[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Budzisz się, bo słyszysz jej krzyk, biegniesz do niej i znajdujesz ją wijącą się na podłodze, i tak jest do
rana. Doszło już do tego, że postawiłam sobie krzesło na korytarzu, pod jej drzwiami, i jak ją uspokoję za
pierwszym razem, to potem siadam i czekam na kolejny atak. Jeśli mam szczęście, to udaje mi się
zdrzemnąć kilka minut, zanim Jodie nie zacznie znowu.
- Musisz być kompletnie rozbita!
Dotarłyśmy do placu zabaw, gdzie Jodie bujała się już na huśtawce, coraz wyżej i wyżej.
 Uważaj, Jodie!  ostrzegłam ją i stanęłam z Jill na skraju trawnika tak, aby Jodie mogła widzieć, że ją
obserwuję. Nie miała w ogóle poczucia niebezpieczeństwa ani instynktu samozachowawczego, więc jeśli
by się na to pozwoliło, mogła się zbyt wysoko rozhuśtać i spaść.
- A jak badania słuchu? - zapytała Jill. Tydzień wcześniej wzięłam Jodie do laryngologa, bo momentami
wydawało się, że zupełnie nie słyszy, co się wokół niej dzieje.
- Myślę, że w porządku. Czekamy na oficjalne wyniki od lekarza, ale pielęgniarka dawała do
zrozumienia, że Jodie raczej nic nie dolega.
- Więc się zamknęła? - zapytała Jill, odnosząc się do przykładu bardzo skrzywdzonych dzieci, które jakby
wyłączały zmysły, aby chronić same siebie. Jeśli niczego nie widzisz, nie słyszysz .mi nie czujesz, to jakby
się to nie wydarzyło. Gdy dzieci zamykają się w ten sposób, są mniej świadome tego, co się wokół nich
dzieje, i nie odbierają tego, co dla innych jest oczywiste, jak choćby wyczuwanie, że jedzenie smakuje czy
woda w wannie jest za gorąca.
- Tak myślę - odpowiedziałam. - Z pewnością są tego oznaki. Prawie nic nie sprawia jej przyjemności i
zdaje się nie odczuwać temperatury. Nawet gdy jest naprawdę zimno, musze z nią codziennie walczyć,
żeby włożyła na siebie coś więcej niż tylko T-shirt i krótkie spodenki. Bywają dni, że jest w stanie względ-
nej równowagi - przynajmniej tak mi się wydaje - ale nawet tych J ni nie nazwałabym dobrymi. Jeśli uda
się nam przeżyć dzień bez pełnowymiarowego ataku histerii, to znaczy, że spisałyśmy się wyjątkowo
dobrze. A to zdarza, się niezmiernie rzadko.
Jill popatrzyła na mnie współczująco.  Pracujesz niewyobrażalnie ciężko, wiem o tym. Odwalasz kawał
znakomitej roboty, naprawdę.
Uśmiechnęłam się słabo. Komplementy były miłe, ale ja potrzebowałam się wyspać w nocy. Byłam
nieustannie przemęczona. Mimo że wykrzesywałam z siebie jeszcze jakieś resztki cierpliwości, to czułam,
że jestem u kresu wytrzymałości.
Zaczęłyśmy wracać do domu, zadowolone, że wyjście obyło się bez żadnego incydentu. Słońce stało
jeszcze wysoko, a ja już byłam gotowa podsumować dobre zachowanie Jodie, Gdyby udało się nam dojść
do domu bez żadnego dramatu, mogłabym ją pochwalić i nagrodzić, mogłybyśmy podać |odie ten dzień
jako przykład, jak wygląda normalne życie. Wzięłyśmy Jodie za ręce i powoli szłyśmy przez park.
- Przyznam, że martwi mnie brak jakiejkolwiek poprawy -powiedziałam, celowo używając ogólnych
sformułowań, żeby Jodie nie zorientowała się, że rozmawiamy o niej. - Zakłócenia. są coraz
poważniejsze, zwłaszcza w nocy.
- A czy któreś z wyznań dotyczyło matczynej obecności, o której dyskutowałyśmy?
- Nie. Wspomina tamte wydarzenia od czasu do czasu, ale nie ujawnia prawie żadnych nowych
informacji. Szczerze mówiąc, jestem przerażona. Sprawy raczej idą ku gorszemu niż lepszemu.
Możesz mi coś doradzić z praktyki? - Starałam się, by przynajmniej w głosie nie było czuć mojej
desperacji.
