[ Pobierz całość w formacie PDF ]
O wszystkim człowiek gada. O dobrym jedzeniu, o świetnej sztuce w teatrze,
dlaczego ma akurat milczeć o czymś, co daje mu najwięcej satysfakcji?
Nagraj te wrażenia na magnetofon. Mieli ci przysłać z domu, nie pisałeś?
Dlaczegoś taki wściekły?
Nie widzę powodu do wesołości.
Co ja w tym powiecie poradzę? włączył się znowu Wieczorek zapominając o
kaszlu. Przysłali papierek, czy to moja głowa? Ja tego chciałem?
Najgorzej, że wy niczego nie chcecie odrzekł Gaj.
Ja chcę przede wszystkim mieć spokój.
Toście sobie złe czasy wybrali na życie. Nie lubimy takich, którzy chcą mieć spokój.
Taki spokój, o jakim myślicie.
Wieczorek uznał, że kaszel jednak lepiej mu się udaje niż rozmowa i znowu zachrypiał
donośnie. Przejeżdżali właśnie koło jego domu, gdzie zgodnie z przewidywaniami doktora
jakaś postać kobieca siłowała się z opornymi drzwiami, które w żaden sposób nie dawały
się umieścić w zawiasach.
Kobieta sama... jęknął Wieczorek. Sama kobieta się męczy.
Michał uderzył pięścią w dach szoferki, a gdy Sylwester przyhamował, zeskoczył z
wozu i zbliżył się do Wieczorkowej. Odebrał jej drzwi i wstawił w zawiasy. Potem
sprawdził, czy się dobrze zamykają, coś tam chwilę pomajstrował przy klamce i nie
zamieniwszy słowa z poczerwieniałą z wysiłku i wściekłości niewiastą, wrócił do
samochodu.
Doktorze zatrzymał się przy opuszczonej szybie szoferki nie moglibyśmy
jednak go zostawić?
Kogo?
Tego tam skinął ku siedzeniom bagażówki. Działa mi na nerwy. Nie ręczę za
siebie, nim dojedziemy do miasta. A rękę mam ciężką, doktor wie, po co mam gnić w
kryminale?
No to wysadzcie go zgodził się niespodziewanie Caban. I zapalił papierosa,
jakby go nagle cała ta historia przestała obchodzić.
Wieczorek przedziwnie zgrabnie i lekko zeskoczył z wozu. Zaledwie mu Michał zdążył
krzyknąć:
Przywieziemy wam lekarza!
Już stał w progu, ale odwrócił się gwałtownie i patrzył na nich w bezmyślnym
zaskoczeniu. Roześmiali się, a Sylwester nacisnął pedał i Agatka potoczyła się naprzód.
I pomyśleć westchnął Hubert, gdy Michał sadowił się z powrotem na swoim
siedzeniu dla kogo my się tak męczymy? Bez najprymitywniejszej cywilizacji, bez kina,
bez teatru, bez kobiet.
Na ten ostatni brak nie powinieneś już narzekać.
Daj spokój Hubert posmutniał nagle. Kiedy wyobrażam sobie, jakie
dziewczyny chodzą po świecie.
Nie wyobrażaj sobie.
Gadać dzisiaj z tobą nie można.
Można, tylko o czym innym. Hubert błysnął zębami.
Kiedy o czym innym nie mogÄ™.
Nie śmiej się, doktor będzie wściekły, że nam tak wesoło.
Ale doktor tego nie słyszał. Zawsze, kiedy był zły albo smutny, albo zawiedziony
myślał o tamtym. O słonecznym stoku góry, po którym szły smukłonogie dziewczęta z
koszami winogron na głowie. Nie mógł sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek to widział.
Może tylko opowiadał mu ktoś o tym. Albo po prostu to było w powietrzu, w zapachu,
którym oddychała ziemia.
