[ Pobierz całość w formacie PDF ]

które umożliwi nam podjęcie walki i zapewni zwycięstwo. Proszę niech mi pan uwierzy.
- Darek, znam ciebie dobrze i wiem, że nigdy nie rzucałeś słów na wiatr. Gdyby
istniała taka możliwość, to jasne, że jestem tym zainteresowany. Tylko na boga, jak chcesz to
zrobić?
- Mam swoje sposoby - odparł Darek zagadkowo. - Kiedy jesteście w stanie osiągnąć
gotowość do ewakuacji?
- Z całością sprzętu najwcześniej na jutro.
- Niech pan zapomni o sprzęcie. Ewakuujemy tylko ludzi z rzeczami osobistymi. Całe
wyposażenie i broń może zostać w bazie.
Nie będzie nam potrzebne.
- To jak mamy walczyć? Będziemy na Rosjan krzyczeć, czy używać przekleństw?
- Panie generale - Darek przybrał ton jakby cierpliwie tłumaczył coś dziecku. - Widzę,
że muszę jednak poświęcić trochę czasu na wyjaśnienia. Mówiąc w uproszczeniu znalezliśmy
sojusznika. I to tak potężnego, że współczesne armie ze swoim wyposażeniem są przy nim
żałosne. Zostaliśmy wyposażeni w sprzęt wojskowy i inną technikę, która wyprzedza
współczesne rozwiązania o setki lat. Myślę, że i tak niewiele panu wytłumaczyłem. Przekona
się pan jednak na własne oczy, że tak jest naprawdę. Nie proszę o wiele. Niech mi pan ten
jeden raz w pełni zaufa. Niczym pan nie ryzykuje. Najwyżej będziecie dalej tkwili w bazie i
nic się u was nie zmieni. Kiedy możecie być gotowi?
- Darek, obawiam się, że Amerykanie mogą nas podsłuchiwać.
- Niech pan się nie obawia. Rozmowa skierowana została bezpośrednio do pana
telefonu. Nikt nie jest w stanie nas podsłuchać.
- No dobrze. Za pół godziny mam odprawę z dowódcami.
Rozdzielenie zadań zajmie mi piętnaście minut i jeszcze godzina na przygotowanie
ludzi. Mów, jak to będzie wyglądało i co mamy robić?
- Niech pan generał słucha uważnie i proszę o dokładne zastosowanie się do
wytycznych. Proszę ustawić swoich ludzi na placu tak, żeby pozostało na nim nie mniej niż
pięćdziesiąt metrów wolnej przestrzeni. Tam odbędzie się załadunek. Chciałbym, aby
kolumny żołnierzy mogły bez przeszkód kolejno wchodzić na ten obszar. To wszystko co
macie robić. I niech nikt się niczemu nie dziwi.
Cały sprzęt, który pojawi się w bazie to nowe wyposażenie Wojska Polskiego. Odtąd
będziemy mieli do czynienia tylko z takim. Nasze współczesne wyposażenie trafi do lamusa,
dlatego powiedziałem, że żołnierze nie muszą nic z sobą zabierać. Teraz zainicjuję połączenie
z pańskiego telefonu do dowódcy bazy Warrior. Proszę przekazać mu to samo, co panu
mówiłem. Gotowość za godzinę i czterdzieści pięć minut. I tak jak pan mówił niedawno do
żołnierzy  jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy .
- Skąd o tym wiesz? - Spytał zdziwiony, ale w słuchawce rozległ się już dzwięk
nawiązywanego połączenia.
Widok wojska ustawionego w kolumnach, bez broni i z różnymi torbami robił smutne
wrażenie. Wyglądali bardziej jak zbiorowisko ubranych jednolicie kolonistów, niż regularna
armia. Kulicki zdołał przekazać dowódcom wszystkich szczebli odpowiednie rozkazy w
niecałe piętnaście minut. Musiał stanowczo uciąć wszelkie pytania. Nie dziwił się, że mieli
ich wiele, bo sam nic z tego nie rozumiał.
Postanowił zaufać Darkowi Tarnowskiemu, ale w głębi duszy obawiał się, że robi
sobie z niego żarty. Gdy na plac zaczęły wchodzić pierwsze pododdziały, Amerykanie z
placówki rozlokowanej dzisiaj nad ranem w małym budynku tuż obok, wyszli na zewnątrz i
przyglądali się im w zdumieniu. Tryglodyta miał najbardziej głupią minę z nich wszystkich.
Kulicki widział, że jeden z żandarmów, prawdopodobnie dowódca składał komuś meldunek
przez przenośny radiotelefon. Nie wyobrażał sobie, jak się zachowa, gdy na teren bazy w celu
przywrócenia porządku wjadą amerykańskie oddziały, a oni będą stali, jakby czekali na
spózniony autobus. I ten autobus nie nadjedzie.
Chyba wyjmie służbową broń i palnie sobie w łeb. Przecież cała sytuacja jest
niedorzeczna. Jak mógł dać się wrobić w coś takiego. Na sto procent nikt po nich nie
przybędzie. Miał coraz większe wątpliwości.
Od momentu, gdy ostatnie grupy weszły na plac minęło już kilka minut. Spojrzał na
zegarek. Do czasu gotowości, jaki podał Darkowi pozostało dwie i pół minuty. Nie wiedział,
co dokładnie powiedzieli jego dowódcy podległym żołnierzom, ale ci stali karnie. Pomyślał,
że to niesprawiedliwe. Ustawieni na placu żołnierze wypruwali sobie flaki.
Większość z nich każdego dnia narażała życie pełniąc służbę w tym kraju, a teraz nie
dość, że zostali zdradzeni przez sojuszników, to jeszcze musieli opuszczać swoją bazę bez
broni jak jacyś jeńcy. Albo co gorsza, zaraz zostaną zapędzeni z powrotem do kwater przez
uzbrojonych Amerykanów. Może nawet dojdzie przy tym do jakiejś bijatyki. %7łołnierze
również mieli ich już serdecznie dość.
Od strony opuszczonej i przez nikogo nie pilnowanej bramy wjazdowej rozległ się
rosnący na sile dzwięk silników. Nadjeżdżały trzy ciężarówki z Amerykanami, wóz
dowodzenia i dwa czołgi M1A1.
- Idą na całość - pomyślał Kulicki.
Czołgi zatrzymały się na tyłach placu, z ciężarówek wyskoczyli żołnierze i stanęli w
grupach dookoła Polaków, a wóz sztabowy podjechał do Kulickiego, obok którego stali jego
zastępcy. Wysiadł z niego jakiś nieznany generałowi oficer w stopniu pułkownika, w asyście
trzech rosłych drabów w mundurach marines. Podeszli prosto do niego.
- Co wy robicie!? - Zapytał bezosobowo. Uwadze Kulickiego nie umknęło, że jego
obstawa miała w rękach gotowe do strzału karabiny M-16.
Ponieważ nikt na te słowa nie zareagował, stanął przed generałem z miną, jakby miał
przed sobą młodego rekruta. Kulicki zmierzył go wzrokiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •