[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spojrzenia w otaczający ich mrok. Wreszcie Tsotha odprawił ich, a oni pospiesznie rzucili się do
drzwi, jakby w obawie, że ciemność może przybrać namacalny kształt i skoczyć im na
plecy. Gdy Tsotha zwrócił się do Conana, król zauważył, że oczy czarownika świecą w
ciemnościach, a jego zęby przypominają wilcze kły, biało połyskujące w mroku.
%7łegnaj więc, barbarzyńco zadrwił czarnoksiężnik. Muszę jechać do Shamaru
dopilnować oblężenia. Za dziesięć dni będę z moimi wojownikami w twoim pałacu w
Tarantii. Co mam przekazać od ciebie twoim kobietom, zanim zedrę z nich atłasowe skóry na
zwoje do spisania kroniki zwycięstwa Tsotha lanti?
Conan odpowiedział grubym cymeryjskim przekleństwem, wypowiedzianym z siłą zdolną
rozerwać bębenki w uszach zwykłego człowieka. Tsotha uśmiechnął się blado i odszedł.
Cymeryjczyk dostrzegł jeszcze zarys podobnej do sępa sylwetki za grubymi prętami
opadającej kraty, potem szczęknęły masywne drzwi i zapanowała śmiertelna cisza.
3
Kroczył Lew przez czeluście piekielne,
Cienie kładły się przed nim ponure
Licznych widm bezkształtnych, w mroku przyczajonych
Potworów o ohydnych paszczach rozdziawionych.
Od ich wrzasków i wycia zadrżały ciemności
Gdy skradał się Lew przez piekielne czeluści.
(ze starej ballady)
Król Conan sprawdził pierścień w ścianie i łańcuch, którym go przykuto. Kończyny miał
wolne, lecz wiedział, że nawet jego stalowe mięśnie nie zerwą tych pęt. Ogniwa łańcucha
miały grubość kciuka i były przymocowane do stalowej sztaby obejmującej go w pasie
szerokiej na dłoń i grubej na pół cala. Sam ciężar tych okowów mógłby zabić człowieka
słabszego od barbarzyńcy. Kłódki spinające sztabę z łańcuchem były niezwykle solidne i
nawet młotem kowalskim z trudem dałoby się je rozbić, zaś pierścień w murze najwidoczniej
przechodził przez ścianę i był przytwierdzony po jej drugiej stronie.
Conan zaklął i poczuł przypływ niepokoju, gdy spojrzał w ciemność napierającą na półkole
przyćmionego światła. W jego duszy tkwiły wszystkie przesądy barbarzyńcy, nietknięte
logiką cywilizowanych ludzi. Jego wyobraznia zaludniała mroki podziemi groznymi
kształtami. Ponadto rozsądek podpowiadał mu, iż nie umieszczono go tutaj jedynie w celu
odosobnienia. Zwycięzcy nie mieli powodu oszczędzać go. Został wtrącony do tych lochów,
by w nich zginąć. Przeklinał się za to, że odrzucił propozycję wrogów, choć jego rogata dusza
buntowała się na samą myśl o tym; wiedział, że gdyby go stąd wyprowadzono i powtórnie o
to zapytano, odpowiedziałby im tak samo, jak przedtem. Nie mógł sprzedać swoich
poddanych rzeznikowi. A przecież gdy sięgał po koronę, czynił to jedynie z myślą o własnych
korzyściach. Oto jak nawet rabuś i awanturnik może niepostrzeżenie zacząć poczuwać się do
odpowiedzialności za losy swych poddanych.
Conan pomyślał o ostatniej, okropnej pogróżce Tsothy i jęknął z nieopisanej wściekłości,
wiedząc, że nie były to czcze pogróżki. Czarnoksiężnik traktował kobiety i mężczyzn tak, jak
naukowiec traktuje wijącego się robaka. Miękkie, białe dłonie, które pieściły króla, pąsowe wargi
przywierające do jego warg i alabastrowe piersi drżące od jego płomiennych
pocałunków miały być odarte z delikatnej skóry, białej jak kość słoniowa i różowej jak
płatki róż& Z ust Conana wydarł się okrzyk tak przerazliwy i nieludzki od szaleńczej
wściekłości, że ktoś, kto by go usłyszał, przeraziłby się, dowiadując, iż ten dzwięk wydobył
się z ludzkiego gardła.
Wibrujące echa sprawiły, że barbarzyńca drgnął i uświadomił sobie własną sytuację.
Spojrzał z obawą na mrok za kręgiem światła, wspominając wszystkie ponure opowieści,
jakie słyszał o wyrafinowanym okrucieństwie czarnoksiężnika. Dreszcz przebiegł mu po
krzyżu, gdy uświadomił sobie, iż musi się znajdować w tych opisywanych przez mrożące
krew w żyłach legendy Komnatach Trwogi; tunelach i lochach, w których Tsotha dokonywał
straszliwych doświadczeń ze zwierzętami, istotami ludzkimi oraz jak szeptano z
demonami, igrając bluznierczo z samą istotą życia. Plotka głosiła, że szalony poeta Rinaldo
odwiedził te lochy, a mag pokazał mu niewyobrażalne okropieństwa i potworności, o czym
bard napomykał pózniej w tym strasznym poemacie Pieśń lochu , który nie był jedynie
wytworem wyobrazni chorego umysłu. Topór Conana uwolnił go od choroby tej nocy, kiedy
król musiał walczyć o życie ze skrytobójcami, sprowadzonymi podstępnie do pałacu przez
szalonego wierszokletę, jednak wstrząsające słowa tej ponurej pieśni nadal rozbrzmiewały w uszach
przykutego do ściany władcy.
W chwili gdy Cymeryjczyk pomyślał o tym, usłyszał cichy szmer, który sprawił, że krew
zastygła mu w żyłach. Król zamarł w napiętym oczekiwaniu, wytężając słuch aż do bólu.
Poczuł jakby lodowata dłoń przesunęła mu się po plecach. Rozpoznał nieomylnie dzwięk
giętkich łusek cicho ślizgających się po kamieniu. Zimny pot wystąpił mu na czoło, gdy tuż za kręgiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]