdę.
Musimy im to powiedzieć. . .
Ale Elryk nie miał nic więcej do powiedzenia, było to ledwie wspomnienie
wspomnienia o pewnym naturalnie zrodzonym duchu, który nie czuł się podda-
nym ni Aadu, ni Chaosu, ale który reagował na pewne zaklęcie, którego nauczył
się niegdyś w dzieciństwie tytułem prostego ćwiczenia. . .
PlÄ…tawica?
Ale nie mógł sobie przypomnieć, kim właściwie była ta istota.
Gaynor zniknął pomiędzy tłumem swych wojowników. Uzbrojony w miecz
czterokrotnie potężniejszy niż przeciwnicy, pognał na poszukiwanie Charion i Ró-
ży. Pragnął wypróbować ostrze na ciele zwykłych śmiertelniczek. . .
Wciąż pogrążony w modlitwie Wheldrake widział to wszystko z balkonu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]