[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powiedział:.
- Nie jestem zły. Nie mam dla pani żadnych uczuć. -1 w owej chwili uważał, że jest to
stwierdzenie absolutnie prawdziwe.
Spytała:
- Pan jeszcze pracuje? Pan musi być bardzo zmęczony.
- Nie mogę pracować, jeśli pani jest tutaj - powiedział kwaśno.
- Pan gniewa się na mnie. Przez cały wieczór nie zamienił pan ze mną ani słowa.
- Starałem się w miarę możności nie mówić z nikim. Nie poszedłem tam, żeby
mówić. - Czekał, aż Noys wyjdzie.
Lecz ona powiedziała:
- Przyniosłam panu coś do picia. Zauważyłam, że ten napój smakował panu na
przyjęciu, a jedna szklanka nie wystarczy. Szczególnie jeśli ma pan zamiar pracować.
Spostrzegł za nią niewielkie mekkano, ślizgające się po gładkim polu siłowym.
Owego wieczora jadł niewiele, kosztując tylko potraw, o których obszernie meldował
w poprzednich obserwacjach, lecz których (z wyjątkiem maleńkich próbek) starał się wtedy
nie jeść. Wbrew woli smakowały mu. Wbrew woli podobał mu się pienisty, lekko zielony o
miętowym smaku napój (raczej nie alkoholowy), który ostatnio był w modzie. Nie istniał on
w tym Stuleciu przed dwoma fizjolatami i przed ostatnią Zmianą. Rzeczywistości.
Wziął drugą porcję od mekkano, poważnie skinąwszy głową Noys na znak
podziękowania.
A dlaczego Zmiana Rzeczywistości, która nie miała fizycznego wpływu na Stulecie,
wydała nowy napój? Cóż, nie jest Kalkulatorem, żeby zadawać sobie takie pytania. Poza tym
najbardziej szczegółowo przygotowane Zmiany nie mogły całkowicie wyeliminować
niepewności, wszystkich efektów ubocznych. Gdyby nie to, niepotrzebni byliby
Obserwatorzy.
Byli sami w domu, Noys i on. Mekkano w ciągu dwóch ostatnich dziesięcioleci
osiągnęły szczyt popularności, której nie traciły jeszcze przez jedno dziesięciolecie w tej
Rzeczywistości, a więc Noys nie zatrudniała służących.
Oczywiście, skoro kobiety tej epoki były równie niezależne materialnie, jak
mężczyzni, i wedle własnej ochoty mogły mieć dzieci, bez konieczności fizycznego rodzenia,
to wspólny pobyt z nimi nie mógł być niczym nieprzyzwoitym", przynajmniej według
kryteriów 482 Stulecia.
Lecz Harlan czuł się skompromitowany.
Dziewczyna wyciągnęła się i podparła łokciem na sofie. Wzorzyste obicie mebla
zapadło się pod nią, jakby ją chciało objąć. Zrzuciła przezroczyste buciki, a palce jej nóg
zginały się i rozginały w elastycznym pianolicie miękko jak łapy leniwego kota.
Potrząsnęła głową, a to, co utrzymywało jej włosy upięte i skręcone w zawiłe zwoje w
pewnej odległości od uszu, teraz rozluzniło się nagle. Włosy opadły jej na kark, a nagie
kremowe ramiona stały się jeszcze bardziej kuszące przez kontrast z czernią włosów.
- Ile pan ma lat? - szepnęła.
To pytanie z pewnością powinien był zignorować. Było to pytanie osobiste, a
odpowiedz nie mogła jej obchodzić. W tym przypadku zamierzał odpowiedzieć z uprzejmym
zdecydowaniem: Czy pozwoli mi pani wreszcie pracować?". Zamiast tego usłyszał własny
głos:
- Trzydzieści dwa. - Oczywiście miał na myśli lata fizjologiczne. Powiedziała:
- Jestem młodsza od pana. Mam dwadzieścia siedem lat. Ale chyba nie zawsze będę
wyglądała młodziej. Pan na pewno pozostanie taki jak teraz, gdy ja stanę się już starą kobietą.
Dlaczego pan się zdecydował na trzydzieści dwa lata? Nie może pan tego zmienić wedle
życzenia? Nie chce pan być młodszy?
