[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozdział w życiu, powinien to udowodnić. Nikt nie uwierzy mu na słowo.
Naprawdę rozpoczął nowy rozdział? Ogarnęło go znów to nieprzyjemne
uczucie, że sam siebie nie zna.
Bez słowa położył bilety na kontuarze.
W pierwszej chwili chciała je zignorować, ale potem zerknęła na nie, a wtedy
jej oczy zrobiły się okrągłe.
Poczuł radość w sercu. Było jasne, że Katie pragnie tych biletów.
- Tac Revol! - wyjąkała. - O rety, jak je zdobyłeś? To jak gwiazdka z nieba!
- Pomyślałem, że może zechcesz pójść - rzekł uroczystym tonem.
Wyraz zachwytu na jej twarzy wart był wysiłku.
- To dla mnie? - spytała z niedowierzaniem.
Wzięła bilety do ręki, a potem nastąpiło coś nieoczekiwanego. Wyskoczyła
zza kontuaru i, przyciskając bilety do piersi, zaczęła tańczyć.
Z rozpuszczonymi włosami wyglądała jak cygańska tancerka. Szeroka spód-
nica wirowała wokół jej zgrabnych smukłych nóg, a dekolt bluzki przekrzywił się,
odsłaniając kremową skórę jej ramienia.
Dylan patrzył jak urzeczony. Z wrażenia zaschło mu w ustach. Odkąd upuści-
ła przy nim wazon z różami i potknęła się o dywan, uważał ją za niezdarę. Jakże się
pomylił! Była pełna wdzięku, zmysłowa i gibka.
Nareszcie objawiła mu się prawda, i to z niezwykłą wyrazistością. Naturalne
piękno promieniejące blaskiem. Jest to blask, którego nic nie zaćmi i którego nie da
się sztucznie stworzyć.
Katie Pritchard jest piękna.
Oszołomiony przyzwyczajał się do swego odkrycia. Warto było stać się lep-
szym człowiekiem, chociażby po to, aby poznać się na Katie.
S
R
Nadeszła pora poinformować ją, że tylko jeden bilet przeznaczony jest dla
niej. Drugi należał do jej towarzysza. Do niego. Nie chciał jednak, by przestała tań-
czyć. Nie chciał, by jej uśmiech zgasł. Sam również potrzebował czasu, by oswoić
się z tą rewelacją.
Katie jest piękna, a to wszystko zmienia.
Przypomniał sobie, czego dowiedział się o niej podczas minionego roku, a
zwłaszcza w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Była zabawna, nieśmiała, inteligentna
i dumna. I nadzwyczaj przyzwoita. Dobrze wiedział, dlaczego unikał takich dziew-
czyn.
- Moja mama będzie w szoku - powiedziała w końcu, zatrzymując się. Była
zdyszana, czoło miała lekko wilgotne. - Próbowała wszystkiego, żeby zdobyć bilety
na to spotkanie - wyjaśniała pospiesznie Katie. - Oddałaby za nie wszystko... Och,
mogłabym cię ucałować!
Zamknął oczy i wydął usta, ale nic się nie wydarzyło. Gdy znów je otworzył,
okazało się, że Katie jest na zapleczu i rozmawia przez telefon. Ogarnęło go zadzi-
wiające pragnienie poznania smaku jej ust, choć przecież wiedział, jak bardzo to
niebezpieczne.
Cóż, nigdy nie odznaczał się nadmierną ostrożnością i nieraz musiał za to pła-
cić.
- Mamo, nie zgadniesz, co się wydarzyło - mówiła Katie bez tchu. - Mam bi-
lety na Taca Revola!
Stał przez chwilę w zadumie, słuchając jej przejętego głosu. Raptem prawie
ze smutkiem zdał sobie sprawę, że osiągnął swój cel. Zmienił ją. Długo nad tym
pracował, ale się doczekał. Jego misja dobiegła końca, choć nie zdołał umówić się
na randkę.
Zobaczył, jaka Katie jest naprawdę. Namiętna. Skora do śmiechu. Pełna we-
rwy. Ta chwila nadeszła niespodziewanie i była to wspaniała chwila. Nie mógł li-
czyć na więcej, nawet gdyby ją widział pływającą z delfinami.
S
R
To dziewczyna, w której mężczyzna może się zakochać, zanim zdąży się
obejrzeć.
