[ Pobierz całość w formacie PDF ]
politycznym Imperium w roku 395; a kształt ten z kolei, utrwalony na długo, zaważył w spo-
sób niezwykły na dziejach Europy.
To wszakże należało do spraw przyszłości. Obecnie natomiast na plan pierwszy wysuwało
się pytanie, co zamierza zrobić Arbogast. Jedno było oczywiste i pewne: on sam nie przyw-
dzieje purpury cesarskiej! Jako Germanin spotkałby się natychmiast z otwartą wrogością lud-
ności rzymskiej we wszystkich prowincjach i z oporem ze strony władz cywilnych; a nawet
reakcja żołnierzy najemnych obcego pochodzenia mogłaby być nieoczekiwana. Komes więc
miał dwie drogi do wyboru. Mógł stwierdzić, że nie jest w niczym winien śmierci Walenty-
niana i nadal pozostaje całkowicie lojalny wobec Teodozjusza, który wyznaczy następcę
zmarłego według swego uznania. Ale mógł też samowolnie osadzić na opustoszałym tronie
Zachodu człowieka będącego tylko marionetką w jego ręku. Początkowo wydawało się, że
Arbogast pójdzie pierwszą drogą. W Konstantynopolu mianowicie stawili się bardzo rychło
jego wysłannicy, zawiadamiający, że młody cesarz popełnił samobójstwo ku największemu
bólowi komesa. Monety zaś, wybijane w podległych Arbogastowi mennicach Zachodu, nosiły
wizerunek Arkadiusza; co stanowiło oczywistą wskazówkę, że chciałby widzieć go jako
tamtejszego władcę.
W tej tak skomplikowanej sytuacji Teodozjusz postępował roztropnie i ostrożnie. Przyjął
do wiadomości relację, przekazaną przez posłów Arbogasta, uznał ją za wiarogodną i oficjal-
ną. Wciąż też odkładał decyzję w sprawie pogrzebu; ostatecznie zaś polecił pochować zwłoki
nie w Konstantynopolu, lecz w Mediolanie; oczywiście nadało to ceremonii inny, skromny
charakter. Wszystko to rzecz prosta nie oznaczało, by komesowi ufał. Chciał tylko zyskać na
czasie, zebrać siły, poczynić najniezbędniejsze przygotowania. Tymczasem zaś siostra tra-
gicznie zmarłego, cesarzowa Galla, nie ukrywała, że wersję szerzoną przez Arbogasta uważa
za zwykłe kłamstwo, jego zaś samego za mordercę; żądała pomsty. A ta piękna, młoda ko-
bieta miała niemały wpływ na męża mimo wrogości pasierba, Arkadiusza. W tym też du-
chu, co i ona, działał niemal wszechwładny obecnie Rufin; może dlatego, że upatrywał dobrą
sposobność do rozprawienia się z poganami, wciąż jeszcze piastującymi wysokie i odpowie-
dzialne urzędy.
Stanowisko naczelnika wojsk wschodniej części Imperium zajmował już od kilku lat Ri-
chomeres, Frank z pochodzenia i bliski krewny Arbogasta. Można by podejrzewać, że działał
na korzyść tego ostatniego; byłoby to wszakże przypuszczenie błędne. Richomeres należał
wprawdzie do żołnierzy obcego pochodzenia, uległ jednak całkowitej romanizacji, identyfi-
kował swoją sprawę z interesami Imperium i cesarzy. A służył poprzednio już kilku, i to z
bezprzykładną wiernością, lojalnością, odwagą. Wybił się tak dalece, że w roku 384 otrzymał
najzaszczytniejszą godność konsulat. Wydaje się, że posiadał jakieś wykształcenie, na pew-
no zaś chętnie przestawał z intelektualistami. W czasie pobytu w syryjskiej Antiochii zaprzy-
jaznił się z Libaniuszem, który sławił publicznie jego oddanie dla dawnych kultów i bogów.
W Konstantynopolu miał kontakty z niezmiernie tam cenionym retorem Temistiuszem. I
wreszcie w Rzymie, gdzie bawił krótko latem roku 389 wraz z Teodozjuszem, poznał i oto-
czył opieką pewnego profesora literatury łacińskiej z tamtejszego środowiska. Cesarz oczywi-
ście doskonale wiedział o pokrewieństwie łączącym obu Franków, Richomeresa i Arbogasta.
Mimo to nadal darzył pierwszego z nich zaufaniem niezachwianym.
Tak więc latem roku 392 obie strony, Teodozjusz i komes Zachodu, grały na zwłokę. Ar-
bogast pierwszy przeszedł do działania. Uczynił krok wprawdzie nieodwracalny, lecz jeszcze
nie oznaczający wypowiedzenia wojny. W dniu 22 sierpnia wyniósł na tron nowego, a raczej
swojego cesarza tamtej części Imperium.
96
[ Pobierz całość w formacie PDF ]