[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Porozmawiam z nią jutro rano - oznajmił. - Jeśli pozwolisz, pójdę już do
siebie. Moje stare ciało domaga się kąpieli i solidnego odpoczynku.
Klepnął Simona w ramię.
- Wiem, że jest ci trochę niezręcznie, chłopcze - powiedział. - Gościsz pod
swoim dachem wroga...
Simon nie pozwolił mu dokończyć zdania.
- Przede wszystkim - powiedział - jesteś moim ojcem. Błagam Boga, aby
żaden z nas o tym nie zapomniał.
Spoglądali na siebie dłuższą chwilę. Ciągle mieli w pamięci spór, który
przed laty ich rozdzielił. Potem Fulwar pokiwał wolno głową.
- Niech tak będzie - powiedział.
Następnego dnia Anne wstała wcześnie i zeszła do pta-szarni. Trawa była
mokra, a nad polami hrabstwa Oksford unosiła się gęsta mgła. Anne założyła
grubą rękawicę, wzięła sokoła na rękę i wyszła z nim na łąkę. %7łołnierze Simona
obserwowali ją z daleka, ale nikt nie próbował jej zatrzymać. Chyba już pomału
przywykli do tego, że piękna hrabianka chodzi, dokąd zechce. W ciągu
minionych kilku miesięcy stosunki panujące w Grafton zmieniły się niemal nie
do poznania. %7łołnierze nie stronili od domowników i chętnie gawędzili z nimi
podczas wspólnej pracy. Jeden z sierżantów Simona nawet zalecał się do
dziewczyny z pobliskiej wsi.
Anne wypuściła sokoła i patrzyła, jak ptak wzbija się coraz wyżej.
Poszybował ponad drzewami, patrolując z góry zachodnią granicę majątku.
Zwykle podczas porannego treningu sokołów towarzyszyła jej Muna. Dziś
jednak jej nie było. Hrabia Harington chciał poznać ją trochę bliżej. Muna -
chociaż była mocno zdenerwowana - postanowiła zjeść śniadanie w jego
towarzystwie. Na myśl o tym Anne uśmiechnęła się w duchu. Jeśli Fulwar był
przekonany, że Henry Greville wybrał sobie na żonę szarą myszkę, to grubo się
pomylił.
Anne ze zdumieniem dowiedziała się, że Fulwar wyraził zgodę na ślub
Henry'ego z Muną. Zawsze myślała, że hrabia Harington będzie szukał dla
swoich synów jakiejś dobrej partii. Ale zachowanie Fulwara wielokrotnie
bywało dla niej zagadką. Ostatnio usłyszała, że w drodze do Grafton ogier
hrabiego nagle zaczął kuleć. Fulwar z czułością zajął się zwierzęciem i
wyciągnął mu cierń z kopyta. Pod pozorną szorstkością hrabiego kryło się złote
serce.
Skrzypnięcie otwieranej bramy wyrwało dziewczynę z zadumy.
Odwróciła się i zobaczyła nadchodzącego Ful-wara, w towarzystwie Muny i
Henry'ego. Muna niosła sokoła. Henry zabrał ją na drugą stronę pola, żeby
kontynuować trening. Anne westchnęła ciężko. Wyglądali na zakochanych i
bardzo szczęśliwych.
Fulwar podszedł do niej. Pomyślała sobie, że tak mógłby wyglądać Simon
za jakieś trzydzieści lat, kiedy nieubłagany upływ czasu da mu się we znaki.
Fulwar Greville miał siwe, ale wciąż gęste włosy i żwawy chód, chociaż na jego
twarzy rysowały się głębokie zmarszczki. Nagle Anne zapragnęła spędzić
kolejne trzydzieści lat z synem Fulwara. To byłyby lata pełne niesamowitych
przeżyć, pomyślała. Lata namiętności, ciepła i silnych uczuć, w odróżnieniu od
dręczącej ją teraz samotności. Potrzebowała miłości i opieki. Chciała założyć
rodzinę, z którą mogłaby przeżywać dobre i złe chwile. Potrzebowała kogoś, by
w nadchodzących dniach śmiać się z nim albo płakać... Tym kimś był właśnie
Simon Greville. Przez ostatnie tygodnie patrzyła, jak naprawiał całe zło, które
pozostawił po sobie Gerard Malvoisier. Podziwiała go za to, że tak bardzo dba o
ludzi i ziemię. Cztery lata temu była w pełni gotowa przysięgać mu wierność. A
potem wszystko się zmieniło i dawny świat legł w gruzach.
- Twoja kuzynka szybko się uczy - z uznaniem powiedział Fulwar,
podchodząc do Anne. Przez chwilę patrzył, jak Muna ze spokojem puszcza
sokoła.
- To dobra dziewczyna, słodka i posłuszna. Nie przypuszczałem, że mój
młodszy syn ma w sobie dość rozsądku, żeby dokonać właściwego wyboru.
- Cieszę się, że tak mówisz, panie - odpowiedziała Anne, chociaż zdziwiły
ją słowa hrabiego. Jeżeli Muna przekonała przyszłego teścia o swoim
posłuszeństwie, to musiała być bardziej sprytna niż wszystkim się zdawało.
W błękitnych oczach Fulwara migotały wesołe ogniki. Hrabia
przypatrywał jej się z rozbawieniem.
- Coś nie wyglądasz na zadowoloną, lady Anne. Czyżby Greville nie był
wystarczająco dobry dla twojej kuzynki?
Anne roześmiała się.
- Niejedna chciałaby być godna Henry'ego Greville'a, milordzie! A Muna
w pełni zasługuje na prawdziwe szczęście. - Wzruszyła ramionami. - Henry na
pewno będzie dla niej dobrym mężem. Martwię się tylko o ich poglądy.
Zagwizdała na sokoła i po chwili ptak zręcznie wylądował na jej
wyciągniętej ręce. Anne pogłaskała go po głowie. Sokół zakwilił krótkim,
urywanym głosem.
- To samica, prawda? - zamruczał Fulwar - Traktujesz ją jak maskotkę.
Sokół odwrócił łepek i spojrzał na niego swoimi złowrogimi,
jasnożółtymi oczami. Anne uśmiechnęła się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]