I jeszcze jedno ale tam byÅ‚ naprawdÄ™, to pamiÄ™taÅ‚ ¦ maÅ‚e kawiarnie, zaciszne
knajpki z dobrym winem i cichą muzyką, w których można było siedzieć godzinami nie
mówiąc nic albo tylko słowa zupełnie bez znaczenia, gdzie czas zatrzymywał się przy
progu, jak pies, którego nie wolno wpuszczać do środka. A w jednej podawano rum i małe
słodkie makaroniki, na których można było połamać sobie zęby, ale zęby mieli wtedy
mocne i nie bali się o plomby. Gdzieś niedaleko ciągnęły się wybiegające w morze plaże i,
jeśli się miało ochotę, każda pora dnia i nocy była dobra, aby wyciągnąć się na ich ciepłych
piaskach. Tylko, że wtedy zdarzało się myśleć o innych piaskach, nie tak ciepłych i
suchych, o innym niebie nad obszarem innej ziemi i ona to widziała, czuła to, bała się
tego. Nie mówiła. Nie! Nie chcę! Chcę, żebyś tu wrócił.
Wracał, ale tak to była ucieczka, i zawsze czuł, że to była ucieczka, nie potrafił
myśleć inaczej.
Samochód gwałtownie przyhamował i skręcił nieco w bok. Doktor podniósłszy powieki
ujrzał białą kurę pędzącą z krzykiem przed wozem. Sylwester nacisnął klakson, ale kurę to
tylko zdezorientowało, zapomniała o bezpiecznych rowach wzdłuż drogi i gnała naprzód,
jakby wąski szlak między dwoma kołami samochodu był jedyną dla niej możliwością
ratunku.
Sukinsyńska kwoka! zaklął Sylwester, ale na ustach miał mały uśmieszek, który
zniknął zaraz, gdy doktor zwrócił ku niemu głowę. Samobójczyni! Trudno skręcił
znów cokolwiek na prawo i zatrzymał wóz. Kura trzepotała się jeszcze, ale nim podszedł
do niej, ucichła rozłożona nieruchomo na ziemi. Dobra robota! mruknął Sylwester,
unosząc ją za skrzydło. Kura nie żyła, ale nie była zmiażdżona przez koła, zaledwie
kilka kropel krwi czerwieniło się na białych piórach.
Do diabła! zaklął doktor. Teraz będziemy tracić czas przez głupią kurę.
Sylwester podniósł na niego niewinne oczy.
Dlaczego?
Przecież trzeba zapłacić za nią właścicielowi. Nie możemy zachowywać się jak
gangsterzy.
Piętka powiódł wzrokiem po bujnych żytach ciągnących się wzdłuż drogi. Nie było
nigdzie widać żadnego domu.
A gdzie jest ten właściciel?
Skąd kura znalazłaby się na drodze, gdyby nie było w pobliżu
gospodarstwa?
Mówiłem, że samobójczyni. Czy będziemy czekać, aż się ktoś po nią zgłosi?
Doktor machnął ręką zniecierpliwiony.
Jedziemy!
Sylwester wrzucił kurę do wozu i ruszył od razu na drugim biegu.
Pchała mi się po prostu pod koła, sam pan doktor widział.
Skończ już z tym tematem.
Dlaczego? Właśnie chciałem zapytać: rosołek czy potrawka z ryżem?
Daj mi spokój, nie chcę o tym słyszeć.
Przecież nie wyrzucimy takiej kury. Najwyżej zeszłoroczna. Ja się na tym
znam. Jeśli kura ma na nogach...
Nie dręcz mnie już tą kurą, dobrze?
Ale to ważne, panie doktorze, jak się pan raz nauczy rozpoznawać wiek...
Piętka! powiedział doktor.
Co się tam dzieje? zapytał Hubert przykładając ucho do ściany szoferki, ale nic
już nie usłyszał, bo w wozie zapanowała nagła i długotrwała cisza. Chciałbym iść teraz
Nowym Zwiatem powiedział. Wstąpić gdzieś na kawę, kupić stertę nowych pism.
O ile sobie przypominam, ilekroć zdarza ci się w lecie być w Warszawie, marzysz o
wyjezdzie na Å‚ono natury.
Aono łonu nie równe. Czy to od razu musi być taka wieś? Mógłby być na przykład
Sopot.
%7łeby cię baby rozszarpały?
No więc może jakieś mniejsze tarło, jakaś Ustka albo Międzyzdroje. A co byś
powiedział o pewnej w miarę zacisznej miejscowości u stóp Alp?
Pojechałbyś tam wreszcie zamiast wciąż o tym gadać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]