[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pistolet z hałasem upadł na beton.
Sam nie tracił ju\ ani sekundy. W dwóch susach dopadł faceta, złapał go za kołnierz i
przyło\ył mu lufę do policzka. Był naprawdę dumny z Edie.
Chyba zrobiłeś błąd, biorąc ją na zakładniczkę, Trotter powiedział.
Szkoda, \e nie wy waliłem was oboje z roboty, kiedy była taka okazja warknął
tamten.
Edie, dobrze się czujesz? zapytał Sam.
Była wesolutka jak szczygiełek i podskakiwała, udając zapaśnika na ringu.
No to wyjmij telefon z mojej kieszeni na biodrze i wybierz 911. Poproś, \eby cię
połączyli z inspektorem Timmonsem, a jak się zgłosi, to powiedz mu, \e święty Mikołaj ma
dla niego świąteczną niespodziankę, która czeka w magazynie u Carmichaela.
Sam jest gliną, Sam jest gliną, śpiewało jej w duchu. Powinna była się tego domyślić. A
więc nie popełniła błędu, \e się w nim zakochała.
Ju\ trzy godziny czekała na ławce w komisariacie, a\ Sam wszystko załatwi. Ona zło\yła
ju\ zeznanie, a teraz chciała porozmawiać z nim o przyszłości i o wielu innych wa\nych
sprawach.
Jej zdenerwowanie wzrastało.
Wreszcie Sam wyszedł na korytarz. Był zupełnie odmieniony. Bez przebrania, z bronią
przy boku i odznaką policyjną na piersi wydał jej się szczególnie silny, męski i pociągający.
Serce zabiło jej mocniej.
W pierwszej chwili jej nie zauwa\ył, rozmawiał z jakimś oficerem.
Jej zdenerwowanie zamieniło się w lęk. W głowie pojawiły jej się nagle dziesiątki pytań.
Co będzie, je\eli oka\e się, \e on jej nie chce? Co będzie, je\eli ona wszystko popsuła?
Edie nie była jednak osobą, która siedzi bezradnie z zało\onymi rękami i czeka, co
przyniesie los. Ona była kimś, kto chwyta byka za rogi.
Sam skończył rozmowę i ruszył do wyjścia. Wokoło dzwoniły telefony, stukały
klawiatury komputerów, słychać było wiele głosów, lecz Edie prawie tego wszystkiego nie
słyszała, tak głośno waliło jej serce. Wstała z miejsca i zagrodziła mu drogę.
Sam.
Edie.
Z niepokojem badała wzrokiem jego twarz, szukając jakiegoś znaku.
Czekałaś tyle czasu uśmiechnął się blado.
Chciałam z tobą porozmawiać.
Dobrze się składa, bo ja te\ chciałem.
Naprawdę?
Czy ty zdajesz sobie sprawę, jak głupio i lekkomyślnie się dzisiaj zachowałaś? Jego
rysy stwardniały. Wcią\ nie mogę uwierzyć, \e tak po prostu zaczęłaś Trottera pouczać.
Nale\ało mu się. Edie dumnie wystawiła brodę do przodu.
To niebezpieczny człowiek, był uzbrojony. Nie pomyślałaś o tym?
Tylko o jednym byłam wtedy w stanie myśleć.
I co to było?
Myślałam o tym, \e ten drań usiłuje wrobić tamtych chłopaków. Przecie\ trzeba go było
pociągnąć do odpowiedzialności. Nie mogłam siedzieć spokojnie i patrzeć na to obojętnie.
Tylko głupcy działają pochopnie mruknął Sam pod nosem.
Edie poczuła się boleśnie dotknięta. Czy\by uwa\ał ją za głupią?
Czy czegokolwiek cię to nauczyło?
O co ci chodzi?
śeby nie mieszać się w sprawy, o których niewiele wiesz.
Teraz mogę ci się przyznać, \e miałam niezłego pietra.
Sam uśmiechnął się nieznacznie.
No to jesteś dobrą aktorką; wyglądałaś, jakby nic cię to wszystko nie ruszało, a Trottera
zupełnie zbiłaś z tropu. Podczas przesłuchania ciągle powtarzał, \e niesamowita z ciebie
dziewczyna i \e na niego krzyczałaś.
Naprawdę?
Masz wielkie oczekiwania w stosunku do ludzi, Edie Preston zauwa\ył.
Błysk w jego oku stanowił dla Edie dobry znak.
Czy odwiezć cię do domu?
Myślałam, \e nigdy o to nie zapytasz.
