[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mnie z pierwszych drzwi po prawej stronie, tam też zapukałem i usłyszałem wreszcie
ciche proszę .
Znalezliśmy się w dużej kuchni wiejskiej, z wielkim piecem, stołem jadalnym, kre-
densem. Przy stole siedziała kobieta lat chyba około trzydziestu i dwoje dzieci pię-
cioletnia dziewczynka i ośmioletni chłopiec. Cała ta trójka patrzyła na nas z wyraznym
strachem.
Czy jesteście. . . z milicji? zapytała kobieta, jak gdyby z pewną nadzieją w gło-
sie.
Nie odparłem a pani może czeka na milicję?
Tak tylko zapytałam wyjąkała kobieta.
323
Wyglądała na przestraszoną. Również i dzieci patrzyły na nas z przerażeniem.
Mamy pewną sprawę do pani męża wyjaśniłem, uśmiechając się pogodnie,
aby uśmierzyć jej strach.
Męża nie ma w domu. Wyjechał wozem do Ukty wyrecytowała, nie patrząc
na nas, ale na dzieci, wzrokiem nakazując im milczenie.
Wielki Bóbr zbliżył się do okna i wyjrzał na podwórze.
Wozem pojechał? zdumiał się. Przecież widzę wóz koło stodoły?
Mamy dwa wozy. Pojechał drugim, po nawozy sztuczne pośpieszyła z wyja-
śnieniem kobieta.
Zauważyłem, że ręce jej drżą ze zdenerwowania i ciągle nakazująco spogląda na
dzieci.
A kiedy wróci mąż? zapytałem.
Wieczorem. Póznym wieczorem. Jeśli panowie mają do niego jakąś sprawę, to
może przyjedziecie jutro rano recytowała jak wyuczoną lekcję.
Uśmiechnąłem się znowu.
A pani nie jest ciekawa, jaką sprawę mamy do męża?
324
Nie. Ja o niczym nie chcę wiedzieć niemal krzyknęła, jakby broniąc się przed
nami. Mąż mnie w swoje sprawy nie wprowadza, ja o niczym nie wiem. I w ogóle to
ja nie mam czasu. Niech panowie już sobie jadą.
Czemu się pani tak denerwuje? wzruszyłem ramionami. Jeśli nie ma męża,
to przyjedziemy jutro rano.
Odetchnęła z ulgą jak ktoś, kto zrzuca z pleców jakiś wielki ciężar.
Czy nikt nie przyjeżdżał dziś do męża samochodem? zapytał Wielki Bóbr.
Nikogo nie było. Tylko panowie odrzekła kobieta. Mrugnąłem znacząco do
Wielkiego Bobra, aby już nie pytał i dałem pozostałym znak, aby wyszli z kuchni.
Do widzenia pani powiedziałem. Przyjedziemy jutro rano.
Tak, tak, bardzo proszę rozpogodziła się kobieta.
Wsiedliśmy do wehikułu i wyjechałem z podwórza na pełną wądołów drogę.
Czy mój brat, Szara Sowa odezwał się milczący dotąd Winnetou potrafi
powiedzieć, ile samochodów przyjechało dziś do zagrody bladej twarzy nazwiskiem
Makulski?
Przynajmniej trzy stwierdziłem.
325
Szara Sowa jest bystry mruknął z uznaniem Winnetou.
Monika zaśmiała się.
Już wiem, kogo mi brakowało w naszym towarzystwie.
Kogo? zainteresowałem się.
Old Shaterhanda zawołała, śmiejąc się. Ciekawa jestem, skąd wy możecie
wiedzieć, ile samochodów odwiedziło dziś Makulskiego?
To nietrudno odgadnąć wyjaśniłem. Samochody wjeżdżały w kałuże wody
i w błoto, a potem na suchym miejscu pozostawiały ślady opon.
Hm chrząknęła Monika może i macie rację. Ta kobieta zresztą zachowy-
wała się bardzo podejrzanie. Czego się bała? I czy rzeczywiście chcecie tu powrócić
dopiero jutro?
Nie, miła panienko powiedział Wielki Bóbr. Gdy wychodziliśmy z domu
Makulskiego, słyszałem wyraznie rżenie koni w stajni. Makulski nigdzie nie wyjechał.
Jest w domu. Ukrywa się przed nami.
Wielki Bóbr się myli pokręciłem głową. Makulski nie ukrywa się przed
nami, ale znajduje się w rękach Niewidzialnych albo Batury. Oni są w domu. Więżą
326
Makulskiego i dlatego ta kobieta tak bardzo chciała, żebyśmy odjechali. Oni jej za-
grozili, że jeśli zdradzi przed nami ich obecność, rozprawią się z jej mężem. Czy nie
wyczuliście, z jaką nadzieją zapytała, czy nie jesteśmy z milicji? Bo milicji prawdopo-
dobnie zdradziłaby swoją sytuację, ale nam nie ufała. Dlatego zdecydowałem opuścić
jej dom. Nie chcę ich narażać na niebezpieczeństwo.
Ale chyba nie pozostawimy Makulskich w rękach bandziorów? zauważyła
Monika.
Oczywiście, że nie przytaknąłem i raptem skręciłem wehikułem w taki sposób,
że stanął on w poprzek leśnej drogi, prowadzącej do szosy. Las w tym miejscu rósł
gęsto i nie było mowy, aby przejechać między drzewami, a wehikuł tarasował drogę.
Od tej chwili nikt nie mógł ani podjechać samochodem do zagrody Makulskiego, ani
jej opuścić.
A jeśli istnieje jeszcze inna droga? zatroskał się Wielki Bóbr.
Nie widziałem innej drogi powiedziałem a poza tym musimy zaryzykować.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]