[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zadzwoń do mnie, nim wyjdziesz z pracy. Chciałbym przed wyjazdem zobaczyć się z Erin,
niezależnie od tego, co jej dziś powiemy. Ty decyduj. Zrobię to, co uznasz za stosowne.
Leslie nie rozumiała, co miął na myśli. O jaką decyzję chodziło? Czy mogli jeszcze rozważać wspólną
przyszłość? Gdyby chodziło o przelotny romans... Nie przeżyłaby kolejnego rozstania.
- Musimy zachować ostrożność. - Ta dwuznaczna uwaga odnosiła się do całej trójki noszącej
nazwisko 0'Keefe. Erin była najważniejsza, ale musieli także wziąć pod uwagę swoje zbolałe serca i
dusze, a także kruchą wewnętrzną równowagę kochanków, zagrożoną gwałtownym uczuciem.
Lelie skuliła się nagle w objęciach Bena. Musiała go o coś zapytać. Ta wątpliwość dręczyła ją od lat.
- Odpowiedz mi na jedno pytanie - szepnęła, nie podnosząc wzroku.
- Mów - rzucił krótko, ale daremnie czekał, aż Les przemówi. - Spójrz mi w oczy i zapytaj.
- Dokąd poszedłeś, kiedy się rozstaliśmy? - rzuciła zduszonym głosem i podniosła głowę. Ben
zmarszczył brwi.
- Przed separacją?
- Tak.
- Do Sebastiana.
Leslie zachwiała się niespodziewanie. Upadłaby na podłogę, gdyby jej nie "podtrzymał.
- Czemu pytasz? O co mnie podejrzewałaś?
, - Sama nie wiem. W głowie mi się mąci. - Odetchnęła z ulgą. - Bałam się spytać. Pomyślałam...
- Że zamieszkałem u kochanki?
- Wcześniej marnie się między nami układało. Sądziłam, że znalazłeś sobie...
- Uważasz mnie za lekkoducha, który bez wahania przeskakuje z łóżka do łóżka? - dopytywał się Ben
z oburzeniem.
- Nie wracajmy do tego. Strach ma wielkie oczy, a Sebastian okazał się bardzo dyskretny - odrzekła
Leslie pojednawczym tonem.
- Wcale o to nie prosiłem! Obiję mu mordę, jak wróci. Zresztą... wtedy bardzo mi pomógł. Byłem
zupełnie sam. Gdyby nie on, zwariowałbym z rozpaczy.
- Dość wspomnień. - Leslie uśmiechnęła się pogodnie. - Muszę wracać, bo koledzy wyślą po mnie
patrol i na sygnale zawiozą do komisariatu. Zadzwonię. Wieczorem przyjedź do nas.
Ben pocałował ją czule. Les zrobiło się ciepło na sercu. Gdy wróciła do pracy, na biurku stał już wielki
pęk różowych tulipanów.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Gdy Ben przyjechał z wizytą, atmosfera w domu Leslie daleka była od rodzinnego szczęścia.
Otworzyła mu Carly. Spojrzała na gościa przepraszająco i bez słowa skinęła ręką, dając znak, by
poszedł za nią do kuchni, skąd dobiegał głos Leslie. Mówiła coś do córki, która stała przed nią z
ponurą miną i ramionami splecionymi na piersi.
- Teraz wiesz już wszystko. Niczego przed tobą nie ukryłam - oznajmiła cierpliwie Leslie.
- W takim razie czemu niektórzy mają cię za tchórza i twierdzą, że kolega został postrzelony, bo zbyt
późno pociągnęłaś za cyngiel?
- Nie mogłam strzelić, ponieważ dziecko wybiegło z domu i zasłoniło mi cel. Już o tym mówiłam,
kochanie.
- To jest twoja wersja...
- Dość - rzucił Ben, stając obok Les. Rzucił Erin karcące spojrzenie. - Zarzucasz matce kłamstwo?
Pomyśl dwa razy, nim się na to odważysz.
- Szkoła trzęsie się od plotek na temat strzelaniny podczas interwencji mego patrolu. Rodzice paru
uczniów pracują w policji. Sporo się mówiło o tej sprawie - wyjaśniła Leslie.
- Koledzy dokuczali ci z powodu tamtego wydarze-
nia? - zapytał Ben, kładąc dłonie na ramionach dziewczynki.
- Tak. Szemrali, gdy przechodziłam, i pytali, czy cała nasza rodzina jest tchórzem podszyta.
0'Keefe bez słowa przytulił córkę. -
- Co odpowiedziałaś? - zapytał po chwili. N... Nic - wyjąkała Erin.
- Czemu?
- Nie dali mi dojść do słowa - zawołała dziewczynka rozpaczliwie i wtuliła twarz w marynarkę ojca.
Potem wyrwała się i pobiegła do swego pokoju. Rodzice westchnęli ciężko. Dla małej nastał trudny
okres.
Milczenie się przedłużało.
- Zastanawiałaś się nad tym, co sobie dzisiaj powiedzieliśmy? Chciałabyś sprawdzić, dokąd nas to
może zaprowadzić?
- Boję się o tym myśleć.
- Gdzie się podział mój odważny tygrysek? - zapytał Ben, obejmując dłonią kark Leslie. Mówił cicho
i kątem oka zerkał na drzwi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]