[ Pobierz całość w formacie PDF ]

płakać wewnątrz swego ceglanego serca. Chcąc uniknąć wstydu przymusowego
zniszczenia przez miejskie maszyny, które kruszą na oczach wszystko, postanowił
samodzielnie zawalić się nocą, pod świecącymi oczyma gwiazd.
- W którą stronę mam się przewrocie? - spytał siebie stary komin. I tu powstał
poważny problem sumienia.
Z jednej strony znajdowało się prowadzone przez siostry zakonne przedszkole,
szczebioczące głosami dzieci, które ofiarowały mu wiele szczęśliwych godzin swymi
radosnymi krzykami. Z tej strony zawalanie się nie było więc możliwe.
Z drugiej strony stał domek, w którym mieszkała stara wdowa po właścicielu
cegielni. Nie godziło się więc uszkodzić właśnie jego!
Od strony północnej stała rudera dziewięćdziesięcioletniego stróża, jedynej osoby,
która pamiętała chlubną historię cegielni (wprawdzie dzisiaj już cierpiał na sklerozę)
. Nie byłoby ładnie, wręcz anty-związkowo, pogrzebać ją przez gruzy. Trzeba ją
chronić.
Pozostawało jedyne wyjście: zawalić się na stronę południową, na wielką, zieloną
łąkę. Właśnie w tych dniach wiosna pokryła ją całą paletą złoto-żółtych kwiatów.
Jednak czy serce może pozwolić na taką masakrę?
Ból był tak intensywny, że wielkie poczerniałe łzy zaczęły wypływać z głębi ponad
stuletniego serca i wylewały się z wysokiego komina.
Jego anioł stróż (nie wiedzieliście, że kominy także posiadają swych aniołów
stróżów?) postanowił je zebrać i zaraz zanieść dobremu Bogu.
On spojrzał z czułością, wzruszył się, potem się uśmiechnął... i posłał małą muchę z
jednej z obór w okolicy Padanii do Wojskowego Instytutu Geograficznego w Rzymie.
Z wielką naturalnością mucha, wierna poleceniu, zrzuciła na mapę wojskową nr 207
małą, czarną plamkę, którą następnego dnia pilny kartograf, prawdopodobnie
krótkowidz, pomylił ze znakiem typowym dla map ministerstwa obrony,
wskazującym: Punkt odniesienia dla lotnictwa - możliwe obserwatorium wojskowe.
Zakaz rozbiórki. Sprawa została natychmiast zasygnalizowana szefowi Sztabu
Generalnego, który przekazał wiadomość właściwej prefekturze, burmistrzowi
zainteresowanego miasta, urzędowi środowiska i architektury, straży pożarnej,
urzędowi katastralnemu - i nie wiem jakim innym jeszcze urzędom...
I tak... stary komin stoi jeszcze.
Stary, koślawy, pochylony i zmęczony, ale szczęśliwy, z sercem zdolnym jeszcze do
kochania.
Bóg miłuje sprawiedliwość i nie opuszcza swych świętych (.Ps 37,28).
Najdłuższy dzień
Dla młodszego rybaka Johnnego najdłuższym dniem był czwartek 3 września 1998 r.
Wyszedł wcześnie z domu mówiąc do swoich: - wrócę bardzo pózno. Ale w sercu
swym dodał: - jeśli w ogóle wrócę! Tak wielka była jego rozpacz, obrzydzenie
życiem, fizyczny niepokój i wewnętrzna udręka, które od dawna gnębiły jego serce.
Wędrując szybko wzdłuż nadbrzeżnej uliczki, wijącej się w cieniu lasu, wszedł na
przylądek i dotarł do pola żarnowców. Stamtąd, schodząc prawie prostopadle
rozpadającą się ścieżką, dotarł do małej zatoki i ruszył wzdłuż opustoszałego,
skalistego brzegu, gdzie fale spokojnego morza pluskały wśród kamieni.
Wyciągnął się na ogromnym granitowym kamieniu i zaczął otwierać po raz nie wiem
który zatrutą ranę pamięci, która dręczyła mu sumienie wspomnieniami bolesnych
etapów przegranego życia. Nie pozostawało mu nic innego, jak rzucić się w morze.
