[ Pobierz całość w formacie PDF ]
papierowe talerze i plastikowe łyżki, a nie będziemy musiały więcej
zmywać.
- Jasne, a jak kupimy papierowe ciuchy, to nie będziemy
musiały prać.
- Byłoby super!
- No tak, ale gdybyś zmokła na deszczu, byłabyś bez ubrania -
powiedziała Mandy i zerknęła na siostrę.
Stacy zachichotała.
- Założę się, że wtedy Kyle Forester by mnie zauważył.
Mandy zmierzyła swoją małą siostrzyczkę czułym spojrzeniem.
Po raz pierwszy przyszło jej na myśl, że Stacy nie była już taka
mała". Szesnastoletnia dziewczyna była tak wysoka, jak Mandy, a
jej ciało dawno już nabrało kobiecych kształtów, które z pewnością
przyciągały wzrok wielu mężczyzn. Stacy stawała się kobietą. Cóż,
taka była kolej rzeczy. Jednak dziś wieczorem było to dla Mandy
kolejne odkrycie, że wszystko w jej życiu nagle zmieniało się,
umykało w przeszłość. Nie umiała znalezć sposobu na zatrzymanie
w miejscu starego bezpiecznego świata.
Siostry przekomarzały się jeszcze przez chwilę. Jednak myślami
Mandy powędrował na frontową werandę, gdzie Stephan,
rozkoszując się wieczornym chłodem, siedział w towarzystwie jej
rodziny.
Zmywała naczynia w pośpiechu, by jak najszybciej znalezć się
wśród nich. Nie, wcale nie tęskniła za widokiem Stephana. Chciała
raczej chronić przed nim swoich bliskich. A któż to wie...?
Kiedy umyte i osuszone naczynia stały na półkach, Mandy
wytarta ręce i skierowała się do wyjścia. Stacy została w kuchni.
- Za chwilkę przyjdę - powiedziała. - Przedzwonię do Megan.
Może pomoże mi odrobić domowe zadanie z matmy.
Było bardziej prawdopodobne, że Stacy chce pogawędzić z
przyjaciółką o Kyle'u Foresterze.
- Wpadnij do nas, jak skończysz - rzuciła Mandy przez ramię.
Podeszła do przeszklonych drzwi, przystania i przez moment
przyglądała się zebranym na werandzie. Matka i babcia siedziały na
ławce po jednej stronie, a ojciec, Linda, Darryl i Stephan rozsiedli się
na składanych krzesłach po drugiej stronie werandy. Josh ganiał się z
psem po podwórku.
To był długi, letni wieczór. Wciąż jeszcze było widno, lecz
barwy nieba i drzew były teraz jakby bardziej stonowane niż podczas
dnia. Wytworny dąb, pełna wdzięku magnolia i majestatyczna topola
grzały się w ostatnich promieniach słońca. Aagodny wietrzyk,
niosący zapach kaffyfolium, delikatnie szeleścił w liściach.
Zwit, niosący tyle obietnic, był oczywiście najbardziej ulubioną
porą Mandy, ale lubiła także wieczór, kiedy to cała rodzina, po
skończonej pracy, mogła razem wypoczywać.
Otworzyła drzwi i dołączyła do nich.
- Byłam dziś u lekarza - pochwaliła się Linda, poklepując się po
dużym, okrągłym brzuchu.
Mandy zauważyła, że twarz bratowej promieniała szczęściem.
- I doktor mówił, że będą trojaczki. - Darryl mrugnął okiem.
- Oj, przestań! - Linda uśmiechnęła się i żartobliwie uderzyła
męża w ramię.
Mandy przysunęła sobie krzesło i usiadła, unikając choć by
jednego spojrzenia w stronę Stephana.
- Wiesz już, czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka? - spytała.
- Jeszcze nie. Ale czuję, jak on czy ona ciągle się wierci. Josh
będzie miał konkurencję w zawodach na najbardziej hiperaktywne
dziecko w rodzinie.
Linda nagle przerwała i zagryzła dolną wargę. Zerknęła na
Stephana, po czym szybko odwróciła głowę.