- Nic więcej poza tym, co robisz - powiedziała Jill ze współczuciem.  Ale jeśli mam być szczera, to
nie można od ciebie oczekiwać, że dasz sobie radę ze wszystkim. Całkiem możliwe, że emocjonalna
trauma jest na tyle poważna, że można jej zaradzić tylko w ośrodku terapeutycznym. Wiesz co,
zorientuję się, jakie są możliwości. Nic nie będę robić, po prostu się rozejrzę.
Gdy doszłyśmy do rogu mojej ulicy, pozwoliłam Jodie pobiec przodem i szłyśmy z Jill w milczeniu.
Miałam nadzieję na jakaś praktyczna radę, ale poziom zaburzeń, jakie wykazywała Jodie, był chyba
nawet poza doświadczeniem Jill. Byłam zawiedziona, ale przysięgłam sobie nie ustawać w wysiłkach.
Zobaczyłam, że Jodie zatrzymała się i przykucnęła plecami do mnie, najwyrazniej zainteresowana
czymś w kanale ściekowym. - Jodie! -zawołałam. - Co robisz? Chodz tutaj!
Odwróciła się uśmiechnięta szeroko, podnosząc martwego gołębia i pokazując go jak trofeum. Głowa
ptaka kiwała się na boki, z rozciętego brzucha wystawały zakrwawione wnętrzności. Przeraziłam się.
Jodie wpatrywała się w gołębia zafascynowana.
 Jodie! Odłóż to natychmiast!  powiedziałam stanowczo. Popatrzyła na mnie, a potem,
szturchając palcem krwawe wnętrzności gołębia, odwróciła się powoli i wyrzuciła go z powrotem do
kanału.
- Bleee! - Jill nie potrafiła ukryć obrzydzenia. Trzymając Jodie od tyłu za szeroko rozstawione łokcie,
pod-
prowadziłam ja pod dom. Jill, nie wchodząc już do nas, wsiadła do samochodu i pojechała na kolejne
spotkanie. Wprowadziłam Jodie przez frontowe drzwi i ruszyłam prosto do zlewozmywaka w kuchni.
Gdy napełniałam go gorąca woda z mydłem, Jodie podniosła głowę i patrzyła na mnie.
- Było miło w parku, Cathy, prawda?
Jej twarz była zarumieniona i szczęśliwa jak nigdy w ciągu ostatnich tygodni. Uśmiechnęłam się do
niej. Nie mogłam być na nią zła, na dobra sprawę nie zrobiła nic złego. Niepokoiła mnie tylko
makabryczna fascynacja, jaka wywołał w Jodie martwy ptak.
*
Następnego dnia od samego rana było inaczej. Jodie nie krzyczała ani o piątej, ani o szóstej, ani nawet
o siódmej. Miałam czas, żeby wziąć prysznic, ubrać się i wysuszyć włosy. Zapakowałam dzieciom
drugie śniadanie do szkoły i wypiłam spokojnie filiżankę kawy. Potem zaczęłam się niepokoić.
Weszłam cicho na górę, podeszłam na palcach do drzwi Jodie i nasłuchiwałam. W środku było cicho.
Jodie nawet nie mówiła do siebie, co przecież robiła zawsze, nawet gdy była spokojniejsza.
Zapukałam i weszłam do środka. Leżała na kołdrze, na wznak, z szeroko otwartymi oczami
wpatrzonymi w sufit. Była tak nieruchoma, że przez moment przestraszyłam się, że umarła.
-Jodie? - potrząsnęłam ja. -Jodie? - Zauważyłam drgnięcie po zewnętrznej stronie oka. -Jodie? Co się
dzieje? Jesteś chora?
Nie poruszyła się. Ręce i nogi leżały wyprostowane i sztywne, jakby były zalane betonem.
Wiedziałam, że nie udaje, albo przynajmniej nigdy nie widziałam, żeby ktoś coś takiego udawał.
Położyłam dłoń na jej czole. Było ciepłe, ale nie rozpalone.
- Jodie? Słyszysz mnie?
Znów nią potrząsnęłam, tym razem nieco mocniej. - Jodie, popatrz na mnie. Powiedz, co się stało. To
ja, Cathy. Jodie? Słyszysz mnie?
Zamrugała oczami, potem powoli odwróciła się i spojrzała na mnie. Miała rozszerzone zrenice, a
wokół oczu duże ciemne kręgi. Odezwała się równym, monotonnym głosem: - Przyszedł tu w nocy.
Mówiłaś, że tego nie zrobi, ale zrobił. Wiem, wiem, kto to był. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •