[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dobry , coś odburknął. Przez korytarzyk ruszył na zaplecze gabinetu, do mini siłowni, skąd po
chwili rozległy się postękiwania, sapanie i głośny szum prysznica, a w końcu chlupot wody w
misce klozetowej zwiastujący definitywny koniec porannej ablucji.
Z racji sterylnej czystości nienawidził zwierząt, poza tymi na linii strzału.
Prezes sięgnął po leżące na biurku okulary. Sprowadził je z Austrii. Przetarł ostrożnie
irchową ściereczką szkła i rozejrzał się wkoło. Znalazł, czego szukał. Do gabinetu wślizgiwały
się cienkie strużki słońca. Miękko, jak kot przemknął w skarpetkach do okna i położył okulary na
nasłonecznionym parapecie.
 Co z wami?  burknął spoglądają podejrzliwie na migocące szkła. Eksperymentował
codziennie i wciąż robiło mu to przyjemność. Szkła pod wpływem światła ciemniały.
 No dobrze  szybkim ruchem usunął okulary z okna. Zmętniały i znowu wróciły do
wyglądu przeciętnych szkieł optycznych.
Miał w wyrazie twarzy i sposobie bycia coś infantylnego, chłopięcego, coś, co ukrywało
jego porywczy i bezwzględny charakter tak dalece, że mógł się wydawać człowiekiem ciepłym i
wyrozumiałym. To zmyłkowe widmo było szczególnie pomocne w seksualnych podbojach.
Ta suma zebranych i zasłyszanych wcześniej opinii i spostrzeżeń o prezesie, sama przez
się ani porywająca, ani do końca sprawdzona, ma dowieść, że prezesem mógł być praktycznie
każdy, na kogo padł los szczęścia. Rozumu, a tym bardziej geniuszu, to nie wymagało.
Oczekiwał na Jana M. Nie tyle oczekiwał, co mu wyznaczył widzenie i taki więzienny termin
precyzyjnej oddawał charakter spotkania.
Myślał zapewne:  Kimże jest naprawdę facet, którego chciał obdarzyć ostrożnym
zaufaniem i powierzyć rzecznictwo Konsorcjum. To teraz takie modne. Taki pierwszy bufor
ochronny? Na logikę taki powinien być wdzięczny i czuć się związany z szefem, który go
wypatrzył. Powinien docenić i odwdzięczyć się lojalną, bardzo lojalną współpracą. Ale to czysta
teoria. Gdy tylko człowiek poczuje, że zawdzięcza coś drugiemu, zaraz staje się podejrzliwy,
nerwowy i przygotowuje się do niewdzięczności.
Wydobył z którejś z przegródek biurka, spod sterty paczek papierosów, prezerwatyw
 olla  i najnowszych egzemplarzy  Playboya , spod wibratora na baterie,  nur fur Frauen ,
teczkę personalną Jana M.
 Co oni tam o człowieku wiedzą  powiedział do siebie. Człowiek to glina. Jeśli
zauważyłem, że ma w sobie to coś, co mi jest przydatne, to resztę da się ulepić .
Podsuwano mu kandydatów z różnego układu, ale on się uparł na tego, co wchodzi do
wielebności Torunia bez pukania do drzwi.
W tym gabinecie z założenia nie było miejsca na przyjazń. Liczyła się tylko zimna
wykalkulowana walka o władzę. W Konsorcjum miało się do czynienia ze szczególnym
rodzajem ludzi, którzy traktowali się jako chodliwy towar i gotowi się byli sprzedać temu, który
miał, za co kupić. O  Zdrowie tu dbano, o swoje zdrowie.
A teraz wyjrzał przez okno. Na parking zajeżdżały z piskiem hamulców samochody.
 Wszystkim im się spieszy. Muszą tkwić w betach do ostatniej chwili. Rozmawia się do
dwunastej, pije wódeczkę, kawkę. Potem takiego nie stać, żeby wstał jak mężczyzna. Leży, jak
dobrze zerżnięta baba do dziesiątej w łóżeczku.
Jan M. stał w przedsionku gmachu Konsorcjum, jak facet z trafioną piątką w totka.
Wczoraj zadzwonił do niego partyjny dygnitarz z prawicy, koleś ze studiów.
 Poleciłem cię na rzecznika prasowego Konsorcjum w randze dyrektora  stąd już tylko
krok na listę w najbliższych wyborach do Sejmu.
 Ma pan gościa  poinformowała prezesa sekretarka.
 Proś! poprawił krawat i chusteczkę w butonierce. Sprawdził pod słońce z odległości
czystość szkieł w okularach.
 Znamy się ze słyszenia. Mam wobec pana poważne zamiary  prezes uśmiechnął się na
ten swój chłopięco  łobuzerski sposób.  Pan się zapytuje w duchu redaktorze, czego ja
właściwie od pana chcę? Przecież pan siedzi mocno w siodle? Uprzedzam. Mnie nie da się
odmówić. Wiem, że żyjecie tam sobie w telewizji redaktorze, wygodnie. Jednak ciężko będzie
wam żyć dalej wygodnie mając we mnie wroga.
Jan M. nie doświadczył niemiłego uczucia strachu, lecz uległ przekonaniu, że prezes ma
rację. Jego celem była kariera. Założył nogę na nogę i przybrał skupiony wyraz twarzy. Wbrew
pozorom miał świetne samopoczucie i bawił go protekcjonalny ton. Prezes miał świadomość
swych nieograniczonych możliwości płatniczych, o czym Jan wiedział.. Wyglądał na
czterdziestkę. Był wysoki i niezle zbudowany. Strzygł się bardzo krótko i nie łysiał. Ruchy miał
energiczne, pewne siebie. To przemawiało na jego korzyść. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •