[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wchodzić jeden z pielęgniarzy. To już raczej
dziwne zainteresowanie Zahtia tymi drzwiami
było konkretniej szą poszlaką...
Prawie bezmyślnie uchyliłem jedną z szaf i
zajrzałem do środka. Odskoczyłem
gwałtownie, uderzając plecami o kant skrzyni.
Z wnętrza szafy spojrzała na mnie ludzka
twarz. Moja twarz! W następnej chwili
wiedziałem już, że było to lustro, ale pierwsze
wrażenie było piorunujące. To zakrawało na
celową złośliwość. Po co umieszczono lustro
we wnętrzu szafy? W następnej szafie nie było
nic, w trzeciej z kolei znów lustro. Miałem na
tym poprzestać, lecz uległem pokusie, by
otworzyć czwartą. Spojrzała na mnie twarz, ale
tym razem nie moja! To był Zahtl. Stał we
wnętrzu szafy, z palcem położonym na ustach i
oczami utkwionymi we mnie nieruchomo,
jakby nakazując mi milczenie. Nie
zastanawiając się, zatrzasnąłem szafę i szybko
wycofałem się na korytarz, gdyż równocześnie
dało się słyszeć tupanie nóg na schodach.
Czyżby... Zahtl był moim sprzymierzeńcem? A
może tylko udaje takiego! Wie, że tylko ja znam
tajemnicę jego tożsamości, i jak gdyby daje mi
do zrozumienia, że mam nie zwracać na niego
uwagi..."
Zamknąłem starannie drzwi i zacząłem się
znów przechadzać po korytarzu. Od strony
schodów nadciągał orszak złożony 2 kilku
starszych panów. Na końcu pięcioosobowej
grupki kroczył Quin,
przecierający nerwowo okulary. Mijałem ich
obojętnie, bacząc " pilnie, by ani na chwilę nie
zatrzymać wzroku na twarzy -'';! pułkownika,
który w cywilnym ubraniu oczywiście "
kroczył pośród innych członków szanownej
komisji. Ku mojemu zdziwieniu pułkownik
stanął nagle, odwrócił głowę i przyglądając mi
się ':: :;J natarczywie, zrobił trzy kroki w moją
stronę, 'n;:':.
Słowo daję! zakrzyknął nagle, wyciągając
do mnie obie-"?^ '" dłonie. Przecież to
Kreis? Chyba się nie mylę! a Zwróciwszy się
do Quina: Nie spodziewałem się spotkać tu
starego :-'[;" znajomego! Czy to coś poważnego,
doktorze? .:;r;;cc?';-.;
Quin przestał trzeć chustką szkła i, włożywszy
je na nos; tozłózył ręce.
" : ." :-:.;::.:.." !i" ^ '
Nie wiem jeszcze... Pan Kreis przybył tu
dopiero wczora^gśt " '" na obserwacji. Jeśli
panowie chcą porozmawiać, to proszę ws-ib
bardzo... .;;ln;Ki3t
Ależ tak, tak, oczywiście! pułkownik był
cały w uśmiećBaełi, ściskał moje dłonie i
naprawdę wyglądał na wielce uradowanego.
Okropnie długo nie widzieliśmy się z Kreisem!
Ujął mnie za ramiona i, potrząsając, patrzył mi
w oczy.
No, i co, stary ?! piał radośnie.
Poznajesz mnie chyba ? Objął mnie czule i
przycisnął do piersi, klepiąc dłonią po karku.
Jestem tu służbowo. Taka tam inspekcja z
Kosmedu. Ale co tam. Koledzy poradzą sobie
beze mnie. Nie co dzień spotyka się człowieka,
którego się nie widziało od setki lat z okładem!
Quin, choć usiłował to ukryć był wyraznie
zadowolony z pozbycia się jednego członka
uciążliwej dla niego grupy inspekcyjnej. Musiał
być niezupełnie w zgodzie z przepisami, bo
zachowywał się dość nerwowo i wyraznie
nadskakiwał inspektorom.
Schodząc do ogrodu rozmawialiśmy z
pułkownikiem podniesionymi głosami i tak,
jakbyśmy nie widzieli się naprawdę od stu lat.
Dopiero na odosobnionej ławce pułkownik
zmienił ton.
O co chodzi, Kreis? Nie możemy za długo
gadać, streszczaj się.
Doskonale pan zagrał to spotkanie!
powiedziałenu-r.;!:' z uznaniem. A poza tym
mam pewne wątpliwości.... [IA- ':."
To jeszcze nie powód... wtrącił, ^w:^^ -
.'."A .ainos:-'
Wiem. Ale wątpliwości są
szczególnegOEtodzajtr. Pieiwsa^o;
z nich rozproszył pan swoim przybyciem..;'::-
'..'.'." !.- -,- '^bn w.''
Nie rozumiem. : ;qs r^c-n i/^ i '-.'N
..." {ds7S^
Myślałem, że... ja tu siedzę na
takt)^',llie^7|asai?ie,r^fc'
albo jeszcze gorzej... .: !i:;?i~i:rso's o;: ^i ajeb
w-{
Co to za głupstwa? Czy sądzisz, że jesteśmy
usposobieni do idiotycznych żartów ? Dla
jakichś- tam przywidzeń ściągasz mnie tu na
gwałt, jakbyś co najmniej odkrył jakieś ważne
poszlaki. Wiesz przecież, że ten numer z
komisją jest niepowtarzalny! Nie dość, że
musiałem częściowo wtajemniczyć w/nasze
sprawa " ^żefu-^Soifiledtó/ to jeszcze.'robimy
zamieszanie na wyspise^0or/-
fftóHinyró pomaga! .sices-J
matnia stW w Wyjaśniłem'szybko, że i
owszem, są posałdki^-ithoć-nwWiadddo,-czy
dotyczą interesującej nasSprawy.
P&wi
' : " " i '" etii^w' ról uw\ srt^^i .; " ' Pułkownik zmarszczył się i pokręcił głową. '" 's Y('' " " '' \
:
Informacje czerpaliśmy z Kosmedu. Podali
nasi i 'tego ZahUa. %7łe wrócił z Brantem i tak
dalej. Kosmed wie to, co mu podano' w
skierowaniu. Zahtl pracował w Służbie
Lunarnejh- '
Proszę dyskretnie sprawdzić na Księżycu.
Myślę, że wciąż tam pracuje albo... ..;-" "
, .
Rozumiem. Myślisz, że... zniknął i kteś
pożyczył sobie jego tożsamość? Dobrze,
sprawdzę to.
Pułkownik był niezadowolony. Milczał 4}uga
chwilę, ważąc w myślach moje doniesienia.
' . :
. Czy naprawdę nikt oprócz nas i Sato nie wie
o mojej misji? spytałem tknięty nagłą myślą.
Nikt. Szef Kesmedu wie coś niecoś, ale nic
konkretnego.
A sygnały? Kto je pierwszy odkrył?
Mówiłem już: zarejestrował je bezludny
satelita,
a zainteresowali się nimi pracownicy KORAD-
u. Zaraz potem
przejęliśmy cały materiał my, to znaczy
dowództwo Kosmocentrum.
Tak czy inaczej, sprawa sygnałów przeszła
przez kilka par rąk i nie można uważać jej za
tajemnicę?
Nno... raczej nie.
A wyprawa Branta, ta, w której brał udział
prawdziwy Zahtl, nie dotarła, o ile wiem, do
Fomalhaut?
Nie. Zawrócili z przyczyn technicznych.
Jeszcze tylko jedno pytanie
przypomniałem sobie. Czy przedtem nie było
tego rodzaju sygnałów? Myślę o
przypadkowych obserwacjach na przykład z
pokładu rotoplanów, przelatujących nad tym
rejonem Pacyfiku...
- Nie. Od roku obowiązuje zakaz przelotu nad
wyspą i w jej rejonie. Quin zażądał tego,
podobno szum silników szkodliwie wpływał na
pacjentów. Quin ma duże wpływy w
Kosmedzie, więc robią, co chce.
Wpływy? Jakiego rodzaju?
Ma kilku przyjaciół na wysokich
stanowiskach. Niektórych, zdaje się, leczył...
Pułkownik wstał gwałtownie i ruszył w
kierunku domu. Poszedłem za nim,
rozumiejąc, że rozmowa skończona. ' ;
Rób dalej swoje, Kreis powiedział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]