Chodzmy. Sam otoczył ją ramieniem i wyszli na ulicę.
Edie wiele by dała, \eby mieć teraz przy sobie przybory do makija\u i móc trochę zadbać
o swój wygląd. Poza tym nadal ubrana była w strój elfa i podzwaniała tymi cholernymi
dzwoneczkami. Była pewna, \e nie dodaje jej to seksapilu. Wcią\ nie padło między nimi ani
jedno słowo o tym, co najwa\niejsze.
Edie, chciałbym, \ebyś wiedziała, \e ostatnie pięć tygodni, kiedy razem pracowaliśmy,
były dla mnie bardzo wa\ne zaczaj Sam, kiedy dochodzili do samochodu.
Dla mnie te\ szepnęła.
Jesteś wspaniałą dziewczyną. Edie przygryzła wargi w oczekiwaniu dalszego ciągu,
który mógł być bolesny. Jesteś wspaniałą dziewczyną, ale... Wiem, \e zasługujesz na kogoś
lepszego ni\ ja. Miałem cię\kie dzieciństwo, wychowałem się na ulicy, gdyby nie ciotka
Polly mo\e całkiem zszedłbym na psy. Zresztą, po co te dygresje? Jestem policjantem, wcią\
dotykam ciemnych stron \ycia. Ty jesteś optymistką, jesteś jasna, czysta, niewinna. Boję się,
\e...
Czego się boisz? nie dała mu dokończyć.
Nie była pewna, czy jej się zdaje, czy w oczach Sama rzeczywiście dostrzegła łzy.
Boję się, \e jeśli zaczniemy się ze sobą spotykać, zniszczę to, co najbardziej w tobie
kocham twoją głęboką wiarę w człowieka.
Edie wstrzymała oddech, nie mogąc uwierzyć w to, co powiedział. Więc Sam naprawdę
ją kocha?
Wspięła się na palce i pogłaskała go po włosach.
Nie wygłupiaj się, świetnie do siebie pasujemy. Ja potrzebuję twojego chłodnego
realizmu w równym stopniu, jak ty potrzebujesz mojego optymizmu. Przez ten krótki czas ju\
tyle nauczyłeś mnie o \yciu, Sam.
Ty mnie te\.
Przez tyle lat wszyscy traktowali mnie jak dziecko. Faceci mnie nie podrywali, nie
oglądali się za mną na ulicy. Wszyscy wiedzieli, \e jestem grzeczną dziewczynką. Dopiero
przy tobie poczułam się kobietą, \ywą, zmysłową, atrakcyjną. Dzięki tobie nabrałam odwagi,
nauczyłam się podejmować ryzyko, zaczęłam doświadczać prawdziwego \ycia. Nie
wyobra\asz sobie, jakie to wspaniałe uczucie.
Naprawdę? Kiwnęła głową.
Zaczerwienił się na ten komplement.
Ja dzięki tobie te\ bardziej czuję się mę\czyzną przyznał. Ostatnią rzeczą, o którą
bym siebie posądzał, było to, \e się w tobie zakocham.
Więc jesteś we mnie zakochany? Wzruszenie dławiło ją w gardle.
No jasne, \e tak odburknął. Przecie\ dlatego tak bardzo starałem się z tobą zerwać.
Zawsze tak robisz, kiedy się zakochasz? Uciekasz?
Bałem się, \e nie spełnię twoich oczekiwań, \e cię zawiodę. Ciotka Polly zawsze tak
wiele ode mnie wymagała, moja ostatnia dziewczyna tak samo. Nie mogę dać ci nic więcej,
ni\ to, co teraz widzisz, Edie. Wez mnie takiego, jaki jestem, na dobre i na złe. Sam
rozpostarł ramiona.
Edie instynktownie wiedziała, \e był to dla niego bardzo trudny gest odsłonił się przed
nią, czekał na jej decyzję.
A jeśli powiem zgoda ?
Wtedy zabieram cię do mojego domu.
No to zgoda, zgoda, po tysiąc razy zgoda.
Pijana szczęściem, wsiadła do samochodu Sama i zapięła pas.
Kiedy doje\d\ali do jego domu w barwnej, wielokulturowej dzielnicy, przyszło jej do
głowy, \e bardzo chciałaby tu mieszkać.
Sam zatrzymał samochód przed domem, wysiadł i pomógł wysiąść Edie. Potem na rękach
wniósł ją do domu i delikatnie posadził na kanapie. Włączył radio, z którego popłynęła
nastrojowa, świąteczna piosenka.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]