[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dziwię się, że nie wyzwałeś go na zawody w nurkowaniu.
- Jesteś zła o to, kochanie? Tak jakoś nam wyszło z Jacksonem. Jako
dzieci zawsze współzawodniczyliśmy ze sobą.
- Możesz być pewien, że mnie to wcale nie interesuje.
- No chodz, nie gniewaj się już. Musiałem się niezle napracować,
żeby wygrać cię od Harve'a. Może napijemy się czegoś?
I nagle pomysł okrutnej zemsty spadł jej jak z nieba. Uśmiechnęła się
do niego słodko.
- Dobrze. Taki piękny wieczór, napijmy się na tarasie. - Zbliżyła się i
oparła rękę na jego piersi. - Może przyniósłbyś nasze drinki, a ja tam
zaczekam? Mam ochotę na mrożone truskawkowe daiquiri. Podwójne.
139
RS
- Za moment wracam - powiedział Kyle, pocałował ją w policzek i
zniknął.
Wrócił po paru minutach, a Irish czekała na niego w ocienionym
rogu tarasu.
- Jestem tutaj szepnęła, kiedy Kyle rozglądał się, szukając jej.
- Wyglądasz jeszcze piękniej w świetle księżyca - powiedział,
podając jej daiquiri.
- Dziękuję, ale księżyc jeszcze nie wzeszedł. To tylko sztuczne
oświetlenie.
- W takim razie wyglądasz jeszcze piękniej w tym sztucznym
oświetleniu rzeki 1 pochylił się do jej szyi, ale Irish wywinęła mu się.
- Kyle?
- Tak, kochanie?
- Według mnie Mitch Harris jest bardzo atrakcyjnym mężczyzną.
Czy wiesz, że zaprosił mnie na swoje rancho?
- O, naprawdę?
- Naprawdę. - Znów dotknęła dłonią jego piersi i zaczęła przesuwać
rękę w dół, aż do paska od spodni.- Jesteś zupełnie pewny, że to
homoseksualista?
- O, tak. Bez wątpienia. Nie masz po co tam jechać, dla ciebie to
tylko strata czasu.
Mocno pociągnęła z przodu za pasek i wlała mu całą zawartość
koktajlu w spodnie.
- Agarz - syknęła, cisnęła szklankę w ślad za płynem, po czym
odwróciła się na pięcie i odmaszerowała, nie zaszczycając go nawet
spojrzeniem.
140
RS
Kyle wyłowił szklankę, ale nie mógł wiele zdziałać, jeśli chodzi o
truskawkową papkę, spływającą mu po udach. Najlepiej chyba byłoby
poczekać, aż spłynie całkowicie.
Mogło być jeszcze gorzej. Na przykład, gdyby miał na sobie obcisłe
dżinsy. Albo gdyby Jackson był świadkiem tego upokarzającego
incydentu. Kuzyn wyśmiewałby się z niego do końca życia. Dzięki Bogu,
że go tu nie ma.
Z cienia dobiegi go cichy śmiech i musiał pozbyć się niewczesnych
nadziei. To Jackson albo Matt.
Okazało się, że obydwaj. Bracia podeszli do niego i przyglądali mu
się z zaciekawieniem.
- O co chodzi u ciebie z tymi drinkami w spodniach? -spytał Jackson.
Jakiś rodzaj fetyszyzmu?
- Jeszcze jedno słowo, chłopcy, a nie ręczę za siebie - powiedział
Kyle ostrym tonem.
Matt udał, że zamyka sobie usta na klucz, ale Jackson nie poddawał
się.
- Mówiłem, że w końcu zgubią cię te kłamstwa. Lepiej powiedz jej
prawdę, bo inaczej ją stracisz.
- Masz rację - odparł Kyle z westchnieniem. - Powiem jej jeszcze
dzisiaj.
- O ile będzie chciała z tobą rozmawiać.
- Tak, o ile jeszcze będzie chciała ze mną rozmawiać. Matt, może
odstąpiłbyś mi dzisiejszą kolację z nią?
- Nie, wolałbym nie.
- Cholera, Matt. Powiedz, za ile.
141
RS
Matt Crow okazał się uroczym towarzyszem przy kolacji. Miał takie
same ciemne włosy i oczy jak jego brat, ale był chyba jeszcze
przystojniejszy przez ten maleńki dołek w podbródku. Mówił z taką
swadą, ze powietrze wokół zdawało się wirować.
- Wina? - spytał, biorąc butelkę.
- Ja dziękuję, ale ty się napij, jeśli masz ochotę.
- Zazwyczaj piję jeden kieliszek, czasami dwa. Nic jestem wielkim
amatorem alkoholu
Więc na szczęście w tym nie przypomina brata. Interesujące. Zdała
sobie sprawę, że do tej pory nie zwracała na niego zbyt dużej uwagi. A tu
proszę wysoki, przystojny, bogaty.
No i nie pije. Czyżby na koniec trafiła na najlepszego? Uśmiechnęła
się do niego promiennie.
- Opowiedz mi o swojej fabryce krówek. Gdzie ona właściwie jest?
Rozmawiali o krówkach, o Teksasie, o tym, jak pierwszy raz sam
pilotował samolot, a ona na pierwszym pokazie o mało nie spadła z
wybiegu. Opowiedziała mu zabawne historie o życiu w Nowym Jorku, a
on - o Dallas. Już od dawna nie śmiała się tak z całego serca. Kolacja
okazała się nad wyraz udana.
Z wyjątkiem jednego - Kyle siedział z drugiej strony Sali i gapił się
na nich przez cały wieczór. Irish próbowała go ignorować, ale mimo
wszystko czuła się nieswojo, więc zaproponowała, żeby kawę wypić na
tarasie.
Tym razem księżyc świecił naprawdę, powietrze było czyste i
balsamiczne, niosło zapach sosen i jesiennych róż. Irish wypiła kilka
łyków kawy, odstawiła filiżankę i oparła się o balustradę. Pomimo
142
RS [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •