[ Pobierz całość w formacie PDF ]
trzymała się dorożka. Pauline poczuła na sobie wzrok księdza i zakłopo-
tana, wtuliła głowę w ramiona. Po co przyszedł i có o niej wie?
-Chciałbym, jeśli można, by towarzyszyła mi pani w krótkiej prze-
jażdżce.
Pauline, zaskoczona propozycją, pokręciła głową.
- Niestety, nie mogę.
- Panno Selmer. Rozumiem, że to dość nieoczekiwana propozycja z
mojej strony, ale muszę z panią porozmawiać. Mamy wspólnego przyja-
ciela.
Więc jednak Liam go przysłał. Pełna obaw, wzięła głęboki oddech.
R
L
- Dzisiaj dopisała nam pogoda. A pani zapewne nie zdążyła jeszcze
obejrzeć miasta. Podobno jest pani pilną studentką i cały czas, tu albo u
swojej ciotki, spędza pani przy sztalugach.
Kiwnęła głową, nieco zażenowana. Dziwiło ją, że ten człowiek tak
dużo o niej wie. To pewnie Liam mu o niej wspominał. Mężczyzna, za-
praszając ją na przejażdżkę, zapewne chce dowiedzieć się czegoś więcej.
- Pomyślałem, że moglibyśmy pojechać ulicą Fjelh/e-ien. Stamtąd
rozciąga się imponujący widok. Nie zdziwiłbym się, gdyby pani znalazła
tam inspirację do swoich obrazów.
Jakoś nie potrafiła odmówić. Gdyby to uczyniła, nie dowiedziałaby
się, gdzie jest Liam albo co o niej mówił. Spojrzała na pokazną teczkę,
którą ściskała pod pachą.
- Proszę pozwolić, że pani pomogę, panno Selmer. Przepraszam, ale
zupełnie zapomniałem się przedstawić. Nazywam się ojciec Anthony.
Podobnie jak ojciec Liam pochodzę z Irlandii. Obaj wychowywaliśmy się
na tej samej ziemi.
Pomógł jej wsiąść do dorożki i zajął miejsce obok. Powóz ruszył.
Najpierw jechali szeroką aleją w kierunku muzeum, potem skręcili w dół,
w stronę miasta. Ksiądz nie odzywał się ani słowem, jedynie kiwał głową
i lekko się uśmiechał. Jechali teraz wzdłuż nabrzeża. Pauline przyglądała
się dużemu, parowemu statkowi, który cumował nieopodal. To właśnie
statkiem Liam wybrał się w podróż morską, kto wie, może nawet z tego
nabrzeża. W tak zwyczajny sposób oddalił się z jej życia.
Wspinali się teraz powoli ulicą Ejelhleien. Wreszcie dorożka zatrzy-
mała się, mimo że ksiądz nie dał dorożkarzowi żadnego znaku. Ich
oczom ukazał się przepiękny widok i duchowny otworzył ramiona w ge-
ście zachwytu.
Na dole, jak okiem sięgnąć, rozciągało się barwne miasto z ruchliwym
portem i uliczkami, usiane maleńkimi domkami. Fiord wprost mienił się
złotem w promieniach słonecznych.
- Proszę tylko spojrzeć! - zawołał zauroczony i jednocześnie przyglą-
dał się Pauline. - Tam w dole znajduje się świat pełen możliwości.
61
R
L
Pauline poruszyła się zakłopotana. Do czego ten człowiek zmierza?
Czekała z niecierpliwością na wieści od Liama. Na twarzy księdza do-
strzegła jakby ponury cień i to sprawiło, że nie miała odwagi spytać o
ukochanego.
- To wszystko może pani zdobyć, panno Selmer.
- Jak to zdobyć?
- Rozpytywałem o panią. Wszyscy są zdania, że ma pani wyjątkowy
talent. Teraz nadeszły inne czasy, lepsze niż te, w których ja się wycho-
wałem. Na szczęście również kobiety mogą pobierać nauki i rozwijać
swoje zdolności, ale nie jest łatwo pogodzić to z pragnieniem macie-
rzyństwa i małżeństwa.
Niezaprzeczalnie miał rację. Tyle tylko że kobieta może pragnąć cze-
goś więcej niż tylko spełnienie się w roli żony i matki. Kobieca dusza
może skrywać wielkie marzenia.
- Proszę się zastanowić, panno Selmer. Proszę popatrzeć na Bergen.
Jakże to piękne miasto! I to dopiero początek. Może pani zdobyć cały
świat.
Spojrzała na swoje dłonie. Wydały jej się teraz jakieś puste. Czuła, że
jest zagubiona. Nagle zrozumiała, że tak naprawdę nie wie, czym jest dla
niej sztuka i jak wiele znaczy. Tak bardzo tęskniła za Liamem. Gdyby
tylko było to możliwe, nie zawahałaby się zamienić swojego talentu na
spokojne życie u boku ukochanego mężczyzny.
- Ma pani przed sobą przyszłość, może pani zostać uznaną malarką.
U Erlanda Lyche zagości jutro tutejsza elita. Proszę pomyśleć, co takie
znajomości mogą oznaczać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]