[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- 32 -
S
R
czy poradzę sobie ze zwichniętą nogą. Ale na pewno z wielką przyjemnością
wejdę do basenu.
Tuareg powiedział coś do Maliq po arabsku, a potem podniósł Lizę razem
z wózkiem do góry i zniósł po trzech schodkach w dół.
Choć pchanie wózka inwalidzkiego alejką wysypaną drobnym żwirem nie
było łatwe, robił to bez wysiłku.
- Czy skończył pan pracę? - spytała uprzejmie.
- Tak.
Za zakrętem domu alejka zmieniła się w wyłożony płytami pasaż. Takie
same płyty otaczały basen o olimpijskich rozmiarach z wyraznie oznaczonymi
pasami. W oddali majaczyły szczyty gór.
- Ojej! - westchnęła z wrażenia Liza. Wysokie palmy ocieniały część
basenu przed promieniami palącego słońca.
- Dobrze pani pływa? - spytał, zatrzymując wózek przy krawędzi basenu.
- Tak. - Nagle zawstydziła się, że musi zdjąć ręcznik.
Tuareg nie był wcale zażenowany. Szybko zdjął T-shirt i szorty, zostając
tylko w slipkach.
Liza spojrzała z podziwem na jego wspaniale zbudowaną i opaloną
sylwetkę. Kiedy zerknął na nią, szybko odwróciła głowę, żeby nie dostrzegł
rumieńców na jej twarzy. Wstała, chwiejąc się na jednej nodze.
- Mogę znieść panią po schodkach.
- Nie, dziękuję - odparła, wskakując szybko do basenu. Przejrzysta woda
była cudowna. Zaczęła płynąć naprzód. Skok do wody uraził jej kostkę i musiała
mocniej pracować ramionami. Kiedy dopłynęła do końca basenu, oparła się o
brzeg, odrzucając mokre włosy do tyłu.
- Wszystko w porządku? - spytał.
- Nie powinnam skakać, mając chorą nogę, ale woda jest cudowna -
odparła z uśmiechem.
- 33 -
S
R
Tuareg odgarnął włosy, spoglądając na nią przenikliwie. Potem zanurzył
się w wodzie i popłynął z powrotem.
Kiedy Liza miała już dosyć kąpieli, powoli wygramoliła się z basenu.
Usiadła na brzegu, zanurzając stopy w wodzie. Wystawiła twarz do słońca,
obserwując beztrosko, jak Tuareg chyba po raz dziesiąty okrąża basen, nie
zwalniając wcale tempa.
Była pewna, że na zawsze zapamięta ten dzień, nawet gdyby nie zapisała
go w dzienniczku. Od lat prowadziła taki dziennik, opisując najważniejsze
wydarzenia w swoim życiu. Miała dwie bliskie przyjaciółki - Sarę i Bailey - ale
ciągłe podróże sprawiały, że nie mogła dzielić się z nimi na bieżąco wrażeniami.
Pisała pamiętnik dla siebie, żeby móc powspominać piękne chwile, kiedy będzie
już zbyt stara, żeby podróżować.
Ostatnie dwa dni należały do najważniejszych w jej życiu. Sprawił to
mężczyzna, który teraz płynął tak szybko, jakby ścigały go piekielne moce.
Tuareg płynął naprzód, starając się zapomnieć o wszystkim, co go dręczy.
Wysiłek fizyczny pomagał odpędzić demony i zasnąć w nocy, choć na chwilę.
Wziął głęboki oddech i odbijając się od ściany basenu, zauważył, że Liza
siedzi już na brzegu.
Miał obowiązki wobec gościa. Zmienił kierunek i podpłynął do niej.
- Czy chce pani iść do domu? - spytał, otrząsając się z wody.
- O, nie. Tu jest cudownie. Czy uprawia pan pływanie?
- Nie.
- Szkoda. Z taką kondycją mógłby pan startować na olimpiadzie.
Zmarszczył brwi, siadając obok niej. Nura nie lubiła pływać. Wolała się
opalać na leżaku. Tak bardzo za nią tęsknił.
- Pewnie często korzysta pan z basenu. Tu jest chyba zawsze ciepło -
powiedziała Liza.
- Prawie zawsze. W zimie jest nieco chłodniej, ale i tak jest znacznie
cieplej niż gdzie indziej.
- 34 -
S
R
- W Seattle jest zwykle chłodno. Rzadko pływam na odkrytym basenie. W
mojej dzielnicy jest świetna kryta pływalnia. Tylko że zamiast pięknych
widoków, są betonowe ściany. Nie wiem, dlaczego nie umieszczono na nich ja-
kichś malowideł. Przynajmniej to miejsce miałoby jakąś atmosferę.
- Może powinna pani zasugerować ten pomysł.
- Był pan kiedyś w Seattle?
- Nie. Ale byłem w San Francisco i Los Angeles.
- No to musi pan kiedyś nas odwiedzić. Nie ma nic piękniejszego niż
widok na Mount Rainier w słoneczny dzień. Przynajmniej kilka razy w roku
mamy okazję go zobaczyć - dodała, wybuchając śmiechem.
Skinął głową.
- Może kiedyś.
Dlaczego tak jej odpowiedział? Przecież nie lubił podróżować. Wszystko
straciło dla niego urok trzy lata temu, gdy odeszła Nura. Kiedyś towarzyszył jej
w podróżach po świecie, wyprawach i przyjęciach. Bez niej nic nie miało sensu.
Mimo to niemal się zgodził jechać do Seattle.
Poruszył się niespokojnie. Liza spojrzała na niego z ciekawością. Jej oczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]