[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dwie minuty na telefon, a potem dołączę do ciebie i pomogę ci szukać.
Lynn pobiegła do gabinetu Sawyera i włączyła komputer. Znalazła odpo-
wiedni artykuł i uruchomiła drukarkę.
Sawyer wrócił do niej.
- Znalazłam instrukcję. - Skinęła głową w stronę wysuwających się z drukarki
kartek. Kolejne wycie sprawiło, że podskoczyli.
Sawyer potarł kark i zaczął chodzić tam i z powrotem, czytając artykuł.
W pewnym momencie spojrzał jej w oczy.
S
R
- Możemy to zrobić.
- Zwietnie.
Dwie godziny pózniej stali razem, patrząc, jak piąty piesek przychodzi na
świat. W odróżnieniu od pozostałych czterech, Maggie nie umyła go od razu. Po-
wąchała go tylko i zignorowała.
- No dalej, Maggie - powiedziała Lynn. Uścisk, w którym trzymała rękę Sa-
wyera, wzmocnił się. Nie pamiętał, kiedy wzięła go za rękę. - Co mamy robić? Czy
myślisz, że on żyje?
Ignorując protest żołądka, Sawyer podszedł bliżej, podniósł śliskiego szcze-
niaka i położył przed Maggie. Maggie odsunęła go nosem. Poczuł ucisk w piersi i
spojrzał przez ramię. Lynn oczami prosiła go, żeby coś zrobił.
- Poszukaj w Internecie, co zrobić z porzuconym szczeniakiem.
Zmartwienie zamgliło jej oczy.
- Myślisz, że ona go odrzuciła?
Sawyer podsunął delikatne stworzonko Maggie, a ona znów je odepchnęła.
- Tak.
Przerwał błonę otaczającą szczeniaka i wytarł je rogiem koca. Piesek wyda-
wał z siebie cichutkie, bezradne odgłosy i serce Sawyera ścisnęło się. To tylko pies,
do diabła. Dlaczego tak się tym przejmował? Telefon zadzwonił i Lynn odebrała.
- To weterynarz.
- W samą porę. Powiedz mu, co się dzieje, i poproś, żeby powiedział mi, co
mam robić.
Lynn przekazywała mu instrukcje, jak oczyścić i rozgrzać pieska. Wyraz jej
twarzy sprawił, że czuł się, jakby dokonywał najbardziej heroicznego czynu. Nie
chciał jej rozczarować ani przypominać, że nie było wielu szans na uratowanie
szczeniaka. Chciał ocalić go dla niej.
Kiedy skończyła rozmawiać, Sawyer wstał, położył małe zwierzątko na jej
dłoniach i przytrzymał je. W jej oczach pojawiły się łzy.
S
R
Dotknął małego noska i przesunął dłonią po mokrym rudym futerku.
- Niedaleko jest apteka otwarta całą dobę. Wezmę listę, którą podyktował
nam weterynarz i pojadę wszystko kupić.
Przygryzła dolną wargę i spojrzała na niego. W jej oczach widział troskę.
- Dopilnuję tego małego i Maggie.
Nie mogę uwierzyć, że nie chciała własnego dziecka.
Sawyer spojrzał na brzuch Lynn. Nie mógł wyobrazić sobie, że ona zostawi to
dziecko.
- To dzieje się cały czas. Psy, ludzie... Brett był adoptowany. Jego matka
stwierdziła, że nie da sobie z nim rady. Zostawiła go w kościele, jak miał dwa lata.
Lynn wstrzymała oddech.
- Nie wiedziałam. Nigdy nic nie mówił.
- Mam nadzieję, że tego nie pamiętał. Miał prawie trzy lata, kiedy przyjechał
do nas. Bardzo się z tego cieszyliśmy i chcieliśmy mu to wynagrodzić.
- Ale wy byliście tak blisko... Nigdy bym nie przypuszczała...
- Dla Bretta zrobiłbym wszystko. Moja mama była szczęśliwa, mogąc go ad-
optować. Poroniła kilka razy i nie mogła już mieć dzieci. - Umył ręce i wziął listę
zakupów. - Ogrzewaj go. Wrócę, jak będę mógł najszybciej.
Sawyer chwycił kluczyki i zniknął. Lynn siedziała w ciemności, trzymając
szczeniaczka. Brett został opuszczony. Czy to dlatego nigdy jej nie przytulał, nigdy
nie dotykał i nigdy jej nie kochał?
Bicie zegara obudziło Lynn. Wtuliła się w poduszkę i próbowała zignorować
ten dzwięk, ale jej poduszka nie była miękka. Aóżko też nie. Nogi miała ściśnięte i
podkulone i... Otworzyła piekące oczy, zamrugała. Nie była w swoim skrzypiącym
mosiężnym łóżku.
- Gotowa pójść na górę? - Aagodny baryton Sawyera wygonił z niej resztki
senności. Gwałtownie usiadła na sofie. Zasnęła oparta o pierś Sawyera, który
S
R
obejmował ją ramieniem, ze szczeniaczkiem na kolanach. Tylko przytłumione
światło z korytarza rozjaśniało ciemność.
- Przepraszam. Nie chciałam cię przygnieść. - Ukryła swoje skrępowanie,
sprawdzając co z pieskiem i poprawiając ręcznik i butelkę z gorącą wodą. Ostatnią
rzeczą, jaką pamiętała był Sawyer podający jej szczeniaka po tym, jak nakarmił go
i rozmasował ze wzruszającą delikatnością.
- Nie zgniotłaś mnie. Jesteś gotowa, żeby iść do łóżka? - Jego chrapliwy głos
podsunął jej myśl, że być może on również spał.
Oblizała wyschnięte wargi.
- Nie. Chciałabym zostać ze szczeniaczkiem. Weterynarz powiedział, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]