[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciekawsze okazy męskie. Nie musiałyśmy długo czekać, a ,,panowie już przyszli i zaprezentowali się nam
ze swojej jak najlepszej strony. Mnie od razu wpadł w oko długowłosy chłopak z Kraśnika, na którego
wszyscy wołali ,,Pip . Celina i Alka znalazły sobie ,,narzeczonych z Warszawy. Nie lubiłam ich. Byli to
wyjątkowi buce. One jednak były zachwycone i wieczorem, kiedy ja z moim Pipem piłam piwo, one
,,pitigriliły" się w namiocie. Po piwku biedna Ninka musiała czekać pod namiotem, aż koleżankom znudzą
się amory. Zwięta też nie byłam, ale to one zajmowały namiot. Siedząc tak pod tym nieszczęsnym namiotem
usłyszałam zabawny dialog:
- Ojej!, Co tu tak mokro?- Zapytał dziewczęcy głos.
- Chyba wylała się woda ze szklanki- odpowiedział na to zmieszany głos chłopaka.
27
28
- Przecież tu nie ma żadnej szklanki, a zresztą to jest takie lepkie - odpowiedział ze wstrętem głos mojej
koleżanki.
Uciekłam spod namiotu dusząc się ze śmiechu. Na drugi dzień żadna nie chciała się przyznać, że tak mocno
podziałała na chłopaka. Ja jednak domyślałam się czyj to był głos.
Naprzeciwko naszego pola namiotowego była jadłodajnia. Tam właśnie na okres lata zatrudniła się
moja koleżanka - Mańka. Obydwie miałyśmy skłonności do podróżowania autostopem. Mańka po
odpracowaniu trzech dni miała wolne następne trzy. Nie namyślając się długo postanowiłyśmy zwiedzić
Poznań. %7łeby nie tracić czasu wybrałyśmy się w podróż nocą. Szczęścia miałyśmy wiele, bo od razu
zatrzymał się wielki TIR. Kierowca jechał z towarem do Niemiec właśnie przez Poznań. Był zadowolony,
że nie będzie nudziło mu się w podróży. Bawiłyśmy go gadaniem do północy, a potem pozwolił nam
przespać się na łóżkach z tyłu kabiny.
- No, dziewczyny - rzekł budząc nas o trzeciej nad ranem, pora odpracować podróż.
Struchlałyśmy. Ciężarówka stała na poboczu. Wszędzie głucha cisza i znikąd ratunku. Kierowca widząc
nasze przerażone miny roześmiał się i wyjaśnił:
- W termosie jest kawa , w skrytce pączki. Poszukajcie kubków i przygotujcie śniadanie. Ja w tym czasie
rozprostuję kości.
Odetchnęłyśmy z ulgą. Pan okazał się sympatyczny i podróż upłynęła nam w wesołej atmosferze.
Dopiero po przyjezdzie na miejsce okazało się, że nie bardzo mamy co z sobą zrobić. Połaziłyśmy trochę po
Poznaniu, zwiedziłyśmy palmiarnię i wyruszyłyśmy w podróż powrotną. Miałyśmy szczęście, że nikt z
rodziny się o tej eskapadzie nie dowiedział.
Pieniędzy na pobyt na polu namiotowym nie dostałyśmy za wiele. Trzeba było radzić sobie inaczej.
Wyjeżdżałyśmy więc do domu co kilka dni, aby, najlepiej pod nieobecność rodziców, opróżnić lodówkę z
żarcia. Pewnego dnia obowiązek zaopatrzenia nas w prowiant przypadł Celinie i mnie. Celina co prawda
trochę się dąsała, bo jej warszawiak narobił swojej pannie na szyi kilka różnej wielkości malinek.
Obowiązek jednak przewyższył. Zawiązałyśmy Celinie na szyi gustowną chusteczkę i wyruszyłyśmy jak
zwykle autostopem.
W moim domu była mama. Wesoła i tryskająca humorem, nie pytała nawet kiedy wracamy, tylko
zapakowała torbę smakołyków w postaci wędlin, konserw itp. Dała nawet parę groszy. Zadowolona
szykowałam się do wyjścia, gdy wtem, drzwi otworzyły się z impetem i wpadła przez nie czerwona ze złości
mama Celiny ciągnąc za sobą spłakaną koleżankę.
28
29
- Zobacz!- Wołała do mojej mamy , zrywając nieszczęsną chustkę z szyi zawstydzonej dziewczyny.
- Taki wstyd!- Krzyczała oburzona - dać sobie narobić takiego świństwa!!
Moja mama milczała zaskoczona świętym oburzeniem spokojnej przecież sąsiadki. Ta jednak nie
przestawała krzyczeć.
- Obejrzyj sobie szyję Niny, na pewno też ma pełno malinek!
Mama skrupulatnie przyjrzała się mojej szyjce, ale oprócz brudu nie znalazła nic gorszącego.
- Nina na szyi nic nie ma - rzekła moja mama z godnością.
- Nigdzie nie pojedziesz!!- Groziła swojej córce sąsiadka, wyprowadzając ją za drzwi.
Jeszcze na schodach słychać było krzyki, a potem wszystko ucichło. Cóż, musiałam sama wracać nad
jezioro. Po rzeczy Celiny pojechał jej brat Rysiek.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]