[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szatę.
- W moim łóżku, skarbie, nie będzie ci to potrzebne. Ja sam cię ogrzeję -
oświadczył z błyskiem w oczach.
Ze spłonioną twarzą Kay zgarnęła szybko swoje rzeczy.
- A ja zadałem sobie tyle trudu, by to wszystko poskładać - usłyszała od
progu karcący głos Sullivana.
- Trochę się śpieszę. Zajmę się tym w domu. - Wrzuciła wszystko do
podanej przez Sullivana walizki.
W kilka sekund ubrania, zgniecione i wymieszane ze sobą, leżały gotowe
do zabrania w skórzanej torbie.
- Skończyłam - oświadczyła jednym tchem.
Miała ochotę krzyczeć, gdy usłyszała jego spokojny głos.
- Niezupełnie. - Uśmiechnął się i przeszedł do łazienki, by po chwili
wrócić z kilkoma szczoteczkami do zębów. Kay szybko wyrwała mu je z rąk i
podniosła z łóżka spakowany bagaż. Pośpiesznie przeszła obok Sullivana, ten
jednak dogonił ją z łatwością.
- Zniosę to na dół - powiedział, odbierając Kay torbę.
- To zupełnie niepotrzebne. - W jej głosie zabrzmiały piskliwe nuty i Kay
zdała sobie sprawę, że lada chwila może stracić kontrolę nad nerwami.
- Jednak zrobię to - oświadczył. - Włóż kurtkę.
Kay nie miała ochoty się spierać. Milczeli, kiedy Sullivan znosił jej
walizkę. Gdy zatrzasnął klapę bagażnika, Kay siedziała już za kierownicą. Nie
123
R S
pożegnała się i nie podziękowała mu za pomoc. Ruszyła natychmiast,
zostawiając w tyle wysokiego, przystojnego mężczyznę, na którego twarzy
malował się smutek.
Janelle Davis przyłożyła dłonie do skroni. Hałas dochodzący zza ściany
przyprawiał ją o ból głowy. To już trzeci dzień z rzędu Sullivan bez ustanku
podciągał się z wysiłkiem na umocowanym w jego gabinecie stalowym pręcie.
Zmęczony opadał z łoskotem na podłogę, by po dziesięciu minutach znów od
nową rozpoczynać wyczerpujące ćwiczenia.
Janelle wiedziała doskonale, co trapi Sullivana. Sherry opowiadała
wszystkim, że Kay Clark otrzymała ofertę pracy od radia ABC z Nowego Jorku.
Janelle potrząsnęła fiolką aspiryny, wyobrażając sobie, że trzyma w rękach nie
lekarstwo, lecz Kay Clark.
Tydzień ciągnął się niemiłosiernie długo. Kay wciąż miała nadzieję, że
Sullivan wreszcie poprosi ją, by nie wyjeżdżała, że zadzwoni, mówiąc, by z
powrotem przeniosła się do jego mieszkania.
W piątek po skończonym programie zostali w studiu, by przygotować
reklamówki dla przedsiębiorstwa produkującego obuwie. Nagrywane przez nich
teksty okazały się tak zabawne, że wciąż musieli przerywać pracę, by zaczynać
od nowa. To, co miało zająć im nie więcej niż pół godziny, przeciągnęło się na
ponad dwie. Wśród wybuchów śmiechu oboje zapomnieli, że właśnie tego dnia
Kay ma wyruszyć w swoją podróż do Nowego Jorku. Wreszcie, kiedy już
skończyli, Kay zeskoczyła z wysokiego stołka, spoglądając z żalem na zegar.
- Muszę iść. Czeka mnie pakowanie.
- O, tak - odparł swobodnie Sullivan - idz.
Zapominając na moment o własnej dumie, Kay położyła dłoń na ramieniu
mężczyzny, który ruszał już do drzwi. Sullivan obrócił się do niej.
- Wyjeżdżam wieczorem, ale dopóki samolot nie wystartuje... - Reszta
pozostała nie dopowiedziana. Jej oczy zaszkliły się i Kay nie ufała już swojemu
głosowi. Rysy Sullivana były twarde, jego wzrok zimny i spokojny.
124
R S
- Powodzenia, Kay - powiedział, a potem szybko wyszedł ze studia.
Skierował się prosto do swojego gabinetu, gdzie natychmiast znów zawisł
na stalowym drążku. Kilka minut po trzeciej, nie mogąc znieść dłużej hałasów
tego nieprzerwanego treningu, Janelle Davis zapukała do drzwi pokoju
Sullivana.
Nie czekając na zaproszenie, weszła do środka. Sullivan bez koszuli, z
kropelkami potu błyszczącymi na torsie i ramionach, powoli opuścił się na
ziemię.
- Odlatuje o siódmej bezpośrednio do Nowego Jorku. - Patrzyła prosto w
jego oczy. Sullivan nie odzywał się. - Sprawdziłam - ciągnęła Janelle - są
jeszcze miejsca na ten lot. - Uśmiechnęła się do milczącego Sullivana i wyszła,
nie mówiąc nic więcej.
ROZDZIAA JEDENASTY
Kay podała bilet stewardesie, która wskazała jej miejsce z przodu kabiny
samolotu. W pierwszym rzędzie siedziała już starsza para. Uwagę kobiety
pochłaniała całkowicie szydełkowa robótka. Tuż za nimi odpoczywało dwóch
wyraznie zmęczonych biznesmenów. W ostatnim rzędzie Kay dostrzegła
jedynie parę długich nóg w szarych, flanelowych spodniach skrzyżowaną
poniżej ostatniego numeru Wall Street Journal".
Kay zajęła miejsce przy oknie i zapięła pas. Niemądry strach sprawił, że
jej żołądek zamienił się w ciasny węzeł. Obserwując wsiadających pasażerów,
zapomniała na moment o swoich zmartwieniach. Potem znów zaczęły pocić się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]