[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Alexandre dla ciebie. Ona tego chciała, nie wspominając o diuku. Właśnie doszły do niego
wieści o jego synu oczajduszy, który pod osłoną nocy uciekł z Anglii, zostawiając ojcu długi
do spłacenia. Diuk zgodził się pod wpływem emocji. Odprawa od ciebie w połączeniu z tym,
co otrzymał ode mnie, ocali jego rodzinę od hańby. Pomimo wszystko miałem wątpliwości,
wierz mi, ale tyle przemawiało za tym. Alexandra jest urocza, jest damą, nie jest głupia, a ty
nie będziesz musiał jechać do Londynu i szukać od nowa. Masz żonę na miejscu, całkiem
odpowiednią, poznacie się i wszystko będzie dobrze. Może to cię gniewa, może uważasz, że
próbuję cię ułagodzić, może wszystko, co mówię, brzmi w twoich uszach jak fałsz, ale
przysięgam, że gruntownie wszystko przemyślałem. Poznałem Alexandre. Przysięgam ci, że
jest ciebie warta. To dobra dziewczyna, nie jest arogancka ani próżna.
Jest miła, stała, lojalna...
-Zupełnie, jakbyś mówił o jakimś cholernym koniu albo psie. Ona nie jest Melisandą.
-Nie, na twoje szczęście. Przypomnij sobie, jak cię broniła, jak omal mnie nie zabiła!
Douglasie, Melisandą już wkrótce by cię rozczarowała.
-Ty skurwysynu! Mówisz tak, jakbyś mnie ocalił od losu gorszego niż śmierć! Chcesz,
żebym ci uwierzył, że wziąłeś na siebie ciężkie brzemię, że jesteś męczennikiem z
mojego powodu. Tony, ukradłeś moją żonę! A niech cię, tego już za wiele!
Wysłuchałem twoich usprawiedliwień, i...
-Milordzie - Hollis znowu położył dłoń na ramieniu Douglasa. - Trzymajmy się
faktów. Emocje prowadzą do przemocy. Nie dopuszczę do tego w Northcliffe.
-Gdzie moja siostra? Gdzie Ryder, Tysen i matka?
-Pan Ryder nalegał, żeby opuścili Northcliffe do czasu, aż się wszystko wyjaśni. To
inteligentny młody człowiek. Kiedy zrozumiał, co się stało, zarządził wyjazd i nim
minęły dwie godziny już ich nie było. Są teraz w Londynie, w miejskiej posiadłości
Sherbrooke'ow.
Boże, o mało nie zawiózł tam Janinę. Na szczęście lord Avery zajął się mieszkaniem
dla niej. Douglas spojrzał na Hollisa.
- Więc zostałem tu sam z tym złodziejem żon? - zatarł ręce i uśmiechnął się. - Mogę
go zatem zabić bez kazań Tysena i szyderstw Rydera, bez mdlejącej matki i siostry.
Nie, to nie tak było, mam rację? To nie był pomysł Rydera.
Prawda? To ty go nakłoniłeś, chcąc uniknąć kłótni. Dobrze zrobiłeś. Dzięki Bogu, że
się ich pozbyłeś. Będę mógł zabić swego przeklętego kuzyna! - wstał.
- Dość, milordzie.
Douglas zatrzymał się i patrzył na drobną kobiecą postać.
Stała w otwartych drzwiach, ta sama dziewczyna, która próbowała go bronić. Ta
sama, która jest jego przeklętą żoną. Aż go zatrzęsło na samą myśl. To absurd, nieprawda, nie
zamierza przyjąć tego do wiadomości.
-Powiedz mi przynajmniej, jak się nazywasz - powiedział, a jego chrapliwy głos z
trudem skrywał furię.
-Nazywam się Alexandra Gabrielle Chambers. Jestem najmłodszym dzieckiem diuka
Beresfordu, ale nie jestem już dzieckiem. Mam osiemnaście lat i jestem kobietą.
Przerwała i zobaczył napięcie w jej twarzy. Niebrzydkiej twarzy, ozdobionej parą
świetlistych, szarych i mądrych oczu. Zciągnęła włosy do tyłu i związała je na karku. Miała
ładne kości policzkowe, ładne usta, przyjemny łuk brwi i małe uszka. Ale ani trochę go to nie
poruszyło. Na chwilę zajęła się szarfą przy swojej bladobłękitnej koszuli, po czym podniosła
oczy i zapytała: - Ani trochę mnie nie pamiętasz?