Kochała swoją matkę. %7ładna z jego poprzednich dziewczyn nigdy nie wspo-
mniała o matce!
Miłość. Nie spodobało mu się, że to słowo skojarzył z Katie. Całe szczęście,
że jest dziewczyną, na którą mężczyzna taki jak on nie zasługuje. Nie wiedział na-
wet, jak długo potrafi wytrwać w swym nowym szlachetnym wcieleniu. Kto wie,
może odziedziczył złe geny?
Jego ojciec przez trzydzieści pięć lat kierował się w życiu honorem. Przysiągł
miłość i wierność na dobre i na złe, a jednak złamał przysięgę. Umieścił swoją uko-
chaną żonę w domu opieki. Mało tego, rzadko i niechętnie ją odwiedzał. Dylan po-
liczył, że minęły ponad dwa miesiące od ostatniej jego wizyty. Podejrzewał, że oj-
ciec ma przyjaciółkę. A Tara dziwi się, dlaczego do niego nie oddzwaniał! Choroba
matki i wydarzenia, które potem nastąpiły, wprawiły Dylana w szok. Nie mógł
uwierzyć, że zasady, które wydawały się mocne i niezłomne, tak łatwo można zła-
mać. Stał się człowiekiem, który już w nic nie wierzył.
Przysłuchując się Katie rozmawiającej z matką, zdał sobie sprawę ze swojego
błędu. Wmawiał sobie, że próbuje dać jej to, co straciła. A tymczasem pojął, że usi-
łował dać jej to, czego jemu zabrakło.
Nadzieję. Wiarę. Zaufanie.
Nie nadaje się do tej roli. To zadanie go przerasta.
Katie zerknęła na niego i raptem spoważniała.
- Mamo, zaraz oddzwonię. Dylanie...?
- Tak?
- Dobrze się czujesz? - Wynurzyła się z zaplecza i patrzyła na niego z niepo-
kojem.
Zdobył się na beztroski uśmiech, próbując patrzeć na nią jak na zwyczajną
dziewczynę. Ale się nie udało. Widział kobietę, która potrzebuje wiarygodnego
S
R
mężczyzny, kogoś na tyle odważnego, by mogła mu zawierzyć siebie, kogoś takie-
go, jakim on sam był, zanim legł na tarczy.
Skrzyżował ramiona na piersiach. Nic go z nią nie łączy. Zrobił przyzwoitą
rzecz. Przywrócił jej, jakkolwiek na krótko, radość życia. Obydwoje wiedzieli, że
nie straciła jej całkiem, tylko skrywała głęboko w duszy.
A co z jego duszą?
Zdawał sobie sprawę ze swoich braków, z tego, że nadmiernie rozwinął wiele
cech swojej osobowości - siłę, odwagę, wytrwałość, inne zaś cechy, takie jak uczu-
ciowość, czułość czy wrażliwość, zdołał całkowicie stłumić. Jeśli znajomość z Ka-
tie zabrnie zbyt daleko, będzie musiał otworzyć duszę, a wtedy może zostać zranio-
ny. Do diabła, wcale tego nie chciał. Nie zamierzał odsłaniać słabości, które chował
pod fasadą bohatera.
Lubił zabawę i niebezpieczeństwo, najlepiej w podniecającej kombinacji. Nie
lubił grzebania się we własnej duszy. Prawdę mówiąc, nienawidził tego. Dziew-
czynie, która chciałaby prowadzić z nim głębokie intymne rozmowy, szybciej niż
zwykle wysłałby pożegnalny bukiet.
- Dylanie, co się stało?
- Nic - burknął.
Spojrzała na niego z powątpiewaniem.
- A może chciałeś zobaczyć Taca Revola?
- Słucham? - Uniósł brwi. - Chyba upadłbym na głowę.
Przez moment wyglądała na nieprzekonaną, ale potem jej twarz się wypogo-
dziła.
- Och, oczywiście, że nie! Pewnie nawet nie wiesz, że Tac Revol to Cat Lover
pisany odwrotnie. Po prostu myślałam, och, nieważne... - Znów się uśmiechnęła. -
A więc nie masz nic przeciwko temu, że zabiorę mamę?
- Cieszę się, że zabierasz mamę. - Ani słowa więcej, nakazał sobie w duchu.
McKinnon, wycofaj się! Odwrót na całej linii. - Chciałbym móc uczynić moją ma-
S
R
[ Pobierz całość w formacie PDF ]