- O czym pani mówi? - Harlan potarł czoło. Powiedziała miękko:
- Pan będzie żył zawsze. Jest pan Wiecznościowcem. Czy to było pytanie, czy
stwierdzenie? Powiedział:
- Pani jest szalona. Starzejemy się i umieramy jak wszyscy ludzie.
- Może pan sobie mówić. - Jej głos zabrzmiał nisko, pieszczotliwie. Język
pięćdziesiątego tysiąclecia, który dla Harlana brzmiał zawsze szorstko i nieprzyjemnie, teraz
wydawał mu się melodyjny. Czy też to tylko pełny żołądek i perfumowane powietrze tak go
otumaniły.
Powiedziała:
- Możecie oglądać wszystkie epoki, zwiedzać wszystkie rejony. Chciałam pracować w
Wieczności. Czekałam bardzo długo, żeby mi pozwolili. Myślałam, że może zrobią mnie
Wiecznościowcem, a potem odkryłam, że tam są tylko mężczyzni. Niektórzy nie chcieli nawet
ze mną gadać, dlatego że jestem kobietą. I pan nie chciał ze mną rozmawiać.
- Wszyscy jesteśmy zajęci - wymamrotał Harlan, usiłując stłumić coś, co można by
określić jedynie jako tępą satysfakcję. - Byłem bardzo zajęty.
- Ale dlaczego w Wieczności nie ma kobiet?
Harlan nie mógł się odważyć na odpowiedz. Co powiedzieć? Wiecznościowców
dobierano z niezwykłą starannością, ponieważ musieli odpowiadać dwóm warunkom: po
pierwsze musieli mieć odpowiednie uzdolnienia, po drugie - wydobycie tych ludzi z Czasu nie
mogło wywierać ujemnego wpływu na Rzeczywistość.
Rzeczywistość! Oto słowo, którego nie wolno mu wspomnieć w żadnych
okolicznościach. Zdawał sobie sprawę z coraz silniejszego zawrotu głowy i na chwilę
przymknął oczy, żeby się pozbyć tego uczucia.
Ilu wspaniałych kandydatów pozostało w Czasie, ponieważ ich przesunięcie do
Wieczności oznaczałoby, że nie przyszłyby na świat dzieci, nie zmarliby pewni mężczyzni i
kobiety, nie zostałyby zawarte pewne małżeństwa, nie zaistniałyby pewne wydarzenia i
okoliczności, co spaczyłoby Rzeczywistość w stopniu, na jaki Rada Wszechczasów nie mogła
się zgodzić.
Czy może jej niektóre z tych rzeczy powiedzieć? Oczywiście, że nie. Czyż może jej
powiedzieć, że kobiety prawie nigdy nie kwalifikowały się do Wieczności, z jakiegoś powodu
bowiem, którego nie rozumiał (Kalkulatorzy może rozumieli, ale on na pewno nie),
wyłączenie z Czasu kobiety powodowało dziesięć do stu razy większe zniekształcenie
Rzeczywistości niż wyłączenie mężczyzny.
Wszystkie te myśli mieszały mu się w głowie, gubiąc się, wirując i łącząc w luzne
skojarzenia, co wywoływało groteskowe, nie całkiem zresztą nieprzyjemne efekty. Noys
zbliżyła się do niego z uśmiechem.
Słyszał jej głos jak szmer wiatru.
- Och, wy, Wiecznościowcy! Jesteście tacy tajemniczy. Nie chcecie się niczym
dzielić. Zróbcie mnie Wiecznościowcem.
Jej głos był teraz dzwiękiem, który nie rozpadał się na poszczególne słowa, subtelnie
modulowaną melodią, która przenikała do jego umysłu.
Pragnął jej powiedzieć: w Wieczności nie ma nic wesołego. My pracujemy! Badamy
wszystkie szczegóły wszystkich epok od początku Wieczności aż do dnia, gdy Ziemia będzie
pusta, próbujemy zbadać wszystkie nieskończone możliwości, wszystkie co by było,
gdyby..." i wybrać co by było", które jest lepsze od istniejącego; szukamy momentu w
Czasie, kiedy można dokonać małej Zmiany, by spleść to, co jest, z tym, co mogłoby być, by
otrzymać nowe, jest", a wtedy szukamy nowego mogłoby być", stale i stale, i tak jest od
[ Pobierz całość w formacie PDF ]