Robiło się coraz ciemniej. Wszyscy zamilkli, a w powietrzu
zdawało się wisieć tylko jedno przygnębiające pytanie: Czy Joshua
nadał będzie należeć do ich rodziny, czy też nie?
- Zgadnij, córuś, co zrobimy - przerwał ciszę ojciec Mandy,
starając się zmienić nastrój przygnębienia na bardziej pogodny. -
Rozmawialiśmy ze Stephanem o przemeblowaniu w kuchni. Chcemy
wstawić zmywarkę do naczyń.
- I wbudowaną w ścianę kuchenkę mikrofalową - dodała matka.
- Starą wyrzuci się z kredensu i będzie więcej miejsca. No i nowe
wentylatory.
Całkiem sensowne pomysły. Na pewno Stephan podpowiedział
ojcu te zmiany. Mandy przemogła się i spojrzała na niego. Miał na
sobie swój nowy strój - białą koszulę, krótkie spodenki i sportowe
letnie buty. Wyglądał niesłychanie seksownie, a jednocześnie jakoś
tak bardzo wytwornie. Siedział na zwykłym aluminiowym krześle
niczym na książęcym tronie.
- Zainstalowanie wentylatorów nie będzie takie trudne -
zapewnił Stephan. - Najpierw trzeba będzie...
Mandy czuła zamęt w głowie, nie słyszała dalszej części
rozmowy. Wstała i ruszyła w kierunku Josha, grzebiącego patykiem
w ziemi.
Naprzeciw chłopca leżał Książę, obserwując go czujnym
wzrokiem. Mandy usiadła na trawie i posadziła sobie malca na
kolanach. Był gorący, spocony i cały umorusany.
- Zmęczony mój synek?
- Nie! - Przecząco pokręcił głową, po czym oparł policzek o
pierś matki. Powieki same mu opadały.
Mandy poczta go kołysać. Zobaczyła, że zbliża się do niej Nana.
- Od lat tego nie robiłam - powiedziała babcia i powoli usiadła
na trawie obok Mandy. - Już nie te lata. Kości mi skrzypią jak stare
schody.
Mandy uśmiechnęła się.
- Gdybym miała wybór, to wolałabym być młoda dodała Nana.
Poprawiła swoje luzne spodnie, pogłaskała rękę Mandy, a potem
czuprynę Josha.
- Wszystko będzie dobrze - ciągnęła. - Stephan nie jest
potworem i nie wykradnie nam Josha. Na pewno znajdziemy jakiś
kompromis.
- Nie chcę żadnych kompromisów - wybuchła Mandy.
- Chcę, by wszystko zostało bez zmian.
Ku swemu zaskoczeniu, poczuła łzy cisnące jej się do oczu.
Zacisnęła powieki, by je powstrzymać. Na szczęście było już na tyle
ciemno, że babcia nie dostrzegła, w jakim jest stanie.
- Jak zwykle przesadzam. Zachowuję się jak histeryczka -
próbowała się usprawiedliwić. - Wiem przecież, że Stephan tylko
wykonuje swoje obowiązki. A w ogóle, to powinnam się cieszyć, że
chce nam pomóc przy ulepszaniu domu. Może to całe zamieszanie
wyjdzie nam na dobre? Pamiętasz, jak byłam mała, zawsze
marudziłam, że Alena nie musi zmywać naczyń, bo Taggartowie
mają zmywarkę, zazdrościłam im, że mają klimatyzację latem, a
centralne ogrzewanie zimą, że w ich rurach nigdy nie warczało, że
nie muszą rozmrażać lodówki. No tak, wszystko to mieli, a przecież
nigdy nie byli szczęśliwi.
Nana otoczyła ją ramieniem i czule przycisnęła do piersi.
- A my, nawet gdy będziemy mieli wszystkie te rzeczy, wciąż
będziemy szczęśliwi - szepnęła. - Nic i nikt nas nie rozłączy.
- Wiem tylko martwi mnie to, że gdy on się tu pojawił, wszystko
zbyt szybko się zmienia. Gdybym mogła, chciałabym cofnąć czas do
momentu, gdy dziadek i Alena byli razem z nami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]