[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chciałaby mu wierzyć. W to, że się. zmienił, że co innego ma teraz dla
niego znaczenie. Ale niezaprzeczalnym faktem było to, że właśnie ją
opuszczał. Zawsze tak było.
- Proszę. - Wcisnął jej do ręki klucz. - Do mojego mieszkania.
Zajmiesz się nim podczas mojej nieobecności?
- Ależ, Michael... Ja nie mam pojęcia, jak ty byś chciał je. urządzić.-
Zrób to po swojemu. Na pewno mi się spodoba. Tara milczała, wpatrując
się w klucz.
- No, dobrze - rzekł, biorąc jej milczenie za zgodę. - Naprawdę
muszę już lecieć. - Dal jej całusa w policzek i schylił się, żeby wziąć na
ręce Brandona.
- Opiekuj się mamą, miody człowieku. I nie zapominaj o mnie,
zgoda?
- Da!
- No jasne, że tak - powiedział ze śmiechem Michael, podając go
Tarze. - Wrócę najszybciej, jak będę mógł.
Przez chwilę zatrzymał na niej spojrzenie i odwrócił się do wyjścia.
- Michael.
Stanął w miejscu. Przez moment stał w bezruchu, bojąc się tego, co
Pona & Polgara
usłyszy. Odwrócił się z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Jego oczy
jednakże wyrażały co innego. Był w nich smutek, niepokój, nieznana jej
wcześniej wrażliwość. Zaskoczyło ją to. Nie przypuszczała, że tak łatwo
można go zranić. Mężczyzna, z którym dzieliła życie, nie miał słabych
punktów. Był ambitny i niepokonany, ale nigdy słaby.
Ta nowa wartość, którą w nim odkryła, sprawiła, że przemilczała
wszystkie gorzkie słowa, jakie chciała powiedzieć.
- Co do Johna... to już nieaktualne - powiedziałai przez moment
zapanowała cisza. - To nie zmienia faktu, że...
- Ciii... - Nie przestając się uśmiechać, przyłożył jej palec do ust. - Nie
myśl o tym, co nie może się zdarzyć. Nie myśl o swoich obawach. Myśl
tylko o tym, że cię kocham.
Pona & Polgara
ROZDZIAŁ ÓSMY
- Skoro tak koniecznie chcesz się rozwieść z Michaelem, to dlaczego
przez te dwa lata byłaś jak nieżywa?
Tara podniosła głowę znad biurka w „City Beat". Seth, ubrany w
trzyczęściowy garnitur, niespokojnie przemierzał pokój w tę i z
powrotem. Ręce wcisnął głęboko w kieszenie spodni i, jak
przypuszczała, na niej chciał odreagować swój kiepski nastrój.
Westchnęła z siostrzaną wyrozumiałością, składając to na karb
zamieszania, jakie wywołało pojawienie się Angie Donahue. W jakiś
sposób ciążyła ona wszystkim z klanu Connellych.
- Myślałam, że chcesz mnie zaprosić na lunch, a nie wszczynać
kłótnie - powiedziała z kapryśną miną.
Ku jej zadowoleniu Seth lekko się uśmiechnął. Bardzo chciała
poprawić mu nastrój, ale nie swoim kosztem. O Michaelu nie będzie z
nim rozmawiać.
Minęło już osiem dni, odkąd wyjechał, a miał przecież wrócić za trzy.
Tyle warte są jego obietnice. W tejmierze nic się nie zmieniło.
Rozczarowana i rozgoryczona, bardziej niż kiedykolwiek trwała w
przekonaniu, że rozwód będzie najlepszym rozwiązaniem.
- Rozmawiałem z nim tuż po jego powrocie - rzekł Seth,
zatrzymując się i patrząc jej prosto w oczy. - Ten facet cię kocha, Taro.
On tego rozwodu nie chce.
Przymknęła oczy. Znowu to samo!
- Jeśli nie chcesz reprezentować mnie w sądzie, to nie ma sprawy -
odparła kategorycznym tonem.
- Ojciec z pewnością znajdzie mi kogoś na twoje miejsce.
Seth skrzyżował ramiona, oparł się plecami o ścianę i wlepił w nią
uważne spojrzenie.
Pona & Polgara
- Nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Jakie znowu pytanie? - zapytała tonem osoby na skraju
cierpliwości.
- Skoro upierasz się przy tym rozwodzie, czemu tak dziwnie się
zachowywałaś? Myślę, że przez cały ten czas czekałaś na niego. Nigdy
nie pogodziłaś się z tym, że on zginął. Kochasz go - dodał z naciskiem.
- Teraz już nic nie stoi na przeszkodzie, żebyście wreszcie byli
razem.
Nic z wyjątkiem serii nieporozumień, wybuchów gniewu i żalu. Nie
miała zamiaru o tym mówić. I nie pozwoli się wyprowadzić z
równowagi. Seth był jej najukochańszym bratem. Rozumiała jego dobre
intencje. Podobnie jak i to, że tak naprawdę nigdy nieczuł się
pełnoprawnym członkiem jej rodziny. Zupełnie jak Michael. To dlatego
trzymał teraz jego stronę. Wstała i wyszła zza biurka, aby go przytulić.
- Kocham cię, braciszku - wyszeptała mu do ucha. - Proszę, daj
spokój. Chyba nie chcesz mnie zdenerwować - dodała ostrzegawczym
tonem.
Kiedyś nie pozwoliłby nikomu na takie czułości, ale Tara miała na
niego swoje sposoby.
- Zabierz mnie na lunch - rozkazała, przyjmując rolę apodyktycznej i
kapryśnej siostry. - Pogadamy sobie o tym i owym, ale na pewno nie o
kłopotach w naszej rodzinie. Moich też nie.
Zrobiła minę, jakby niespodzianie wpadł jej do głowy rewelacyjny
pomysł.
- Hej, a co byś powiedział na mecz? Dawno nie oglądaliśmy naszych
Lwiątek w grze. - Musnęła czule palcami jego krótkie, brązowe włosy, a
w jego oczach pojawiły się ciepłe błyski. - Co ty na to? Powydzieramy
się na sędziego, upaćkamy się keczupem.
- Zawsze musisz postawić na swoim, prawda, siostro? - utyskiwał
udobruchany; podczas gdy Tara zdejmowała już okrycie z wieszaka.
- Ojej, złościsz się, bo ci się postawiłam. Choć raz przyjmij
przegraną jak mężczyzna.
Wzięła go pod ramię i nieomal siłą wyprowadziła z pokoju.Tara
zamknęła książkę z trzaskiem. Trzy razy czytała tę samą stronę, na
próżno próbując coś zrozumieć. Zbyt wiele myśli kłębiło się w jej
Pona & Polgara
głowie.
Był późny wieczór i jedynie ona została jeszcze w salonie. Wszyscy
inni dawno położyli się spać. Pomyślała o Brandonie. Na pewno
smacznie spał w swoim łóżeczku na górze. Tak szybko rósł. Czasami
chciałaby zatrzymać czas, żeby pozostał niewinny i radosny, wolny od
rozczarowań, jakie niewątpliwie spotkają go w życiu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]