[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mknęła oczy i wdychała odurzającą woń.
- Cudownie! - szepnęła.
- Rzeczywiście.
Otworzyła oczy i ujrzała Garricka z dłońmi założo
nymi na plecach, wpatrującego się w nią uważnie.
Wciąż czuła się przy nim nieswojo, ale nie był to
jedyny powód, dla którego uciekała wzrokiem przed
jego ciekawym spojrzeniem. Postawił na stole butelkę.
- Szampan? - spytała, marszcząc brwi.
Skinął głową. Milczał, dopóki nie otworzył butelki,
a potem uniósł kieliszek i powiedział:
- Za twój dalszy pobyt w Windycombe.
Poczuła ulgę, gdyż ten toast mogła wypić z czystym
sercem. Było to z jego strony bardzo wielkoduszne,
gdyż jej obecność w zamku zdawała się powodować
nieporozumienia między nim a Claudią. Popijała swe
go szampana, pozwalając Garrickowi podtrzymywać
rozmowę. Nie chciała bowiem zniszczyć tej ich wspól
nej wycieczki, bo każdy temat rozmowy, jaki jej przy
chodził na myśl, zdawał się prowadzić do kłótni. Na
szczęście on dbał o to, by jej nie krytykować i nie
denerwować. Może było to zasługą szampana lub
wspaniałego obiadu, składającego się z kaczki De-
vonshire w miodzie i truskawkowej galaretki, ale pod-
83
czas pobytu w tym rajskim ogrodzie, nie padło między
nimi ani jedno ostre słowo.
Wszystko jednak skończyło się zbyt szybko. Gar-
rick spojrzał nagle na zegarek i stwierdził, że czas
wracać. Podczas jazdy do Windycombe, czuła się cu
downie rozluzniona obiadem, winem i słońcem. Nie
możliwością było siedzieć czujnie w fotelu o miękkich
kształtach i z trudem udawało jej się nie zamykać oczu.
Zresztą nie każdy dzień był tak szczególny jak ten,
więc nie zamierzała uronić z niego nawet sekundy.
Oboje milczeli. Czuła wyraznie jego silne, opalone
dłonie trzymające kierownicę i słyszała lekki szelest
jedwabiu koszuli, gdy pokonywał częste zakręty. Był
całkowicie skoncentrowany na prowadzeniu.
Kiedy zamek był już niedaleko, poczuła ukłucie
żalu, Prawdopodobnie już nigdy nie zobaczy swego
niezwykłego towarzysza. Rzuciła ukradkowe spojrze
nie na jego profil - mocny podbródek, szczupłe policz
ki, lekko zmarszczone czoło.
Zorientowawszy się, że Sarah mu się przygląda,
Garrick odwrócił głowę i uśmiechnął się.
- Dobrze się bawiłaś?
- Bardzo. Dziękuję ci. - Jej serce zamarło, jak zwy
kle, gdy ich oczy spotkały się.
Po tej nieszkodliwej, zdawałoby się, wymianie zdań
pozbawiona dotąd przymusu cisza stała się tak krucha,
że Sarah zorientowała się, iż wstrzymuje oddech. Jego
obecność mąciła jej myśli. Nigdy dotąd tego nie do
świadczyła i fascynowało ją to, jednocześnie denerwu
jąc. "Nie bądz idiotką - pomyślała. - To po prostu
84
mężczyzna o wrażliwym sumieniu, który zabrał cię na
obiad, by wynagrodzić przeżyte przykrości."
Kiedy dojeżdżali do bramy zamku, wyjęła z torebki
klucz od drzwi stróżówki. Samochód zwolnił, odpięła
więc swój pas bezpieczeństwa.
- Nie zapomnij, że w bagażniku są stołeczki - po
wiedziała, próbując otworzyć drzwiczki. Te jednak
okazały się zamknięte.
- Do diabła z nimi.
Zaskoczona szostkością jego głosu odwróciła głowę
i wtedy silne dłonie bez ostrzeżenia chwyciły jej ra
miona. Tym razem nie było to delikatne gładzenie
policzków. Złapał ją brutalnie za brodę i pocałował w
usta.
Próby oporu z jej strony zostały skutecznie stłumio
ne i mogła się tylko szamotać, próbując uwolnić się z
jego objęć. Nie trwało to jednak długo. Jej rozsądek
został wkrótce zwyciężony przez zmysły. Zarzuciła
mu ramiona na szyję i zaczęła oddawać pocałunki. Ich
usta poruszały się z gwałtownością, która budziła dre
szcze i przerażała ją. Nigdy jeszcze nie doświadczyła
tego wspaniałego, wciąż potęgującego się uczucia,
które ją teraz ogarniało. Nie potrafiła przestać. Myślała
tylko o jego lekko zarośniętej brodzie, mocnych ustach
i zaskakująco delikatnych dłoniach, pieszczących wło
sy, które w jakiś sposób rozsypały się na ramionach.
Po chwili odsunÄ…Å‚ siÄ™ od niej i zdjÄ…Å‚ jej ramiona,
oplecione wokół jego karku. Chciała zaprotestować,
ale nie wykrztusiła słowa. Patrzyła na pustą szosę,
świadoma tylko jego szybkiego, głębokiego oddechu.
85
- Teraz możesz otworzyć drzwiczki - usłyszała po
chwili. Usiadła prosto, oszołomiona, wciąż ściskając
klucze aż do bólu. - Wniosę ci zakupy, a ty otwórz
stróżówkę.
- Dziękuję bardzo - warknęła przez obolałe usta.
Była zła na siebie. Drżąc wygramoliła się z samocho
du, zapominając niemal o Minette, która wyskoczyła
za nią. Nie przekroczyła progu domu, dopóki Garrick
nie stanÄ…Å‚ za niÄ….
- Myślę, że to wszystko - powiedział, kładąc na
dywanie tuzin składanych stołeczków. By je załado
wać, musiał obrócić dwukrotnie, i teraz zastanawiała
się, jak udało mu się wnieść wszystko za jednym ra
zem.
- Dziękuję - mruknęła znowu.
- No, to jadę - rzucił nieswoim głosem.
- Tak. Do widzenia. - Ich oczy nie spotkały się.
Zamknęła szybko drzwi. Drżała choć we wnętrzu
kamiennego domostwa było ciepło. Przez kilka minut
stała, pocierając dłoń w miejscu, w którym klucze
odcisnęły się na skórze, i myśląc, że Ravenowi dosko
nale udał się rewanż. A ona mu w tym jeszcze pomog
Å‚a.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]