[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w ramionach. Pragnął jej. Wciąż widziała jego oczy, czuła jego usta. Przez chwilę, przez
jedną krótką chwilę zapragnęła, by to on był tym człowiekiem, na którym mogłaby
polegać, któremu mogłaby zaufać. Nie, to idiotyczne.
Jeszcze zanim się poznali, wiedziała, że oboje mają do wykonania pewną pracę.
7
Kiedy sprzątnęła pierwszy boks, była cala spocona. Widły sprawiały wrażenie
wyjątkowo ciężkich.
- Wydaje mi się, że powinnaś nająć kogoś do pomocy.
Dylan stał w progu, za jego plecami świeciło słońce, twarz była w cieniu. Abby
tylko zerknęła na niego przelotnie.
- Tak uważasz? Wezmę to pod uwagę.
- Abby, może już skończysz z tą maskaradą, no wiesz, z udawaniem ledwo
wiążącej koniec z końcem matki, harującej od świtu do nocy. - Dylan wziął drugie widły,
ale tylko się o nie oparł.
- Chcę zrobić na tobie wrażenie - rzekła, nie przerywając pracy.
- Nie wysilaj się. Książka jest o Chucku, nie o tobie.
- W porządku. Kiedy tylko wyrzucę ten gnój, natychmiast przestanę grać.
A więc ma pazurki. Dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę, jak mocno zacisnął
palce na trzonku wideł. Musi do niej dotrzeć, ale tylko spokojem. Nie da się wyprowadzić
z równowagi.
- Posłuchaj, w ten sposób do niczego nie dojdziemy. Chyba oboje chcemy, żeby ta
książka wyszła, przestańmy więc grać.
- Dobra. - Musiała chwilę odpocząć, więc też oparła się o widły. - Czego chcesz?
- Prawdy. Byłaś żoną Rockwella przez cztery lata, są więc aspekty jego życia,
które znasz lepiej niż inni. O tym właśnie chcę od ciebie usłyszeć. Za to ci zapłacono.
- Powiedziałam, że porozmawiam z tobą przy włączonym dyktafonie, i tak zrobię.
A teraz mam robotę - zakończyła, odwracając się w stronę boksu.
- Odłóż to. - Chwycił ją za klapy kurtki i obrócił ku sobie. Widły wypadły jej z ręki. -
Zawołaj tego, kto zazwyczaj robi tę robotę, i siadajmy do pracy. Szkoda czasu.
- Kogoś ze służby? - Chętnie by się mu wyrwała, ale nie miała siły. - Przykro mi,
ale dałam im miesiąc urlopu. Jeśli chcesz pracować, przynieś dyktafon i notatnik tutaj.
Konie nie mogą czekać.
- Kim ty, do cholery, jesteś? - krzyknął i lekko nią potrząsnął. Kiedy kolana się pod
nią ugięły, był nie mniej zdziwiony od niej. Podtrzymał ją i oparł o ścianę boksu. - Co się z
8
tobą dzieje?
- Nic. - Na próżno próbowała odepchnąć jego ręce. - Nie przywykłam, żeby mnie
ktoś szarpał.
- W metrze bywa gorzej - mruknął, ale ją puścił.
- Nie jeżdżę metrem. - Wściekła na siebie, schyliła się po widły. Zakręciło jej się w
głowie i musiała podtrzymać się ściany.
W jednej chwili Dylan chwycił ją za ramiona.
- Ej, jeśli jesteś chora...
- Nie jestem. Nigdy nie choruję, trochę się tylko zmęczyłam.
I zbladłam, dokończył za nią w duchu. Zdjął rękawiczkę i przyłożył jej rękę do
policzka.
- Jesteś rozpalona.
- Tylko trochę zgrzana. - Przerażona jego dotykiem, mówiła coraz głośniej i
bardziej piskliwie, mimo że potrzebowała w tej chwili choćby odrobiny ciepła. - Zostaw
mnie w spokoju, zaraz tu skończę.
- Nie znoszę męczenników - mruknął, biorąc ją pod rękę.
Irlandzka krew płynąca w jej żyłach bardzo rzadko dawała o sobie znać. W
odróżnieniu od reszty rodziny, Abby zazwyczaj traktowała życie ze spokojem i
dystansem. Tym razem jednak nie wytrzymała - wyszarpnęła rękę i pchnęła Dylana na
boksy. Siła, z jaką to zrobiła, zaskoczyła ich oboje.
- Nie obchodzi mnie, czego nie znosisz. Nie obchodzi mnie, co myślisz.. Papiery,
które podpisałam, nie dają ci prawa do mieszania się w moje życie. Dam ci znać, kiedy
będę miała czas na twoje pytania i twoje zarzuty. Myśl sobie, że to gra czy maskarada,
ale muszę tu skończyć. A ty możesz iść do diabła.
Odwróciła się na pięcie i chwyciła taczki. Podniosła je, zrobiła dwa kroki i... siły ją
opuściły.
- Super sobie radzisz. - Miał dość jej i siebie, ale tym postanowił zająć się pózniej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •