[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wiem, że cierpiał. Bardziej niż ja. Ale nie chciał zrozumieć, że
nie poznawałam osoby, którą przywiózł do domu. To nie była
moja mama, ale jej cień.
- Miałaś cztery lata. Dziecko inaczej patrzy na świat. Widzi
tylko dobro i zło. To jest białe, tamto czarne.
93
Aż drgnęła. Chyba całe życie czekała, żeby ktoś jej
powiedział, że ambiwalentne uczucia, jakie żywiła do matki, nie
były niczym złym.
- Od tamtej pory urządzam bardzo uroczyste święta, by uczcić
jej pamięć, ale myślę... - przerwała i zaczęła drżeć.
- Mów dalej, Paige.
- Myślę, że jej nienawidzę. O Boże! Co ja mówię!
- Nienawidzisz tego wszystkiego, co było wynikiem jej
śmierci.
- Chyba masz rację. Nie mogę już słuchać, kiedy ojciec mówi
,,twoja matka" i opowiada mi kolejną historię albo znowu
porównuje mnie do niej.
I wtedy Rye zrozumiał, że do tej pory nie wiedziała, co to jest
zabawa. Zbyt szybko dorosła. Wyprawa na strzelnicę, do sali
gimnastycznej i dzisiejszy wypad były dla niej zupełnie nowymi
doświadczeniami. Czy kiedykolwiek działała spontanicznie? A
może pamięć o wcześnie przeżytej tragedii pozbawiła ją uroków
dzieciństwa? Starał się sam sobie wytłumaczyć, że nie może nic
zrobić i nie powinien angażować się emocjonalnie bez względu
na to, jak bardzo ją lubi.
Siedział więc bez słowa, pozwalając, by sama poradziła sobie
z tym problemem.
Paige była zawiedziona. Zawierzyła mu najgłębszą tajemnicę,
a on starał się utrzymać dystans. Żałowała, że powiedziała mu
wszystko.
- Wracajmy już - odezwała się. - Powinnam porozmawiać z
ojcem. Zapomniałam zupełnie, dlaczego tu jestem. Przecież
grozi mi niebezpieczeństwo.
Był zaskoczony, ale podniósł się natychmiast. Spojrzał na
zegarek, chciał coś powiedzieć, ale nagle odezwał się sygnał
jego pagera. Musieli poszukać telefonu.
- Nie zabrałbym cię tu, gdyby to było niebezpieczne -
odezwał się, nawiązując do jej wcześniejszej wypowiedzi.
- Nie mam do ciebie pretensji.
94
- Wiesz, że w tym przebraniu nikt by cię nie rozpoznał.
- Jestem zmęczona - zmieniła temat. - Jedźmy.
Patrzyła na niego, gdy rozmawiał przez telefon z pierwszej
napotkanej budki. Na jego twarzy pojawił się radosny uśmiech.
- Zostałem wujkiem - powiedział.
- Jesteś pewien, że możemy wejść do szpitala w tych strojach?
- zapytała, widząc reakcje ludzi na ich widok.
- Nie zostawię cię samej. Nie ma innego wyjścia. Bardzo chcę
zobaczyć dziecko.
Wszystkie napotkane osoby usuwały się im z drogi, patrząc na
nich z niesmakiem.
- To tu. Pokój 409.
Weszła za nim, bo nie miała innego wyboru.
- Bryan? - w głosie kobiety brzmiała niepewność, która po
chwili zmieniła się w głośny wybuch śmiechu. Rye pochylił się
nad nią i objął mocnym uściskiem.
- Gratuluję, siostrzyczko! Jak się czujesz?
- Wspaniale. Cudownie. - Uśmiechnęła się radośnie. -
Powiedz, co to za kostiumy?
Mężczyzna stojący w głębi pokoju podszedł, by go uściskać.
Rye odwrócił się i uśmiechnął się do Paige.
- To jest Harry. Harry, poznaj moją siostrę Kani i jej męża
Iaina MacKenzie.
- Harry? - powtórzyła Kani słabym głosem.
- Tak. - Im mniej będę mówić, tym lepiej, uznała Paige.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]