[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niej nikogo, póki nie dotrze tu Aaron.
Ponieważ Eve postanowiła, by traktować obie rodzące kobiety tak, jak
traktowałaby grozne, ranne zwierzę, poklepała Mavis po dłoni.
- Jasne. Nie ma sprawy. Już idę.
Pchnęła drzwi i ujrzała przed sobą całkowicie nagą kobietę w zaawansowanej
ciąży. Pielęgniarki pomagały jej właśnie włożyć krótką, niebieską koszulę.
- Jezu. - Eve zasłoniła oczy ręką. - Przepraszam. Mavis chciała mieć pewność, że
z tobą wszystko w porządku.
- Och, nie martw się o mnie. - Głos Tandy brzmiał wesoło i beztrosko. - Powinnaś
być teraz z nią.
- Nie ma sprawy. Już do niej idę.
- Och, Dallas. Czy mogłabyś znów skontaktować się z Aaronem? Upewnić się, że
jest w drodze?
- Jasne. - Odwróciła się, wyszła i w porodówce ujrzała nagą Mavis. - Błagam na
wszystkie świętości, czy ktoś mógłby przykryć czymś te kobiety?
Mavis zachichotała, kiedy Dolly włożyła jej przez głowę szeroką, niebiesko -
różową koszulę.
- Czy u Tandy wszystko w porządku? Czy Leonardo już tu idzie? A Aaron?
- Czuje się świetnie. Zaraz sprawdzę. Rozpaczliwie pragnąc stamtąd uciec, Eve
wybiegła na korytarz. Tam ustaliła, że Aaron właśnie wsiadł do taksówki, a
Leonardo właśnie zakończył rejestrować Mavis.
- Odwagi - powiedziała sobie i wróciła do przyjaciółki.
- Ej! Podłączyli mnie do aparatury! - Mavis siedziała na łóżku, zaróżowiona z
przejęcia. - Widzisz, ten przyrząd sprawdza bicie serca dziecka, a tamten
zapisuje skurcze.
Dolly włożyła rękawiczkę.
- Zbadamy szyjkę macicy. Boże, miej litość.
- Zaczekam na korytarzu.
- Nie, nie zostawiaj mnie! - Mavis wyciągnęła rękę. Pogodzona z tym, że Bóg nie
ma litości, Eve ujęła dłoń przyjaciółki, kiedy ta przyjęła odpowiednią pozycję.
- Leonardo już tu idzie - powiedziała Eve, utkwiwszy wzrok w twarzy
przyjaciółki.
- Jakieś trzy centymetry - ogłosiła Dolly. - Masz jeszcze mnóstwo czasu, więc
odpręż się. Zawołaj mnie, jeśli będziesz czegoś potrzebowała. A ty nazywasz się
Dallas, prawda? - Tak.
- Przynieść ci coś?
- Dużą lampkę czerwonego wina. Dolly się roześmiała.
- Och, nie, żadnego alkoholu, póki nie urodzi się dziecko. Co powiesz na
filiżankę herbaty?
Eve już chciała poprosić o kawę, ale przypomniała sobie, że szpitalna lura jest
równie ohydna jak ta, którą serwują w komendzie.
- Macie tu pepsi?
- Naturalnie.
- Rogaliczku! - zawołała Mavis, kiedy wszedł Leonardo, niosąc ogromny wazon
żółtych róż. Za nim skradali się Roarke z Summersetem - Och, przyniosłeś mi
kwiaty, a ja jeszcze nie urodziłam dziecka.
- Są jak promienie słoneczne, więc możesz na nie patrzeć, póki dzidziuś nie
pojawi się na świecie. - Nachylił się i delikatnie pocałował ją w czoło. -
Dobrze się czujesz? Przynieść ci lodowe chipsy, piłkę? Chcesz posłuchać muzyki?
- Jest niesamowicie. Rozwarcie trzy centymetry. Tak się cieszę, że tu jesteś.
Tak się cieszę, że wszyscy tu jesteście. Tak to sobie wyobrażałam. Summerset,
czy byłbyś tak dobry i został z Tandy póki... Och! Kolejny skurcz.
Ponieważ Leonardo krążył wokół Mavis, Eve cofnęła się i szepnęła Roarke'owi:
- Widziałam je obie nago i teraz śmiertelnie się boję. Brzuch kobiety nie jest
stworzony do tego, żeby aż tak się rozciągnąć.
- Bardziej się martwię inną częścią ich ciała, która będzie musiała się
rozciągnąć.
- Och, błagam.
- Nie było tak zle - powiedziała radośnie Mavis, a potem rzuciła tkliwe
spojrzenie swojemu mężczyznie. - Misiaczku! Pamiętasz, o co mnie prosiłeś
wcześniej? W zeszłym tygodniu, w zeszłym miesiącu i dwa miesiące temu? Ujął jej
obie ręce i przycisnął je do serca.
- Aniołku!
- Tak!
Eve odwróciła wzrok, kiedy oddali się namiętnemu pocałunkowi, który
prawdopodobnie był preludium do tego, czego konsekwencji byli teraz świadkami.
- Pobieramy się! - śpiewnie ogłosiła Mavis.
- Nie bujasz? - zapytała Eve.
- Nic a nic. Zwiążemy się na dobre i na złe.
- Od miesięcy proszę ją o rękę. - Twarz Leonarda błyszczała jak miedziany
księżyc. - I wreszcie! Zaprojektuję dla ciebie najwspanialszą suknię ślubną.
- Ależ nie, skarbie, musimy to zrobić teraz. Zanim urodzi się dziecko.
- Teraz?
- Wiem, że to słuszne. Wkrótce urodzi się dziecko, a chcę być twoją kochającą
żoną, kiedy zobaczymy je po raz pierwszy. Zgódz się, proszę.
- Przecież nie mamy pozwolenia, nie jesteśmy przygotowani.
Usta zaczęły jej się trząść.
- Ale to musi być teraz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]