[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Na koniec Halli obrzucił Olafa miękkimi śliwkami.
- Otwórz trochę szerzej usta! - zawołał. - Spróbuję trafić.
Po raz pierwszy, odkąd wszedł do pokoju Olafa, czuł radosne podniecenie. Owszem, nie zrobił tego, po
co tu przyszedł. I prawdopodobnie wszystko było stracone. Walka o życie była jednak czymś zupełnie
innym niż próba zabicia bezradnego wroga. A Halli przekonał się, że zdecydowanie bardziej
odpowiada mu udział w otwartym starciu niż skrytobójstwo. Szczególnie, że ból i odrętwienie nogi
prawie ustąpiły.
Spojrzał w głąb sali. Znajdował się w połowie drogi do podwyższenia i łukowatych przejść, ale Olaf
nadal był blisko. Gdyby zdołał wyjść z sali, obudziłby innych, co oznaczało, że Halli musi mu w tym
przeszkodzić.
Olaf zbliżał się do niego chwiejnym krokiem, z uniesionym pogrzebaczem w dłoni.
Halli rzucił się do najbliższego paleniska w poszukiwaniu jakiejś broni, niczego jednak nie znalazł. Jego
twarz natychmiast pokryła się potem, bo na środku paleniska płonął ogień, a biały popiół pod jego
stopami wciąż był gorący
Olaf był tuż-tuż. Halli przesunął stopami w popiele, po czym obsypał nim gołe nogi prześladowcy.
Mężczyzna z bólu zaczął podskakiwać w miejscu.
Na obrzeżu paleniska leżało kilka niespalonych jeszcze gałązek. Halli wyciągnął najbliższą - długi
zakrzywiony patyk, który żarzył się na końcu. Chłopak ujął go w obie dłonie i zaczął nim wymachiwać
na boki. Olaf przystanął na moment, zaskoczony, potem jednak zaklął pod nosem i znów ruszył
naprzód, gwałtownie opuszczając w dół pogrzebacz. Halli próbował zablokować cios gałęzią. Siła
uderzenia sprawiła, że zadzwonił zębami, stracił równowagę i runął na podłogę, wzbijając przy tym
obłok białego popiołu.
Twarz Olafa wyglądała jak maska pośmiertna wykrzywiona w paskudnym uśmiechu. Rozciągnął wargi
w grymasie tak mocno, że omal nie pękła mu skóra. Stanął nad Hallim i podniósł ręce.
Chłopak próbował się uwolnić, ale jego stopy były uwięzione między nogami wroga. Rzucał się na
boki w panice, wił się jak węgorz, aż w końcu kopnął Olafa w kolano, gdy ten opuszczał pogrzebacz.
Mężczyzna stracił równowagę. Pogrzebacz uderzył w podłogę obok Halliego z brzękiem, który odbił się
echem od sufitu. Olaf upadł prosto w popiół w pobliżu paleniska.
Chwilę pózniej obaj stali naprzeciwko siebie, okryci białą warstwą popiołu. Nim Halli zdołał rzucić się
do ucieczki, ręka Olafa sięgnęła do jego szyi.
Dłoń Hakonssona zamknęła się na gardle chłopaka niczym żelazna obręcz. Halli próbował się wyrywać,
nie miał jednak żadnych szans.
- Chyba wiesz, że nie masz co błagać o litość - oznajmił Olaf. Podniósł rękę, a stopy Halliego oderwały
się od podłogi. Zawisł w powietrzu.
Chłopiec charczał i wymachiwał nogami. Nie mógł oddychać. Wbił palce w nadgarstek napastnika,
próbował oderwać jego rękę od swojej szyi. Olaf tylko zachichotał.
- To nic nie pomoże, chłopcze. Może i jestem chory, ale cię nie wypuszczę. Dusiłem już w ten
sposób znacznie większych od ciebie.
Nagle Halli przestał się szarpać i zawisł bezwładnie. Potem podniósł powoli rękę i wskazał - najpierw
na Olafa, potem na podłogę, na palenisko i ponownie na Olafa. Po krótkiej pauzie zrobił to ponownie.
Olaf zmrużył oczy.
- Co? Nie rozumiem. Co chcesz powiedzieć?
Halli, purpurowy na twarzy, powtórzył gesty.
Olaf pokręcił głową.
- Przykro mi. Nie widzę w tym żadnego sensu.
Tym razem wskazaniom towarzyszyły długi tajemniczy charkot i niejednoznaczne ruchy brwi.
- To nie ma sensu - zirytował się Olaf.
Halli ostentacyjnie wskazał na dłoń ściskającą jego gardło. Olaf przewrócił oczami i zwolnił nieco
uścisk.
- No?
Ledwie słyszalne chrypienie.
- Palisz się.
Olaf spojrzał na Halliego ze zdumieniem, potem opuścił wzrok i zobaczył długie, żółte języki ognia
liżące brzeg jego koszuli nocnej. W tej samej chwili płomienie rozrosły się i popełzły wyżej, pożerając
chciwie wełnianą tkaninę.
Olaf wydał z siebie przerażony skrzek, odrzucił Halliego na bok i zaczął się kręcić w szalonym tańcu,
próbując zgasić ogień gołymi dłońmi.
Halli potarł obolały kark i rzucił się do ucieczki. Przystanął tylko na moment, żeby podnieść żarzącą się
gałąz. Przekuśtykał obok podwyższenia i pod balkon. Kiedy spojrzał do tyłu, zobaczył Olafa kręcącego
się niezdarnie w miejscu - chudą ciemną sylwetkę obwiedzioną płomieniami. Hakonsson dopadł
gobelinu wiszącego na ścianie. Wbił w niego palce, próbując zapewne zdusić płomienie grubą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]