- Nie.
- Zmieniłam się. Wtedy byłam pulchna i jeszcze niższa.
Czasami nawet nosiłam okulary do czytania i miałam zawsze ciasno, po dziecinnemu
splecione warkocze. Nie zwróciłeś na mnie uwagi, ale teraz...
- Naprawdę nie obchodzi mnie, czy byłaś gruba i łysa.
Idz stąd. Wracaj do łóżka. Możesz spać spokojnie, nie przyjdę do ciebie w nocy. Nie
mam w zwyczaju sypiać z nieznajomymi.
Wyprostowała się jeszcze bardziej i nabrała powietrza do płuc. Rzuciła okiem na
Tony'ego, po czym skinęła głową. - Jak sobie życzysz, milordzie. Będę spała w sąsiedniej
komnacie, jeżeli nie masz nic przeciwko temu.
- Jeżeli o mnie chodzi, możesz spać na korytarzu! Albo z Tonym. Zdaje się, że ciebie
też poślubił.
- Douglasie...
Alexandra odwróciła się i wyszła bez słowa. Z dużego hiszpańskiego stołu w holu
wzięła świecę i powoli szła szerokimi schodami w górę. Czego się spodziewała? %7łe spojrzy
na nią i będzie dziękował Tony'emu za wspaniały dar? %7łe porówna ją z Melisandą i od razu
wybierze ją? %7łe zakocha się w niej bezgranicznie? %7łe z radosnym hosanna na ustach zapisze
część bogactw na cele dobroczynne, pragnąc odwdzięczyć się za to, co wymyślił Tony? A
raczej do czego przekonał ją ojciec? Ojciec... Dobrze pamiętała, jak ją błagał, jak z nią
pertraktował, grał na jej uczuciach, jak... Potrząsnęła głową. Nie, to jej sprawa, to ona za
wszystko odpowiada, nikt inny. Gdyby naprawdę nie chciała, gdyby odmówiła, nikt by jej nie
zmusił. Ale on tak bardzo potrzebował pieniędzy i naprawdę wierzył, że dzięki Douglasowi
Sherbrooke i Anthony'emu Parishowi jego marnotrawny syn zacznie wieść uczciwe życie.
Znowu, znowu próbuje znalezć powody, przekonać samą siebie, że postąpiła słusznie.
Ale tak naprawdę nie było żadnych powodów. Douglas został zdradzony przez swojego
kuzyna, Melisandę i jej ojca. I przez nią. Tliła się w niej iskra nadziei, że reakcja Douglasa,
kiedy pozna prawdę, będzie inna. Teraz jednak Douglas wrócił już do domu i rzeczywistość
szczerzyła kły. Będzie dobrze, nie wolno ci się poddawać. Głupia litania, pomyślała
wchodząc po schodach. Głupia, niedojrzała i...
U szczytu schodów czekała Melisandą, przyciskając dłonie do łona. - I jak? - od razu
przeszła do rzeczy. - Znowu zaczęli się bić? Wyciągnęli pistolety? A może szpady? Będą o
mnie walczyć?
-Boisz się?
-Nie bądz niemądra. Cóż to znaczy? Alexandra tylko potrząsnęła głową. - Kazał mi iść
spać - powiedziała, starając się nie zdradzać emocji.
- Wiedziałaś, że tak będzie. Ostrzegałam cię, ostrzegałam ojca, ale cię przekonał.
Ostrzegałam Tony'ego. Wszyscy wiedzieliście, że Douglas rozpaczliwie pragnął mnie, nie
ciebie. Jak mógłby pragnąć jakiejkolwiek innej kobiety po tym, jak mnie zobaczył? On cię
nawet nie pamięta, mam rację?
Alexandra potrząsnęła głową.
-Nie chodzi o to, że zazdroszczę, że jesteś hrabiną, choć z pewnością nie będziesz
szczęśliwa, jeżeli mąż cię nienawidzi, jeżeli nie może na ciebie patrzeć i wychodzi,
kiedy ty wchodzisz do pokoju. To ja powinnam być księżną albo hrabiną, a jestem
zaledwie wicehrabiną, ale sama wybrałam. Wybrałam Tony'ego, a on nie miał już
wyboru, musiał wybrać mnie. Biedna Alex! Biedny Douglas! Jesteś pewna, że nie
próbuje zabić Tony'ego?
-Hollis ich pilnuje.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]