Gdy wstawał, by zrzucić z siebie kurtkę, zobaczył niedaleko na falach łódz, która
szybko się zbliżała. Przy wiosłach pracowała energiczna dziewczyna, ubrana na
biało, spokojna, uśmiechnięta, o ciemnych włosach rozwianych przez wiatr.
- Czy mogę podjechać do pana? - zawołała piękna wioślarka.
- Naturalnie - odpowiedział zdumiony rybak Johnny. I zbliżywszy się do błękitnej
łodzi, która przybijała do brzegu, zauważył, że na lewej burcie znajdował się dziwny
napis: Zwiadomość.
Wyciągnął rękę do dziewczyny, która boso, lekko wyskoczyła na brzeg, potem
zbliżyła się i usiadła na wielkim, gładkim kamieniu naprzeciwko chłopaka.
- Ty masz na imię Johnny? - spytała kierując palec ku niemu. - Tak - odpowiedział
zdumiony młody chłopak. W tym momencie twarz dziewczyny pojaśniała i stała się
srebrzystym lustrem, w którym Johnny mógł wyczytać nie tylko własne imię, ale
spojrzeć na całe swoje życie.
Zobaczył siebie bardzo jasno: swój brak umiaru, fałsz i oszustwa, pasje i wyrzuty
sumienia, śmieszne przejawy pychy, zawziętość charakteru, brak wyrozumiałości,
nędze własnego egoizmu, lenistwo, niegodne wykorzystywanie innych, brak
prawdziwej miłości, zachłanność, zmysłowość, samotność, rozpaczliwą i ogromną
pustkę wewnętrzną.
Po raz pierwszy Johnny odkrył prawdę o sobie. Bez udawania, oszukiwania siebie,
bez kłamstwa. Odkrył samoświadomość, własne ja wewnętrzne. Pogrążyło go to w
upokarzającym przygnębieniu i w goryczy z powodu całej zrujnowanej młodości.
Zapłakał po raz pierwszy, nie wstydząc się łez, cicho, ale w sposób przejmujący. Były
to łzy wyzwolenia, upokorzenia, prawie że radości. Gdy osuszył zaczerwienione
policzki i otworzył oczy, piękna dziewczyna była już na brzegu i przygotowywała się
do odpłynięcia.
Dopiero wówczas Johnny zauważył, że na prawej burcie łodzi nieznanej dziewczyny
znajdował się napis: Nowe życie.
Piękna dziewczyna na chwilę zatrzymała wiosło i pozdrowiła go z daleka machając
ręką. Radosna, czysta, z tajemniczym uśmiechem. Szybko zniknęła za przylądkiem.
Skąd przypłynęła? Dokąd płynęła?
Johnny nigdy się tego nie dowiedział. Pojął jednak z niezwykłą jasnością, ku jakiej
mecie on sam skieruje swą łódz i jaki nowy kierunek nada swemu życiu.
Autentyczne nowe życie może zrodzić się jedynie ze świadomości, która jest córką
mądrości, daru Ducha Zwiętego, który pozwala nam dogłębnie poznać swoje
wnętrze.
Chlubą bowiem jest dla nas świadectwo naszego sumienia! (2 Kor 1,12).
Szczęśliwa zakochana
Młody narzeczony, który od kilku dni pełnił służbę wojskową w Rzymie, w
batalionie szkolenia rekrutów, w koszarach w Cecchignola, napisał do ukochanej
bardzo długi, bo aż siedmiostronicowy list!
Siedem stron! Aby powiedzieć... co?
Ze nie ma nic nowego do dodania.
Powtarzał jedynie stare, bardzo stare zdanie, które wyznawał jej przy każdym
spotkaniu. Zdanie wyszeptywane tysiące razy.
Nigdy nie widziałem dziewczyny tak bardzo szczęśliwej!
Ukochałem cię odwieczną miłością! (Jer 31,3).
Honorowy lis
Zima wcześnie zjawiła się w lasach kanadyjskich wokół Kingston, niedaleko od
jeziora Ontario. Zima ostra, długa, surowa, jakiej nie było od całych dziesięcioleci.
Wspaniały srebrny lis o wydłużonym pyszczku, o długich uszach i miękkim, długim, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •