[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Annette wycofała się, a Vicky szybko stanęła między nimi. Znając
usposobienie Stephena bała się, że może będzie usiłował zmusić
dziewczynę siłą.
- Zostaw ją w spokoju, Stephen - powiedziała.
- Cóż ona ci, na Boga, zrobiła?
- Kiedy coś zaczynam, doprowadzam to do końca - odparł lodowatym
tonem, nie spuszczając z nich oka, i sięgnął ręką biorąc butelkę z półki
tuż za drzwiami.
Vicky rozpoznała pojemnik z kwasem, który miała w ręce przy swojej
pierwszej wizycie w atelier. Fala przerażenia zaparła jej dech w
RS
105
piersiach, gdy jak zahipnotyzowana patrzyła, że Stephen wyciąga
szklany korek i zbliża butelkę do jej twarzy.
- Cóż - odezwał się - przechylając flaszeczkę tak, że płyn był bliski
przelania się przez krawędz - byłaby wielka szkoda, gdyby przypadkiem
zadrżała mi ręka. - Przy ostatnich słowach potrząsnął nieco dłonią, nie na
tyle, by wylać zawartość, ale wystarczająco, żeby Annette pojęła, co
musi zrobić...
Jedwab ześlizgnął się z jej smukłego ciała i ułożył się w fałdy u stóp.
- No, teraz już lepiej - oświadczył Stephen, niewzruszony drżeniem
dziewczyny. - Kontynuuj swoją robotę. No dalej! Dalej! - ostatnim
słowom towarzyszyło ostentacyjne spojrzenie na przechyloną buteleczkę.
- Ten kwas jest silnie żrący. Chcesz się o tym przekonać? -
obserwował je obie, by upewnić się, czy jego słowa wywierają
odpowiednie wrażenie. Bawił się delikatnym, szklanym pojemnikiem,
trzymając go przez cały czas tylko o centymetry od oczu Vicky.
Annette, wciąż nie pojmując przyczyn takiej przemiany jej bożyszcza,
wydyszała:
- Ty... ty nie mógłbyś, Stephen?
- Ociągaj się dalej, a otrzymasz odpowiedz. Widziałaś kiedy jak
wyglądają poparzenia kwasem? - zrobił pauzę. Kąciki ust rozciągnęły mu
się w diabolicznym uśmiechu. - Ale może najpierw pokażę wam coś
interesującego.
Zerknął niedbale na Annette.
- Tak. Te fotografie twojej siostry... nie widziałaś ich jeszcze, prawda?
- Na miłość boską, nie! - prosiła Vicky.
- Ach, więc powiedział ci o tych zdjęciach. - Nie było to pytanie. -
Musiałem się upewnić. Cóż, wielka szkoda. Chciałem, żeby ta sprawa
pozostała tylko między Jamesem a mną... do czasu, kiedy dostanę jego
solenną obietnicę, że skończy z przemysłem filmowym... na zawsze.
- A Annette?
- Och, o niej też pomyślałem. Kiedy je już zobaczy, będzie musiała
trzymać język za zębami. Sądzę, że już czas, by dowiedziała się, jaką
kobietą była w rzeczywistości jej siostra.
- Myślisz, że nie wiem?
Stephen był równie zaskoczony słowami Annette jak Vicky. Teraz,
już bez łez, patrzyła mu prosto w twarz.
RS
106
- Nie możesz mi powiedzieć o Lucille nic, czego już nie wiem.
Pokręcił głową.
- Może słyszałaś jakieś pogłoski, ale James ukrywał przed tobą
prawdę. - Wskazał wzrokiem ciemnię. - Tylko on i ja widzieliśmy to, co
jest tam schowane.
Twarz Annette zbladła pod warstwą pudru.
- Nie zadziwisz mnie - powiedziała. - Wiem wszystko. Owszem,
byłam całkiem zielona, kiedy wyjeżdżałam do szkoły w Anglii, ale tam
dzieciaki zadbały, żebym poznała wszystkie szczegóły. Naprawdę
wszystkie.
- Ale... trzy lata... - Vicky nie pojmowała, jak ta biedna dziewczyna
mogła to wytrzymać. - Chyba nie przypominali ci o tym przez cały czas?
- Zawsze znalazł się ktoś, kto lubił się bawić w ten sposób. Odwróciła
się do Stephena.
- Rozumiem, że te zdjęcia raczej nie są przeznaczone do albumu
rodzinnego?
- Nie możesz jej ich pokazać - rzekła gwałtownie Vicky. - Nie po tym
wszystkim, co już przeszła.
- Cóż za wzruszająca historyjka - odparł zimno. - Ale jak
powiedziałem, zawsze doprowadzam do końca to, do czego się zabrałem.
Pomachał butelką przed jej oczyma: zbędne przypomnienie.
Kiedy odsunął się trochę, Vicky zauważyła inny ruch w ciemnym
kącie pokoju. Ktoś poruszył się za jej plecami. Jedyne, co mogła zrobić,
to nie odwracać się.
- Robi mi się zimno. Kończmy tę sesję - powiedziała Annette drżącym
głosem, podnosząc jedwabną sukienkę.
Vicky poczuła pewność, że Annette również coś zauważyła i obawiała
się, że może skierować na to uwagę Stephena.
- Rozbiorę się, jeśli o to ci chodzi - oświadczyła - ale dopiero, gdy
położysz to świństwo tam, skąd je wziąłeś.
- No, widzę, że jesteś rozsądna - powiedział, odstawiając butelkę na
półkę.
Ledwie zdążył to zrobić, odwrócił się gwałtownie na dzwięk
dochodzący z sąsiedniego pokoju. Stał tam James.
Ze zduszonym okrzykiem rzucił się znów do flaszki. W pośpiechu
ześlizgnęły mu się palce. Jego krzyk przeszedł w cienki, wysoki skowyt,
RS
107
[ Pobierz całość w formacie PDF ]